Football Culture – Tobias Jones „Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu” [RECENZJA]

Ku mojemu zadowoleniu polski rynek wydawnictw sportowych, coraz częściej ma w zwyczaju obdarowywać czytelników pozycjami, które nie dotyczą stricte samego sportu, a jedynie zjawisk ten sport otaczających. Dzięki temu Polacy mają okazję coraz częściej sięgać, chociażby po pozycje, traktujące o scenie kibicowskiej. Jednakże do tej pory, zabierały nas one na rodzime stadiony lub ewentualnie wysyłały w podróż na Wyspy Brytyjskie. „Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu” jako pierwsze pozwala nam się zagłębić w historię ruchu kibicowskiego Made in Italy.

Ultrasi to zło. To mroczne oblicze futbolu, okropny przejaw najbardziej obscenicznych zakamarków naszej cywilizacji, zwykły stadionowy rynsztok. Stanowią uosobienie ślepej i bezsensownej przemocy. Są najgorszym, a może nawet jedynym złem w całym systemie piłkarski, który pod innymi względami wydaje się szczery i niepokalany niczym dziewica.

Jesteśmy zbirami, wyrzutkami, synami brutalnego, chorego społeczeństwa. Jesteśmy dokładnie tym, kim według was być nie powinniśmy, a mimo to dalej żyjemy w getcie stadionowej przemocy. Jesteśmy ultrasami i wszystko inne chuj nas obchodzi. Jesteśmy ultrasami i kochamy tifo, chaos, walkę, bójki i przemoc uliczną.


Słowa widniejące w powyższym fragmencie, zostały wypowiedziane przez samych członków włoskiego ruchu kibicowskiego i przytoczone przez Tobiasa Jonesa w recenzowanej pozycji. Myślę, że świetnie oddają istotę tego, jak stadionowi fanatycy postrzegają samych siebie. A przynajmniej postrzegali u zarania dziejów tej sceny.

Buntownicy, różniący się od ogółu społeczeństwa i nie chcący podążać wytartymi niegdyś szlakami, które wytyczyły tysiąclecia kształtowania ludzkiej moralności. Odmieńcy, szukający swojego miejsca na świecie, swojej tożsamości i społeczności, do której mogliby przynależeć. Gdy w końcu im się to udało, nie dbają o opinię większości. Wręcz czerpią radość z możliwości szokowania tych „normalnych”. O swoje ideały są gotowi walczyć pięściami, a ideałami tymi jest klub piłkarski i jego historia, tradycje oraz barwy. Są gotowi walczyć o honor ukochanego klubu, niczym średniowieczny rycerz o honor ukochanej białogłowy. W końcu każdy człowiek powinien w coś wierzyć.

Biorąc pod uwagę ten kontekst, jestem w stanie zrozumieć skąd na zachodzie Europy tyle ekip, którym przyświecają lewicowe wartości. Wszak oni sami postrzegają siebie jako prześladowaną mniejszość, a trybuny jako azyl dla wyrzutków. Właśnie do takiej lewicowej ekipy, trafił autor „Ultry”, angielski dziennikarz Tobias Jones, który jednak wiele lat swego życia spędził we Włoszech.

Jones spędził mnóstwo czasu z kibicami Cosenzy Calcio, klubu lawirującego przez lata pomiędzy drugim a trzecim szczeblem rozgrywkowym w Italii. Cosenza to z kolei ekipa kibicowska, która z punktu widzenia polskiego stadionowego fanatyka, mieni się jako kompletna egzotyka.

Południowcy, którzy nie czują więzi z ojczystym krajem, hołdują hasłu „Refugees Welcome” i urządzają siedzibę swojej grupy w squacie. Coś, czego na polskich, jednolicie konserwatywnych trybunach nie uświadczymy. Jones opisuje funkcjonowanie kibicowskiej społeczności w tym mieście, jeździ z Cosenzą na wyjazdy i opowiada nam ich ciekawą historię. Historię ludzi, którzy żyją przede wszystkim od dnia meczowego, do dnia meczowego, ale też w wielu przypadkach angażują się w działalność aktywistyczną, przez co często popadają w konflikty z policją i lokalnymi, skorumpowanymi władzami.

