Ikony futbolu #1: Ronaldinho – ostatni w swoim gatunku. Historia piłkarskiego magika.

Choć na szczycie utrzymywał się stosunkowo krótko, to dla wielu na zawsze będzie tym najlepszym, najefektowniejszym i wskrzeszającym radość z oglądania piłki. Kolorowy ptak, magik futbolu, wieczny imprezowicz i największy idol obecnych trzydziestolatków. Po prostu Ronaldinho.

Kariera brata, śmierć ojca i mały diamencik

Ronaldo de Assis Moreira przyszedł na świat 21 marca 1980 roku w Porto Alegre, jako syn pani Migueliny, pracującej jako sprzedawczyni i pana Joao, będącego stoczniowcem. W piłkę grywał zarówno jego ojciec, jak i starszy brat, który przejawiał talent pozwalający wierzyć, że jest w stanie zrobić karierę na międzynarodowym poziomie.

Roberto – występujący na boisku pod pseudonimem Assis – już jako 16 latek podpisał kontrakt z Gremio Porto Alegre. Starszy z braci reprezentował nawet Brazylię na mistrzostwach świata u-17 w 1987 roku oraz mundialu u-20 dwa lata później. Assisa prześladowały jednak kontuzje. Mocno dotknęła go także śmierć pana Joao i presja związana ze wzięciem na swoje barki obowiązków głowy rodziny.

Assis szczególną opieką otoczył brata, który traumę związaną z utratą ojca leczył godzinami spędzanym z piłką przy nodze. Do legendy przeszła już historia o tym, jak mały Ronnie szlifował drybling, kiwając się ze swoim ukochanym psem – Bombomem.

Malec niebawem trenował całymi dniami. Zarówno na hali, jak i na plaży. Jako 13-latek strzelił swoim przeciwnikom 23 gole w meczu juniorskim, czym po raz pierwszy przykuł uwagę opinii publicznej w Kraju Kawy. Był już wtedy pod skrzydłami Gremio, które zdawało sobie sprawę, że ma w klubie nieoszlifowany diament. Małego Ronaldo, czyli Ronaldinho, który dodatkowo zyskał przydomek Gaucho – określenie charakterystyczne dla mieszkańców Porto Alegre, oznaczającego kogoś w rodzaju brazylijskiego kowboja.

Upokorzony Dunga i turniejowe lato

W seniorach Gremio Ronaldinho zadebiutował w 1998 roku. Był już wtedy mistrzem świata do lat 17, a niebawem miał zacząć podbijać dorosły futbol. Jego pierwszy wielki mecz nadszedł 20 czerwca 1999 roku. Gremio mierzyło się wówczas z erbowym rywalem – Internacionalem – w finale mistrzostw stanowych. Ronnie dwukrotnie wówczas ośmieszył swoimi dryblingami Dungę. Kapitana reprezentacji Brazylii z World Cup 1994, kiedy to Canarinhos sięgnęli po tytuł mistrzów świata.

Świetna dyspozycja nastolatka poskutkowała powołaniem na turniej Copa America rozgrywany latem 1999 roku. Pełnił rolę jokera, strzelił nawet gola Wenezueli, a Selecao wygrali kontynentalne zmagania.

Niemal z marszu poleciał także na Puchar Konfederacji. Tam Brazylijczycy grali rezerwowym składem, a młodzian z Porto Alegre odgrywał ważniejszą rolę niż w czasie Copa America. Ustrzelił gola w każdym meczu, Arabii Saudyjskiej aplikując hat-tricka, a następnie zgarnął statuetkę dla najlepszego piłkarza turnieju. Canarinhos musieli jednak w finale uznać wyższość gospodarzy – Meksyku.

Francuskie perturbacje

Kwestią czasu było, aż Ronnie przykuje uwagę europejskiej elity. Parol na młodym Brazylijczyku chciał zagiąć Arsene Wenger, ale brytyjskie prawo pracy komplikowało kwestię podpisania kontraktu przez Ronaldinho, który ostatecznie wylądował po drugiej stronie kanału La Manche, parafując umowę z PSG.

