Co jakiś czas w lidze włoskiej pojawia się zespół, który po cichu zadomawia się w szerokiej czołówce krajowej elity. W tym roku minie już siedem lat od pierwszego rewelacyjnego sezonu Atalanty, a dziś w fenomenalnym stylu do łask wraca Fiorentina. Jednak już dziś wiadomo, kto zapuka do drzwi jako następny. Pomimo że Bologna złapała ostatnio lekką zadyszkę, to wciąż warto pamiętać, że aż tak daleko od Florencji nie leży. Nie tylko na mapie.
Piąte miejsce w Serie A, tylko trzy porażki w pierwszej połowie sezonu, zwycięstwo z Interem w Pucharze Włoch. Niespodzianka? Owszem. Chwilowa? Niekoniecznie. Powiedzmy sobie szczerze, artykuł o Bolognii nie miałby sensu, gdyby ich sukces nie był czymś wyjątkowym. Wielu opisuje ich jako rewelację sezonu, lecz prawda jest taka, że od kilku lat budowana jest tam drużyna o wyraźnie wyższych ambicjach niż środek tabeli.
Pierwsze primo: Pan Trener Thiago Motta
Jeśli chodzi o obecny zespół Bolognii, głównym skojarzeniem praktycznie zawsze jest Thiago Motta. I słusznie – były włoski piłkarz wykonuje fantastyczną pracę, a w trwającym sezonie 2023/24 udowadnia, że jest jednym z najciekawszych trenerów młodego pokolenia. To ulubieniec Jose Mourinho, uczeń legendarnego Gian Piero Gasperiniego, a także fan rewolucyjnego temperamentu Pepa Guardioli. Pamiętacie wykreowaną przez niego w PSG, wiecznie niezrozumiałą wizję formacji „2-7-2”? Mimo rozczarowujących wyników drużyna U19, którą wtedy prowadził, była chwalona za swój sposób gry. Podobną tożsamość wprowadza dzisiaj w Bolognii.
Już w sezonie 2022/23 Bologna pokazywała, że zamierza walczyć o coś więcej. Kiedy 16 grudnia 2022 roku zmarł Sinisa Mihajlović, na barki Thiago Motty spadła odpowiedzialność nie tylko podbudowania zespołu, ale i całej społeczności kibicowskiej. Poradził sobie świetnie. Taktyka? Wysoki pressing i posiadanie piłki w ciągłym ruchu. Swoiste piłkarskie perpetuum mobile, którego nie można by było jednak stworzyć bez umiejętności wyczarowania „czegoś z niczego”. Gdy do Rossoblu za dwa miliony euro trafiał Lewis Ferguson, nikomu nie przyszło na myśl, że zaledwie półtora roku później mogłyby się o niego bić wielkie kluby. Szkot jest największym beneficjentem przyjścia Włocha do Bolonii – ze zwykłego ofensywnego pomocnika z ciągiem na bramkę stał się maszyną do biegania, która wykorzystuje swój naturalny instynkt, do stwarzania zagrożenia pod bramką rywala.
Kolejny przykład? Riccardo Orsolini. Bolońska kopia Domenico Berardiego, który od lat pokazuje fenomenalne umiejętności mimo wieloletniej gry w jednym klubie. Przypadek Orsoliniego nie jest jednak tak kolorowy. Wydawać by się mogło, że 26-latek już dawno zmarnował idealny moment na odejście, a w Rossoblu zasiedział się do tego stopnia, że już nie wejdzie na wyższy poziom. Thiago Motta tchnął w niego nowe życie i zrobił z niego jednego z liderów zespołu, sprawiając, że 2023 rok bez wątpienia był dla skrzydłowego jednym z najlepszych w karierze.