Jedną z najbarwniejszych postaci w młynie Cosenzy przez lata natomiast był niejaki Padre Fedele… mnich, franciszkanin. Duchowny, który kochał lokalny klub i fanatycznie go dopingował, ale który też zabierał fanów Cosenzy na misje do Afryki, gdzie pomagali ubogim, a on pomagał im rozwijać swoje życie wewnętrzne, pomimo tego, że wielu bywalców trybun było zagorzałymi antyklerykałami. W końcu człowiek, który padł ofiarą oskarżeń o przemoc seksualną wobec zakonnicy, co podbno miało być próbą uciszenia niepokornego duchownego, któremu ostatecznie nic nie udowodniono.

Padre Fedele dopinguje Cosenzę

Relacjonowanie życia codziennego i historii ultrasów Cosenzy stanowi główną oś książki, lecz Jones równie często odbija od niej i funduje nam podróż przez ponad pół wieku historii włoskiej sceny kibicowskiej, przytaczając konkretne opowieści. Autor opowiada nam o zróżnicowanym podłożu ideologicznym poszczególnych ekip, gdzie w obrębie tego samego klubu mogą funkcjonować zarówno grupy o poglądach prawicowych, jak i lewicowe. Streszcza historię stadionowej agresji, skacząc przez kolejne dekady, w których trup ścieli się stosunkowo gęsto. W końcu przedstawia nam ewolucję trybun i to, jak ludzie lubiący po prostu futbol, bójki i zabawę, przeistoczyli się w zorganizowane grupy przestępcze, powiązane często z włoską mafią, które robią z ukochanego klubu dochodowy biznes, czerpiąc zyski z odsprzedaży biletów, czy sprzedaży klubowych gadżetów… czyli coś, co znamy z rodzimych stadionów.

Na kolejnych kartach książki poznamy chociażby historię legendarnej grup Irriducibili, związanej z rzymskim Lazio, czy opowieść o Ciccio Buccim, fanatyku Juventusu, który odebrał sobie życie w tajemniczych okolicznościach, łączących ze sobą świat kibicowski, mafię i klubowy zarząd. Wszystko to z kolei jest opisywane przez autora w sposób daleki od encyklopedycznej montonii, a przywodzący bardziej na myśl powieść sensacyjną. Ciekawe są też wstawki o powiązaniach grup kibicowskich ze światem polityki i skrajnie prawicowych ugrupowań.

Jedyną rzeczą, do jakiej przyczepiłbym się w przypadku „Ultry”, jest fakt, że Jones skacze czasami po tematach w sposób bardzo chaotyczny, przecinając je czasem innymi wątkami, na czym cierpi spójność tych opowieści.

Książkę, wydaną w Polsce przez SQN, z czystym sercem polecam jednak każdemu, kogo interesują tematy kibicowskie oraz opowieści o futbolu, w których sama dyscyplina jest tylko tłem. To naprawdę dobra i wciągająca lektura.

Recenzję zamknę pewną klamrą i przytoczę jeszcze jeden cytat z książki, a pochodzący oryginalnie z powieści sensacyjnej „I furiosi” autorstwa Nanniego Balestriniego:

Przemoc jest piękna, ponieważ mamy ją we krwi. Gdy zaczynamy niszczyć wszystko w okół, jest w tym piękno. To chwile pełne uniesienia, gdy widzimy płomienie albo uciekającą policję, gdy przyjeżdżają wozy opancerzone i zaczyna się kołomyja, gdy wokół słyszymy dźwięk tłuczonego szkła, czujemy zapach gazu łzawiącego, widzimy wybuchające koktajle Mołotowa, biegających ludzi, krzyki. Przemoc stadionowa to silniejszy narkotyk, niż przemoc polityczna, ponieważ nie przyświeca jej żaden cel. Ona sama jest celem.

Moja ocena: 8,5/10

Rafał Gałązka

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