Przeprowadzkę komplikowało Gremio, które twierdziło, że cały transfer odbywał się za ich plecami. Nim wszystkie sprawy zostały naprostowane, Ronnie pół roku trenował jedynie indywidualnie i nie brał udziału w meczach. Między innymi to sprawiło, że gdy już mógł grać, miał problemy z natychmiastowym wpasowaniem się do zespołu z Paryża.

Jednakże z początkiem 2002 roku zaczął wchodzić na wysokie obroty, aplikując gole rywalom w czterech kolejnych meczach. Co raz częściej czarował też publikę w Parku Książąt arsenałem swoich fantazyjnych zagrań. Z zapartym tchem przyglądał się temu m.in. młody Mikel Arteta. Bask współdzielił wówczas szatnię z Ronaldinho, będąc wypożyczonym do Francji z rezerw Barcelony.

 Ronaldinho z czasów, kiedy obaj byliśmy w PSG, był najbardziej utalentowanym gościem, jakiego widziałem w życiu. Był niewiarygodny. Jego technika, naturalna zdolność do panowania nad futbolówką, triki, które robił, dryblingi, które rozpoczynał – nie mam na to słów. Nie ukrywam, że wiele razy próbowaliśmy powtórzyć jego wyczyny, chociaż trochę ukraść jego talent, ale to nigdy nie wychodziło. Nigdy. Był nie do podrobienia

Wspominał obecny trener Arsenalu.

Mistrz świata

Latem 2002 roku Luiz Felipe Scolari zabiera pomocnika PSG na Mundial do Japonii i Korei. Tam Ronnie zalicza m.in. szalony mecz z Anglią. Najpierw asystuje przy golu Rivaldo, następnie wrzuca futbolówkę za kołnierz Davidowi Seamanowi, by na końcu wylecieć z boiska za faul na Dannym Millsie.

Dziewięć dni później schodzi z boiska w 85 minucie finałowego meczu z Niemcami. Canarinhos prowadzą 2-0 po dublecie Ronaldo, a Ronnie może napawać się owacją szalejących kibiców z Kraju Kawy. Do Paryża wraca jako mistrz świata.

Książę Paryża

W stolicy Francji staje się niekwestionowanym liderem. Dostarcza liczby i konkrety na boisku, ale też raduje publiczność swoją grą, prezentując cały arsenał technicznych fajerwerków. Zawsze z nieodłącznym, szerokim uśmiechem na twarzy. Jak sam kiedyś stwierdzi: Futbol to zabawa, więc dlaczego mam być poważny?

Brylował w ważnych meczach. Notorycznie karcił obrońców Marsylii. Z defensywą Guingamp zrobił to:

Jednocześnie karnawał trwał u niego nie tylko na boisku. Uwielbiał imprezować, spóźniał się z urlopów w Brazylii, odpuszczał mniej prestiżowe mecze, czym irytował sztab szkoleniowy i kolegów. Ale jego dni pod wieżą Eiffla i tak były policzone…

Odpowiedź na Beckhama czaruje o północy

Latem 2003 roku David Beckham zamienił Manchester United na Real Madryt. Ten transfer rozczarował wielu fanów FC Barcelony. Nie tylko dlatego, że szeregi ich największego rywala zasilała angielska supergwiazda, ale także dlatego, że wcześniej to Joan Laporta obiecał kibicom Blaugrany, że ściągnie Becksa na Camp Nou. Okazało się, że słowa Laporty były zwykłą kiełbasą wyborczą, która miała mu zapewnić zwycięstwo w wyborach na prezydenta klubu. Laporta wiedział jednak, że potrzebuje ściągnąć  do Barcy duże nazwisko, by udobruchać wściekłych kibiców. Jego wybór padł na Ronaldinho. Brazylijczyk natomiast był w tamtym czasie łączony z Manchesterem United, jako potencjalne zastępstwo po odejściu Beckhama. Ostatecznie 30 milionów euro, które zaoferowali działacze z Katalonii, wystarczyło, by sprowadzić Brazylijczyka do Barcelony. Ten transfer był ważnym momentem zarówno dla ekipy z La Liga, jak i byłego gracza PSG.

