Talent to słowo, które wśród fanów piłki cieszy się ogromną popularnością. Każdego dnia, niemal w setkach rozmów fani wspominają o jakimś graczu, który ma talent i w przyszłości będzie gwiazdą. Gdy zaś do gry wkracza nostalgia, masowo wspomina się piłkarzy, o których kiedyś opowiadało się kolegom, twardo utrzymując stanowisko, iż wkrótce będą najlepsi na świecie, a z różnych przyczyn nigdy tych przepowiedni nie spełnili. Dzieje się tak, bo od talentu do umiejętności daleka droga. Jednym na drodze może stanąć kontuzja, innym zły wybór klubu, problem z alkoholem – możliwości jest naprawdę wiele. Trudno jednak powiedzieć, co zniszczyło karierę Pione Sisto. Wyrażenie „Złe decyzje” nie wyjaśni bowiem skali dziwnych wyborów, jakimi zaprzepaścił on swój talent.
Miłe złego początki
Duński skrzydłowy urodził się w Ugandzie, lecz do Danii trafił wraz z rodziną wkrótce po narodzinach. Tam dojrzewał piłkarsko w Tjorring, skąd w wieku 15 lat trafił do FC Midtjylland. To w drużynie „Ulvene” wkroczył w świat poważnej piłki i były to początki bardzo udane. Już w swoim ligowym debiucie trafił do siatki, a potem było coraz lepiej. Bramki, przebojowa gra, nagrody indywidualne, mistrzostwo Danii i dobry występ w Lidze Europy. Śmiało można powiedzieć, że lata 2013-16 były dla Sisto udane i to nie poruszając tematu piłki reprezentacyjnej, gdzie też szło dobrze. Najpierw notował świetne występy w kadrze młodzieżowej, a potem dostał powołanie do kadry seniorskiej. Jego trener w mistrzowskim sezonie, Glenn Riddersholm opisał go jako: „Bardzo poważnie traktującego siebie i swój talent.” Słowa te bardzo źle się zestarzały.
Wszystko posypało się w Hiszpanii, do której trafił na początku sezonu 2016/17. Celta Vigo zapłaciła za niego 5mln Euro, a zawodnik związał się z galicyjskim klubem 5-letnim kontraktem. Na murawie Balaidos miał zadziwiać grą i początkowo nawet mu to wychodziło. Pierwszy sezon był niezły, drugi obiecujący, a potem? Potem zaczął zadziwiać swoim zachowaniem.
Dieta owocowa, medytacja i pierwsze zniknięcie
Zaczęło się od zjazdu formy, sprawności fizycznej i powtarzających się kontuzji. Pech? Można tak pomyśleć i współczuć zawodnikowi, dopóki nie dowiemy się, że Pione sam doprowadził swój organizm do okropnego stanu. Alkohol? Narkotyki? To by było za proste. Sisto dokonał tego tylko przy pomocy owoców! I to dosłownie tylko przy ich pomocy, bo duński skrzydłowy przez 21 dni nie jadł nic innego. W końcu odpuścił, gdy okazało się, że same owoce to trochę za mało dla kogoś, kto żyje reżimem treningowym profesjonalnego piłkarza.
Wkrótce jednak i ten problem rozwiązał, po prostu przestając żyć jak profesjonalny piłkarz. Najpierw po prostu znikł, nie dając nikomu w klubie informacji, co się z nim stało, tylko po to, by odnaleźć się w Danii, 3000km od Vigo. Do domu pojechać miał samochodem, a smaczku dodaje fakt, że zrobił to w trakcie pandemii. Przypomnijmy, że Hiszpania była wtedy jednym z najbardziej dotkniętych koronawirusem krajów, a wszystkie loty zostały zawieszone, co też skłoniło Sisto do wyboru samochodu.
To oczywiście skutkowało kwarantanną i przymusowym testem. Testem, na który Sisto nie chciał się zgodzić. W końcu przy pomocy grzywny i cierpliwych napomnień, klub go do tego skłonił, lecz daleko było od spokoju ze skrzydłowym. Nie minął miesiąc, a pochwalił się on w internecie, jak to ignoruje zalecenia klubu dotyczące treningu indywidualnego na czas kwarantanny, bo… medytacja wystarcza mu za trening mentalny.
Transferowa telenowela i kolejne zniknięcie
Nie dziwne więc, że Celta zechciała pozbyć się problematycznego zawodnika. Zainteresowanie miała wykazać Aston Villa i wydawało się, że to tam trafi Pione. Otóż nie! Sisto ogłosił, że nigdzie się nie wybiera. Nie obchodzi go pensja, fakt, że w Vigo już go nie chcą, ani nic innego. On zostaje w Hiszpanii. W końcu jednak Celta zdołała wyeksmitować go do Danii. Chętna była FC Kopenhaga, gotowa zwrócić Hiszpanom, choć część z 5 milionów, jakie w niego zainwestowali. Zorganizowano testy, wynajęto luksusowy hotel, gdzie Pione miał podpisać umowę. Sisto do Kopenhagi przyleciał, zameldował się w hotelu i… zniknął.
Ot tak. Bez ostrzeżenia. Po prostu olał wszystkich i poszedł sobie w stronę zachodzącego słońca. Gdy wrócił, transfer już upadł. W Kopenhadze słusznie uznano bowiem, że piłkarz ma coś nie tak z głową. Samemu Sisto latało to jednak koło… sami wiecie czego. On już się rozmyślił i ogłosił, że do żadnej Kopenhagi iść nie zamierza. Chce wrócić do FC Midtjylland. Problem był taki, że FCM nie stać było na jego wykup, ale i to nie zatrzymało Pione przed dopięciem swego. Wspomniał o swym domu, klubie, który kocha i w końcu szczerością oraz prośbami przekonał Celtę do zejścia z ceny. Mówiąc poważnie, po fiasku z Kopenhagą w Celcie pogodzili się ze stratą finansową, byle wreszcie pozbyć się tego chodzącego problemu i sprzedali go za 2,5mln Euro.