Drugie primo: Giovanni Sartori i tradycyjny skauting
Wszyscy słusznie przypisujemy większość zasług trenerowi, jednak początek ambitnych planów Bolognii datuje się jeszcze na kilka miesięcy przed tym, jak Thiago Motta został zatrudniony jako sternik zespołu. Konkretnie na 31 maja 2022 roku, kiedy to dyrektorem sportowym klubu został Giovanni Sartori. Znany włoski autor i dziennikarz La Gazetta Dello Sport, Furio Zara, pisał o nim w ten sposób:
„Człowiek, który składał bolida bolońskiej maszyny, zmieniał opony, sprawdzał klocki hamulcowe i weryfikował stan mechaniczny, jest tym, którego nigdy nie zobaczysz podczas świętowania zwycięstwa, uściskiwania trenera, czy pozowania na trybunach Dall’Ara. […] Nigdy też nie usłyszysz, by przypisywał sobie jakiekolwiek zasługi – nigdy tego nie robił i nigdy nie będzie. Człowiek, który zbudował drużynę-niespodziankę Serie A, pozostaje gdzie indziej, poza centrum uwagi. Nie jest nawet prawdą, że pracuje w cieniu, jak głosi piłkarski frazes, ponieważ w cieniu się knuje i wymyśla niejasne strategie.”
Faktem jest, że praca Sartoriego nigdy nie rzucała się w oczy, głównie dlatego, że on sam za tym nie przepadał. To cichy geniusz, który po prostu świetnie wykonuje swoją robotę. Nie ma mediów społecznościowych – nawet WhatsAppa – co na przestrzeni lat coraz bardziej zdumiewało jego współpracowników. Jeśli chcesz z nim porozmawiać, to możesz zrobić to tylko na dwa sposoby: osobiście lub przez telefon. Tym bardziej imponujące jest więc to, jak dobrze tradycyjne metody „Cobry” przyjmują się w świecie nowoczesnego futbolu.
Swój test oka zawsze ceni sobie znacznie bardziej od jakichkolwiek statystyk. Ogląda ponad 200 meczów rocznie – od Premier League po Serie D – a z WyScouta w pełni nauczył się korzystać stosunkowo niedawno. W Atalancie pracował przez niemal 8 lat i przez ten czas zbudował niesamowitą siatkę skautingu, która dziś jest podziwiana w całej Europie. Franck Kessie, Robin Gosens czy Dejan Kulusevski to tylko niektóre z kapitalnych transferów przeprowadzonych przez klub z Bergamo w trakcie ostatniej dekady.
Gdy zespół był niesiony na fali Ligi Mistrzów oraz ponad 300-milionowego zysku z transferów, doświadczony dyrektor powoli rozglądał się za nowym wyzwaniem. Kibice nie dawali upustu swojemu zainteresowaniu i ekscytacji. Juventus? Inter? Nic z tych rzeczy. Sartori zawsze grał na swoich zasadach – wybrał Bolognę. Nieprzypadkowo. Dla takiego tradycjonalisty ciężko wypatrzeć jakieś lepsze miejsce. Pracownicy z kilkunastoletnim stażem, rodzinna atmosfera, wspaniali kibice… wyciągnięcie tego klubu z jarzma przeciętności brzmiało jak misja. I proszę bardzo – udało się.
Rosnąca w siłę kuźnia gwiazd
Takehiro Tomiyasu, Aaron Hickey, Musa Barrow, Nicolas Dominguez, Mattias Svanberg… udane produkty kapitalnego skautingu Bolognii można wymieniać w nieskończoność, jednak w tym sezonie największą furorę robią trzej piłkarze, którzy mają realną szansę, aby już za rok grać w najlepszych klubach Europy.
1. JOSHUA ZIRKZEE (kupiony za 8,5M€)
Eksplozja jego talentu to jedna z najlepszych rzeczy, jaka mogła spotkać fanów Serie A. Prawie przez całą dotychczasową karierę Zirkzee nie dostawał odpowiedniej ilości czasu, by zabłysnąć. W Bayernie przyćmiewał go Robert Lewandowski, na początku przygody z Rossoblu – Marko Arnautović. Prawdziwy przełom zaczął się dopiero wtedy, gdy ten drugi odszedł na wypożyczenie do Interu Mediolan. Pod wodzą Thiago Motty Zirkzee stał się kimś więcej niż zwykłym napastnikiem – dzięki swojej fenomenalnej technice świetnie czuje się na boisku z piłką przy nodze, co potwierdza jego średnia 45 kontaktów z piłką na mecz.