Ronnie zadebiutował w Barcy 30 sierpnia 2003 roku w meczu z Bilbao. Premierowego gola strzelił już w drugim – pamiętnym – meczu z Sevillą cztery dni później. Dlaczego pamiętnym? Bo zaczął się on pięć minut po północy, gdyż tego same dnia wieczorem Ronaldinho musiał się stawić na zgrupowaniu reprezentacji Brazylii. Prezes Sevilli grzmiał wówczas, że władze La Liga gną karki przed zawodnikiem, który w lidze jeszcze nic nie osiągnął. Mecz ten otrzymał nazwę „El partido del gazpacho”, gdyż władze Dumy Katalonii rozdawały wiernym fanom na trybunach darmowe przekąski. Między innymi zupę gazpacho.

Ronaldinho przywitał się natomiast z publiką na Camp Nou soczystym uderzeniem, po którym padł jego debiutancki gol.

Ryk 80 tysięcy gardeł fanów zgromadzonych na trybunach miał rzekomo wywołać małe wstrząsy sejsmiczne, zarejestrowane przez obserwatorium uniwersyteckie w Barcelonie. Mecz zakończył się wynikiem 1-1. Gola dla ekipy z Andaluzji ustrzelił nieżyjący już Jose Antonio Reyes.

Król futbolu

Po kiepskim początku (na półmetku kampanii Baca była dopiero 12), Duma Katalonii finiszuje w sezonie 2003/2004 na drugim miejscu w lidze hiszpańskiej. W przerwie między sezonami na Camp Nou przychodzą m.in. Deco i Henrik Larsson. Po latach marazmu Blaugrana odzyskuje blask. Mistrzostwo Hiszpanii wraca do Katalonii po sześciu latach.

Za rok 2004 Ronnie zgarnia nagrodę dla Piłkarza Roku FIFA. W roku kolejnym powtarza ten wyczyn, a dodatkowo zostaje uhonorowany Złotą Piłką. Kilka miesięcy później poprowadzi Barcę do drugiego z rzędu mistrzostwa Hiszpanii i po 14 latach przerwy pozwoli stolicy Katalonii ponownie się cieszyć ze zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Chociaż akurat w czasie finałowej potyczki z Arsenalem, to nie on wcielił się w główną rolę.

Nie zmienia to faktu, że był już wtedy piłkarskim półbogiem. Idolem milionów ludzi na całym świecie. Oglądanie jego boiskowych poczynań sprawiało prawdziwą frajdę. Na boisku popisywał się zagraniami, które zapierały dech w piersiach. Był wielkim improwizatorem, kolorowym wolnym ptakiem, którego nie można było zamknąć w klatce zbudowanej ze sztywnych ram taktycznych. Wszystkie te wspaniałe zagrania wykonywał z taką łatwością i wymalowaną na twarzy radością, że ciężko było go nie pokochać. A nawet jeśli go nie kochałeś, musiałeś mieć do niego szacunek. Choćby za tak magiczne gole, jak to legendarne uderzenie z Chelsea w Lidze Mistrzów:

Oklaskiwali go nawet fani Realu Madryt, nienawidzący przecież swoich zajadłych wrogów z Katalonii. Ale to był moment, gdy zwyciężał futbol. Czysta radość z gry, ponad klubowe animozje. Reakcja zarezerwowana tylko dla największych maestro futbolu. Przed Ronaldinho na taki zaszczyt zasłużył tylko Maradona.