Wracając do domu, postanowił odnieść się do siebie samego w trzeciej osobie, mówiąc: „Zawsze będziesz mierzył się z presją, jeśli jesteś Pione”
Kłopoty w kadrze
A jak szło mu w tym czasie w reprezentacji? Ano jeszcze gorzej i kto wie, czy nie od tego powinniśmy zacząć. Jego problemy z kadrą poprzedziły bowiem dziwne zachowania w klubie. Zaczęło się od drobnego nieporozumienia, do jakiego doszło przed towarzyskim meczem ze Słowacją w 2018 roku. Duńska federacja piłkarska miała wtedy spore problemy, co skończyło się wspólnym bojkotem meczu przez piłkarzy i sztab szkoleniowy. Wyłamał się tylko on. Pione Sisto samotnie dotarł na lotnisko i czekał, czekał, czekał, aż w końcu się nie doczekał na swoich kolegów z drużyny. Jak sam później twierdził, po prostu nie odczytał wiadomości o strajku i nie miał o nim pojęcia.
Jeśli jednak to był śmieszny wypadek, ot głupia pomyłka niemająca konsekwencji, to po mundialu 2018 Sisto spalił wszystkie mosty. Nazwał się „najbardziej znienawidzoną osobą w Danii”. Tak naprawdę na instagramie napisał cały monolog o hejterach, podejściu do siebie, presji i psychice. Monolog, który zadziwił wszystkich. Sisto nie zebrał bowiem po turnieju krytyki większej niż ta, którą piłkarze znoszą na co dzień po gorszych występach. Być może był to jednak pierwszy sygnał, że z jego głową coś jest nie tak, a brak wsparcia w tamtej chwili pociągnął za sobą resztę nieprzyjemnych zdarzeń? Faktem było, że po tym turnieju Pione został od reprezentacji odsunięty.
Krótka stabilizacja i kontakty z sektą
Na prostą wszystko miało wyjść w FC Midtjylland. Klubie, w którym był jeszcze poważnym i ciężko pracującym chłopcem. W klubie, do którego tak bardzo chciał wrócić. I początki znów były dobre. Sisto grał, dawał jakość, a i do reprezentacji narodowej zdołał na chwilę powrócić. Trwało to przez około półtora sezonu, po czym postanowił pokłócić się z menedżerem. Uznał, że lepiej od niego zna się na taktyce i uparł się, iż powinien grać jako „10”. Brian Priske oczywiście nie zgodził się na to, nie pozwalając piłkarzowi na podejmowanie decyzji w sprawie składu i odsunął go od zespołu. Po chwili Pione do kadry wrócił, trener się zmienił, ale gdy przyszedł Bo Henriksen, problem okazał się gorszy. Sisto znów bowiem przestał być ciężko pracującym zawodnikiem, a okazał się leniem, niezadowolonym z nowego trenera. Zesłano go więc do rezerw, z których już się nie wygrzebał mimo kolejnych roszad na ławce trenerskiej FC Midtjylland.
Nie, żeby go to bardzo obchodziło. Niedawno kupił w Portugalii kilka hektarów ziemi, którą teraz dzierżawi sekcie „Duchowych filozofów” chcących odłączenia się od Portugalii. Wkrótce Sisto może więc zostać najlepszym piłkarzem w historii nowo powstałego „Królestwa Szyszki”, dzielnie walczącego o swą niepodległość.
Smutny epilog
A teraz powiedzcie. Ile razy zaśmialiście się przy tym tekście? Ile razy pomyśleliście, że Sisto to głupek niszczący sobie karierę? Mam nadzieje, że chociaż kilka, bowiem chciałem, by ten tekst wyglądał na zabawne podsumowanie dziwnych decyzji z kariery Pione Sisto, mimo iż jego zakończenie wcale nie będzie zabawne.
W 2020 roku Pione Sisto ogłosił, że cierpiał na depresję, która zaczęła się mniej więcej podczas mundialu 2018. Tego, po którym wystosował dziwne i pełne żalu oświadczenie na instagramie. Tego, po którym zaczęły się wszelkie jego dziwactwa, medytacje, jedzenia owoców i inne bawiące ludzi postronnych odpały. Pione Sisto nie jest może najbystrzejszy, ale jego historia to nie jest opowieść idioty, który zaprzepaszcza sobie karierę. To opowieść o młodym chłopaku, jak go określono „poważnie traktującym siebie i swój talent”, który zagubił się w wielkim świecie. Dopadła go depresja, a on przestał radzić sobie z presją, karierą i całym życiem. Może zabrakło inteligencji? Niemal na pewno odpowiednich osób, które by go wsparły, ale Sisto zaczął szukać ratunku, działając chaotycznie. Duchowi filozofowie, medytacja mająca poprawić jego zdrowie psychiczne i różne inne decyzje, wydające się nam tak dziwnymi, to po prostu ruchy chłopaka, który nie radzi sobie ze swoją karierą.
Gdy więc następnym razem pośmiejecie się z dziwaka niszczącego sobie karierę, życie czy relacje z innymi, pomyślcie, że nie każdy umie sobie radzić ze swoimi problemami. Niektórzy są jak Pione Sisto, który dał im się przytłoczyć i pozwolił, by w wieku 28-lat zostać „błaznem, który zniszczył sobie karierę”, mimo że jeszcze 7 lat temu był „talentem poważnie podchodzącym do kariery”.
fot. commons.wikimedia.org
Dodaj komentarz