2. LEWIS FERGUSON (kupiony za 2M€)
Najczęściej strzelający na bramkę pomocnik z Serie A, a także jeden z najlepszych pomocników w lidze pod względem formy. Lewis Ferguson już został wymieniony w tym tekście jako ten, którego kariera nabrała rozpędu po przyjściu do Bologni, lecz wciąż niewielu zdaje sobie sprawę, jak istotną rolę pełni w tym zespole. Ogólnie mówiąc, to bardzo wybiegany pracuś, który wiele daje drużynie grą bez piłki. Swoją dość surową technikę i style poruszania się po boisku, mocno nadrabia fizycznością i wizją gry.
3. RICCARDO CALAFIORI (kupiony za 4M€)
Bologna ma trzecią najlepszą defensywę w tym sezonie ligi włoskiej – przez 19 rozegranych spotkań straciła zaledwie 16 bramek. Jest to ogromna zasługa między innymi takich piłkarzy, jak Riccardo Calafiori. 21-letni obrońca przeszedł w tym sezonie niemałą ewolucję, która przyczyniła się do jego sportowego rozwoju. Do Rossoblu przychodził jako lewy wahadłowy – dziś można go spokojnie nazwać lewonożnym stoperem. Podejście taktyczne Thiago Motty naprawdę wiele mu dało i wygląda na to, że wreszcie uwolnił swój pełny potencjał. Jest topowym defensorem Serie A, zarówno, jeśli chodzi o odebrane piłki, jak i celność podań (90%). Wielkie kluby czekają.
Polskie akcenty
Nie można zapominać, że w całym sukcesie swój udział mają także Polacy. Na bramce od kilku lat świetną robotę wykonuje Łukasz Skorupski, który w tym sezonie ligowym zanotował już siedem czystych kont (więcej mają tylko Sommer, Szczęsny i Vanja Milinković-Savić). Pomimo tego, że obecna kampania w wykonaniu 32-letniego golkipera nie jest tak spektakularna, jak w przypadku innych zawodników, to wciąż udowadnia on, że jest niezastąpioną postacią w drużynie. Dowodem na to jest, chociażby mecz z Atalantą sprzed dwóch tygodni, na który „Skorup” wyszedł w pierwszym składzie po dwóch meczach przerwy, ostatecznie kilka razy ratując skórę swojej drużynie.
W ostatnich tygodniach zdecydowanie głośniej jest jednak o drugim Polaku – Kacprze Urbańskim. 19-letni wychowanek Lechii Gdańsk zdobył zaufanie Thiago Motty i coraz częściej zbiera minuty na boisku. Na konferencji przed wczorajszym meczem z Genoą, spytany o Polaka trener odpowiedział w następujący sposób:
„Robi szybkie postępy i dobrze czuje się w zespole. Do tej pory grał tyle, ile na to zapracował, ale wierzę, że w przyszłości będzie grał więcej i częściej. Fizycznie nigdy nie dorówna niektórym zawodnikom, ale ma bardzo dobre warunki – w meczu z Interem na San Siro przebiegł ponad 16 kilometrów. Ma świetną technikę i mocną mentalność. Przed nim wielka przyszłość, a póki co pracuje na miejsce w składzie.”
Takie słowa od szkoleniowca, który jeszcze nie tak dawno pracował z Kubą Kiwiorem w Spezii, mówią same za siebie. Bardzo możliwe, że w polskiej piłce właśnie odsłania się przed nami najciekawsze nazwisko do obserwacji w 2024 roku, lecz na powołanie do reprezentacji może być jeszcze za wcześnie – tym bardziej że Urbański w żadnym ze swoich występów dla Bolognii nie pokazał nic szczególnego. Piątkowy debiut w wyjściowym składzie przeciwko Genoi daje jednak bardzo pozytywne nadzieje. Pozostaje więc tylko kibicować, bo Thiago Motta widzi w Polaku wielki potencjał i wyraźnie ceni jego profil.
fot:commons.wikimedia.org
Dodaj komentarz