Powolny zjazd

Na mistrzostwa świata w Niemczech w 2006 roku Brazylijczycy ruszali w roli wielkich faworytów. Jednakże Canarinhos już w ćwierćfinale musieli uznać wyższość Francuzów. Naszpikowana gwiazdami kadra znalazła się pod ostrzałem kibiców i mediów, a Ronaldinho wydał specjalne oświadczenie, w którym przepraszał zawiedzionych fanów. Nie wiedział jeszcze wtedy, że była to dla niego ostatnia szansa na powtórzenie sukcesu z 2002 roku. Więcej na Mundialu nie zagrał, chociaż miał dopiero 26 lat. Mało sportowy tryb życia miał mu coraz bardziej utrudniać zadanie utrzymywania się na piłkarskim szczycie. Jego forma głównie zaczęła spadać.

Z Barceloną nie sięgnął już po żadne trofeum. Dał jednak fanom z Camp Nou jeszcze kilka niezapomnianych momentów. Z cules pożegnał się w taki sposób:

To był marzec 2008 roku. Wkrótce Ronnie złapał długotrwałą kontuzję i okazało się, że gol strzelony przewrotką Atletico, był jego ostatnim strzelonym w barwach Dumy Katalonii. Wkrótce miejsce Franka Rijkaarda na stołku trenerskim Barcy zajął Pep Guradiola, dotychczasowy opiekun drugiej drużyny. Guradiola nie widział w budowanym przez siebie zespole miejsca dla Ronaldinho, który w tamtym czasie bardziej już był skupiony na dobrej zabawie niż na grze w piłkę.

Latem 2008 roku Ronnie przeniósł się do Mediolanu, by reprezentować barwy AC Milanu. To był poniekąd symboliczny moment końca boskości czarodzieja z Porto Alegre. Od tego momentu wychowanek Gremio głównie odcinał kupony.

Włoska przygoda

Mimo wszystko w barwach Rossonerich zaczął z wysokiego C. Zdobył gola w derbach Mediolanu, a na koniec listopada uzbierał już siedem trafień. Z wierzchu wszystko wyglądało bardzo dobrze, ale działacze i fani Milanu wiedzieli, że Ronnie natychmiastowo zapoznał się też z urokami nocnego życia w mieście mody. Doszło nawet do tego, że kibice sami wyganiali go do domu z klubu nocnego, kiedy ten bawił się w najlepsze o trzeciej nad ranem w dzień meczowy. Wkrótce zaczął latać na imprezy do Paryża, by uniknąć wścibskich osób. Na niewiele się to zdało…

Wkrótce Carlo Ancelotti zaczął permanentnie sadzać go na ławce rezerwowych. Jego los odmienił się, gdy Włocha zastąpił rodak Ronniego – Leonardo. Pod jego skrzydłami Ronaldinho znów zaczął przypominać topowego gracza i sezon 2009/10 zakończył z 12 golami i 14 asystami na koncie. Problem w tym, że tyle co z Ronniego, Leonardo nie potrafił wykrzesać z reszty zespołu i szybko pożegnał się z posadą. Jego miejsce zajął Max Allegri, który nie miał litości dla lekkodusznego latynosa i szybko odstawił go na boczny tor, co skończyło się wyjazdem Brazylijczyka do ojczyzny i podpisaniem kontraktu z Flamengo. Na koniec Ronnie nie omieszkał wbić szpileczki nowemu opiekunowi Rossonerich:

Jestem piłkarzem, który zawsze czuje głód gry, ale Allegri mnie pomijał przy ustalaniu składu. Bardzo mnie to irytowało. Byłem w dobrej formie, a on nie pozwalał wyrażać mi siebie. Dlatego odszedłem.

Ostatnia samba i płonne nadzieje

Ronnie we Flamengo znów zaczął obiecująco, ale z każdym kolejnym miesiącem tracił impet, aż w końcu fani z Rio nie wytrzymali i po jednym z meczów w których wychowanek Gremio znów wypadł zaskakująco blado, pożegnali go gwizdami. Do tego doszedł konflikt z trenerem i klubowymi działaczami, którzy zalegali swojej gwieździe pieniądze. Problemy nie przemijały, a zaczęły się tylko nawarstwiać. Ronaldinho po treningach opuszczał siedzibę klubu w towarzystwie grupy ochroniarzy, by nie poczuć na własnej skórze gniewu fanów Flamengo. Na jedną z sesji przybył pod wpływem alkoholu, aż w końcu w połowie 2012 roku rozwiązał kontrakt.

