Cristiano Lucarelli od dziecka był zapalonym fanatykiem. Wychowywał się w rodzinie, której członkowie byli oddanymi kibicami Livorno. Od najmłodszych lat pojawiał się na Stadio Armando Picchi. Nie opuszczał żadnego spotkania amaranto, a w dodatku ojciec zabierał go nawet na wyjazdowe spotkania. Podziwiał swoich idoli prosto ze stadionu i chciał zostać kimś takim jak oni.
Czytaj dalej „Ultras, który został piłkarzem. Historia Cristiano Lucarelliego”Światem rządzą skur*ysyny!
Macie czasem tak, że z chęcią odcięlibyście się od jakiejkolwiek cywilizacji i wyprowadzili gdzieś do lasu? Zaczęli żyć tak jak Tom Hanks w „Cast Away” lub Viggo Mortensen ze swoimi dziećmi w „Mr. Fantastic” (tylko że bez tej lewicowej indoktrynacji i kultu Noama Chomsky’ego)? Macie czasami po prostu na tyle dosyć otaczającego was świata, że niczym w tym słynnym memie – rzucilibyście wszystko i wyjechali w Bieszczady? Z pewnością tak macie. Każdy miewa takie gorsze momenty. Sam oczywiście też je miewam. Na przykład przez ostatnie kilka dni, słuchając telewizji informacyjnych lub czytając portale z wiadomościami ze świata. Wkurza mnie to tak bardzo, że już powoli zaczynam się martwić o swoje zdrowie psychiczne. Generalnie to ja już się przyzwyczaiłem, że świat w postaci wszelakich mocarstw i gracze silniejsi od nas na arenie zmagań politycznych uwielbiają mówić nam jak mamy postępować. Co nam wolno a czego nie. Kogo lubić a kogo nie, co jeść i jakich drzew nie wycinać. Do tego już naprawdę przywykłem. Jednakże każda próba wmawiania nam win za krzywdy wyrządzone światu a w szczególności Żydom w czasie II Wojny Światowej i robienie z nas nazistowskich pomagierów przyprawia mnie o mdłości. Dochodzę wtedy do pewnej konkluzji. Światem po prostu rządzą skurwysyny…
Nie pałam sympatią do pewnego sztucznego państewka, leżącego nad Morzem Śródziemnym, które od 70 lat ma dłonie ubrudzone krwią palestyńskich cywili a którego nazwa zaczyna się na literę „I”. Wiem że stać ich na wiele haniebnych czynów, jak wtedy gdy izraelskie dzieci malowały we wzorki bomby przeznaczone do zrzucenia nad Palestyną. Mimo to i tak ich paniczna reakcja na próbę zrobienia porządku (w końcu!) przez polski rząd z mówieniem o „polskich obozach zagłady” zszokowała mnie. Kompletnie jej nie rozumiem. Izrael przyznaje wprawdzie, że określenie to jest niefortunne i mija się z prawdą ale kategorycznie nie zgadza się na to by karać osoby, które rozpowszechniają to hasło. No więc halo! Coś tu do cholery jest chyba nie tak? O co tutaj chodzi? Coś w stylu: „Określenie jest kłamliwe ale i tak będziemy go używać i nie wolno wam karać nas za używanie go”. Ja tak to odbieram w tym momencie. No bo jak inaczej to zrozumieć? Świat broni się mówiąc, że określenie „Polish Death Camps” odnosi się do umiejscowienia geograficznego owych obozów. Ok, zgoda. Czy idąc takim tokiem rozumowania, jeśli w tych Arbeitlager ginęli głównie Żydzi, to możemy też mówić o „Żydowskich obozach zagłady”? Co na to Izrael? Nie mieli by nic przeciwko? Śmiem wątpić. Określenie „Polish Death Camps” utwierdza wielu ignorantów i osoby będące na bakier z historią a mieszkające głównie na terenach USA i Izraela w fałszywym stereotypie, że Polacy odegrali jedną z głównych ról w dokonaniu Holokaustu. Ten stereotyp jest bardzo rozpowszechniony. O polskim skrajnym antysemityzmie mówi chociażby Oliver Stone w swojej dokumentalnej „Historii Ameryki” (cały ten dokument jest zresztą mocno zepchnięty ideowo w lewą stronę). Zresztą z wierzchu mamy mydlenie nam oczu o położeniu geograficznym ale jeśli zagłębimy się w temat to możemy poszukać wiele indywidualnych opinii, że ustawa chcąca chronić dobre imię naszego kraju jest próbą zacierania śladów polskiego antysemityzmu. Takie zdanie na ten temat wyrażają m.in.: Dziennikarka „Jerusalem Post”, pani Lahav Harkov (ta od tweeta w którym 14 razy napisała „Polish Death Camps” w ramach manifestu), członek knesetu, kandydat na nowego premiera państwa Izrael – Ja’ir Lapid, historyk Gil Troy z Uniwersytetu McGill czy ośmiu kongresmenów amerykańskich, którzy wystosowali list otwarty do prezydenta Dudy z żądaniem zawetowania tej ustawy. Szczególnie ciekawą postacią jest Lapid, który najpierw utrzymywał, że w jego rodzinie były przypadki w których za śmierć jego krewnych w czasie Holokaustu odpowiedzialni byli zarówno Niemcy jak i Polacy. Polscy dziennikarze szybko jednak sprawdzili historię rodzinną Lapida i okazało się, że większość jego rodziny nie miała jakichkolwiek związków z Polską. Lapid utrzymywał, że Polacy dołożyli rękę do śmierci jego babki, ale w wywiadzie dla „Der Spiegel” parę lat temu przyznał się, że obie jego babcie przeżyły wojnę. Nic dziwnego, że w Izraelu w niektórych kręgach ma opinię podobną do tej, jaką w Polsce cieszy się Ryszard Petru. Mi po swoich oszczerczych wypowiedziach bardziej zalatuje Władimirem Żyrinowskim.
