Jędrzejczak przed EURO: Turniej taki, jaki być powinien

Napisać, że wszystko, co w swoje ręce biorą Niemcy, obraca się w murowany sukces, to patrząc po historii dziejów teza, która „lekko” się rozmija z prawdą. Jeżeli jednak brać pod uwagę organizację sportowych imprez, to nie mam wątpliwości, że zrobią to hucznie, z pompą i zapewnią niezapomniany turniej. 

Moim pierwszym świadomym turniejem, który pamiętam, były Mistrzostwa Świata 2006. To upalne lato, beztroski smak dzieciństwa, pierwsi piłkarscy bohaterowie z bazarowych koszulek w postaci między innymi Drogby, czy Riquelme naznaczyły moje zainteresowanie tą wyjątkową dyscypliną sportu. Słynny finał w Berlinie Włochów z Francuzami, nietypowe zejście ze sceny jednej z największych legend w historii futbolu, którą bez wątpienia był wielki Zinedine Zidane…nie da się zapomnieć tego turnieju i piłki Teamgeist, uosobienia luksusu na szkolnym boisku.

Po osiemnastu latach cieszę się, że kolejny czempionat zawita do kraju, który jakby nie patrzeć ma fenomenalne piłkarskie tradycje, wyjątkowe stadiony i ogromną rzeszę kibiców, zainteresowanych piłką. To miła odmiana względem Mistrzostw Europy 2020+1 pozbawionych totalnie klimatu. Po pierwsze dlatego, że mecze rozgrywano na niemal całym Starym Kontynencie, po drugie przesuniętych o rok i rozgrywanych de facto w czasach covidowego szaleństwa.

Turniej finałowy EURO wraca do jednego kraju, a to zawsze pozwala lepiej czuć klimat, zachęca do poznawania historii, kultury i ciekawostek dotyczących kraju gospodarza. Dokładnie tak było podczas tego jakże udanego dla nas turnieju we Francji 2016, gdzie w ćwierćfinale na Stade Velodrome w Marsylii żegnaliśmy z satysfakcją, ale i niedosytem nasz polski udział w tamtym czempionacie. Wówczas byliśmy po prostu ciekawi kraju położonego nad Sekwaną. Teraz w dodatku wielkie granie u sąsiadów to też z logistycznego punktu widzenia polskiego kibica ciekawa sprawa dla szczęśliwców, którzy zakupili bilety. Teoretycznie zatem jest wszystko, by to EURO oscylowało w niezapomniane przeżycia i okazało się turniejem wspominanym przez lata. 

Przechodząc do spraw stricte sportowych pod kątem reprezentacji Polski, to chyba po raz pierwszy do występu na dużej imprezie podchodzę ze spokojem. Oczywiście temperatura mistrzostw będzie rosła z każdym dniem i godziną bliżej meczów naszych Orłów. Poza wspomnianymi powyżej mistrzostwami we Francji to w XXI wieku nie wyszedł nam praktycznie żaden turniej. No może poza Katarem, gdzie wyszliśmy z grupy, co niestety, ale musi być rozpatrywane jako sukces, mimo że nad Wisłą apetyty są zawsze większe.

Pierwsze w historii występy na EURO zaliczyliśmy w 2008 roku, odpadając już w fazie grupowej. Kolejny dostaliśmy w gratisie jako gospodarz wraz z Ukrainą w 2012. Grupa śmiechu w postaci Grecji, Czech i Rosji zamiast spektakularnego sukcesu przyniosła blamaż zakończony ostatnim miejscem. Mundial w Rosji w 2018 roku – mimo że po Francji mieliśmy nadzieję na zajście daleko – też niestety nas negatywnie zweryfikował, a przełożona ostatnia europejska impreza po blamażu ze Słowacją już na starcie nas praktycznie wykreśliła z gry. Teraz trudno o nadmierny optymizm pamiętając, że na mistrzostwa dostaliśmy się za pięć dwunasta, po tragicznych eliminacjach i dzięki Lidze Narodów.

W naszej grupie rywalami są odpowiednio Holendrzy, Austriacy i Francuzi, więc bardzo solidne europejskie firmy i może to też generuje ten brak większych oczekiwań. Oczywiście, że po ostatnich zwycięstwach w meczach kontrolnych z Ukrainą i Turcją niektórzy już zaczęli pompować biało-czerwony balonik, ale warto po prostu wspierać kadrę dobrym słowem, oglądaniem meczów, kibicowaniem. Niech ta nasza drużyna po prostu będzie jakaś, niech ma swój plan, pomysł. Niech walczy i bawi się grą i właśnie tak wygląda ta drużyna Michała Probierza. Widać w niej bowiem rękę selekcjonera, dobre relacje interpersonalne z grupą. To ważne elementy, które mogą przynieść sukces i bez względu na wynik tych rozstrzygnięć w Niemczech uważam, że należy dać selekcjonerowi czas na budowę tej kadry, którą za chwilę czeka nieuchronna zmiana pokoleniowa i trzeba zrobić wszystko, by przebiegała ona bezboleśnie, czyli nie sprawiła, że na kolejne turnieje rangi mistrzowskiej będziemy czekać latami, tak jak przed Jerzym Engelem, czy Adamem Nawałką.

Dla Wojciecha Szczęsnego to zapewne reprezentacyjny last dance. Nie wiadomo, co będzie z Robertem Lewandowskim. Te mistrzostwa to także najprawdopodobniej pożegnanie wybitnych reprezentantów innych drużyn narodowych. Cristiano Ronaldo, Toni Kroos, Manuel Neuer, Luka Modrić, Olivier Giroud… ciężko sobie wyobrazić czempionaty bez nich, ale jak śpiewał Grzegorz Markowski „wszystko ma swój czas”. Cieszymy się zatem jeszcze możliwością obserwacji tych żywych pomników i pamiętajmy o tym, że kibicem reprezentacji Polski się jest, a nie bywa.

Bartłomiej Jędrzejczak

Dodaj komentarz

Start a Blog at WordPress.com.

Up ↑