Następnie zakotwiczył w Atletico Mineiro, gdzie wykonał swój last dance i pokazał, że jeśli mu się chce, to potrafi jeszcze wskoczyć na wysoki poziom. Przez dwa lata zgarnął mistrzostwo Brazylii i powiódł Atletico do zwycięstwa w Copa Libertadores. Samemu zgarnął statuetkę dla najlepszego piłkarza w lidze.

Miał nadzieję, że Luiz Felipe Scolari dzięki temu da mu okazję do gry na Mundialu w 2014 roku, gdzie Ronnie mógłby się pokazać brazylijskiej publice. Nic z tego. Scolari postawił na inne nazwiska, a Ronaldinho zakończył reprezentacyjną karierę z 97 meczami i 33 golami na koncie.

Futbolowe ostatki

Kolejnym dowodem na to, jak wielkim piłkarzem był Ronnie stał się moment, gdy wraz z Atletico zagrał na Klubowych Mistrzostwach Świata. Tam w półfinale ekipa z Belo Horizonte musiała uznać wyższość marokańskiego Raja Casablanca. Świat obiegły jednak ujęcia, jak po meczu zawodnicy najlepszego klubu Afryki, otoczyli wianuszkiem wychowanka Gremio i zaczęli go rozbierać, pragnąc zabrać ze sobą do domu pamiątki związane z reprezentantem Canarinhos.

W lipcu 2014 roku Ronaldinho opuścił szeregi Atletico Mineiro. Dwa miesiące później związał się z meksykańskim zespołem o nazwie Quertaro. To było już jednak tylko odcinanie kuponów. Ronnie wrócił do swoich dawnych nawyków i chociaż zdołał ustrzelić dla swojego nowego klubu kilka goli, to jego koledzy z zespołu wspominają tamten okres głównie, przez pryzmat grubych imprez, które odbywały się w domu ich bardziej utytułowanego kolegi.

To było szalone. Przyjeżdżałeś do jego domu, a ludzie bawili się wszędzie i kelnerzy podawali ci drinki. Niewiarygodne. Wszystko za darmo, czerwone dywany, wszędzie ochroniarze, kobiety. Takie gwiazdy żyją inaczej i cieszą się życiem w inny sposób. Zresztą, mówimy o Ronaldinho, co tu więcej dodawać?

Wspominał chilijski piłkarz Patricio Rubio.

Po powrocie z Meksyku Ronnie zaliczył jeszcze epizod we Fluminense, a następnie udał się do Indii, gdzie grał w lidze futsalu razem z m.in. Paulem Scholesem, Ryanem Giggsem czy Hernanem Crespo. 16 stycznia 2018 roku oficjalnie potwierdził, że zawiesza buty na kołku, choć w oczach wielu fanów, zrobił to już kilka lat wcześniej.

Afery i skandale

W marcu 2020 roku na świecie znów zrobiło się głośno o emerytowanej gwieździe. Okazało się, że Ronaldinho nawet po zakończeniu przygody z profesjonalną piłką, nadal jest zdolny sięgać po trofea. Tym razem nagroda za wygrany turniej nie była byle jaka, gdyż stanowiło ją kilkanaście kilogramów wieprzowiny, czekającej na zwycięzców zawodów piłkarskich, które odbyły się w paragwajskim więzieniu. Ronaldinho podobno brylował na placu gry jak za najlepszych lat.

Kilka tygodni wcześniej światowe media obiegła informacja o tym, że zwycięzca Złotej Piłki wraz ze swoim bratem, próbowali przekroczyć brazylijsko-paragwajską granicę, posługując się sfałszowanymi paszportami. Co ciekawe, przy przekraczaniu granicy tych dwóch krajów, nie jest wymagany paszport i nie do końca było wiadomo, po co właściwie Ronnie użył tego dokumentu. W każdym razie obydwaj panowie trafili za ten czyn na kilka tygodni za kraty. Następnie, po wpłaceniu kaucji, zakład karny został przez nich zamieniony na hotel, w którym bracia odbywali areszt domowy i mieli zakaz opuszczania go. W tym czasie Assis i Ronaldinho zmienili miejsce odbywania kary w regularną dyskotekę, a świadkowie twierdzili, że w kierunku hotelu codziennie zmierzał wianuszek kobiet. Po kilku miesiącach odbywania tego jakże ciężkiego wyroku, bracia wyszli na wolność.

W międzyczasie wokół mistrza świata z 2002 roku wybuchało mnóstwo pomniejszych aferek, jak regularnie rozbijane przez niego luksusowe auta, udział w piramidzie finansowej, czy modelki opowiadające bulwarowym mediom o orgiach odbywających się w posiadłości Ronniego, w czasie których proporcje między kobietami a mężczyznami miały wynosić 5 do 1. W owych erotycznych schadzkach mieli brać zresztą udział gracze największych brazylijskich klubów, a także inna upadła eksgwiazda Canarinhos – Adriano. Jakby tego było mało, w 2018 roku Ronaldinho wziął ślub z dwiema kobietami jednocześnie, które wspólnie zamieszkały w jednej z jego posiadłości w Rio de Janeiro. Jakiś czas później został również pozbawiony przez Barcelonę honorowej funkcji ambasadora tego klubu. W ten sposób Duma Katalonii postanowiła odciąć się od swojej byłej gwiazdy, gdy ta poparła w wyborach na prezydenta Brazylii kontrowersyjnego Jaira Bolsonaro.

Innym razem wybudował przystań rybacką na terenie rezerwatu przyrody, za co otrzymał grzywnę w wysokości 2,5 miliona dolarów. Jednak gdy komornik próbował ściągnąć dług z jego konta, znajdowała się tam równowartość… sześciu dolarów. Ronnie zdążył już rozdysponować kasę na zagraniczne konta.

Epilog

Mimo tylu brudnych występków na sumieniu, Ronnie cieszy się nieustającą miłością fanów. Gdy trafił za kratki, Jorge Valdano powiedział:

Zostawcie go w spokoju. Jeśli ktoś taki trafia do więzienia, to zamknijcie od razu cały świat.

Ronaldinho zachwycał ludzi całą gamą efektownych zagrań, na które we współczesnej piłce, coraz bardziej wepchniętej w sztywne ramy taktyczne, jest coraz mniej miejsca, a sztuczki techniczne często są ganione, jako coś upokarzającego rywala. Nic zatem dziwnego, że tak wielka rzesza osób z nostalgią wspomina piłkarza, który był uosobieniem czystego, podwórkowego wręcz piękna gry i biegającego po murawie ze szczerym, rozbrajającym uśmiechem.

Jak wielkie zresztą piętno Ronaldinho odcisnął swoją grą na tak legendarnym klubie, jak Barcelona i jak wielkim szacunkiem cieszył się wśród kolegów z boiska, świadczyły obrazki z sierpnia 2010 roku, kiedy to AC Milan przybył na Camp Nou, by zmierzyć się z Blaugraną w ramach Pucharu Gampera. Wówczas to kapitan Dumy Katalonii – Carles Puyol – zaprosił Ronniego, by zapozował wraz z resztą piłkarzy Barcelony do przedmeczowej fotografii drużynowej, a po meczu przekazał trofeum w ręce Brazylijczyka, chociaż to Barca wygrała mecz. Puyol chciał jednak uhonorować człowieka, który niegdyś przywrócił dawny blask zespołowi z Camp Nou, powiódł go do dwukrotnego mistrzostwa Hiszpanii i pozwolił ponownie stać się najlepszą drużyną klubową w Europie, rozgrywając w jego barwach 207 spotkań i strzelając 94 gole.

Rafał Gałązka

Grafikę główną stworzono przy pomocy AI na stronie magicstudio.com

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