Jak widać przekaz jest prosty. „Coś tam sobie wycierpieliście w czasie wojny, w sumie temu nie zaprzeczmy ale wasze winy są ogromne i pamiętajcie o nich”. Mamy budować swoją politykę wstydu i spolegliwości. Mamy pogodzić się z rolą pomagierów nazistów (Bo przecież nie kurwa Niemców! To słowo nikomu przez usta nie przejdzie). Chcemy walczyć o swoje dobre imię? Przygotujmy się na to, że będziemy określani antysemitami. Mam wrażenie, że Żydzi są strasznie przewrażliwieni na swoim punkcie. Każda próba posiadania zdania odmiennego od nich to przejaw antysemityzmu.
Holokaust był jedną z najczarniejszych, być może najczarniejszą kartą w historii ludzkości. Nikt przy zdrowych zmysłach nie ma zamiaru tego negować. Nie oznacza to jednak, że Żydzi do końca świata mają być gatunkiem chronionym. Bezstresowo wychowywanym dzieckiem z taryfą ulgową na wszystko. Żyjącym pod kloszem opieki Stanów Zjednoczonych. W czasie II Wojny Światowej zginęło pomiędzy 5 a 6 milionów Polaków (tak, również polskich Żydów). Zniszczona została znaczna część naszego państwa. Zagrabiono sporą część naszego mienia. Nasza stolica została zrównana z ziemią. ZSRR i Niemcy wymordowali nam elity społeczne. Po wojnie oddano nas w ręce Sowietów. Ile państw poza nami poniosło takie konsekwencje tej wojennej zawieruchy? Mimo tego dziś występujemy na świecie w roli chłopca do bicia. Takiego, któremu można nawrzucać, opluć, sponiewierać go. Mam wrażenie, że niektórym na świecie zależy na tym, by sprowadzić nas do roli dziecka, które zdejmie spodenki, wypnie goły tyłek i da się po nim wysmagać bambusowym kijem przyznając się przy tym do wszystkich niegodziwości świata.
Dlaczego to właśnie my jesteśmy sprowadzeni do tej roli? Czy Francuzom wypomina się z taką częstotliwością rząd Vichy? Obławę Vel d’Hiv? Chorwatom obóz Jasenovac? Łotyszom, Ukraińcom czy Skandynawom służbę w jednostkach SS? (Polacy nigdy nie służyli w SS!). Nie przypominam sobie. Za to my pokutujemy do dziś za nie do końca wyjaśnione Jedwabne, gdzie jacyś prostacy, przyznaję, w bestialski i chory sposób wymordowali swoich sąsiadów. Podpuszczeni do tego przez Niemców!
Może Beck mógł swego czasu podpisać pakt z Ribbentropem? Zaoszczędzilibyśmy krwi rodaków, nie ponieśli tak dotkliwych strat. Może wzorem Finlandii trzeba było balansować pomiędzy jedną a drugą stroną konfliktu? Czy ktoś wypomina teraz tym jawnie kolaborującym państwom przeszłość naznaczoną swastyką? Niestety nikt wzorem porucznika Aldo Raine nie wycinał kolaborantom i nazistom swastyk na czole. A i dobrze, że my się nie sprzedaliśmy nazistowskim świniom. Dziś ze spokojnym sumieniem, pomimo tego co o nas mówią możemy patrzeć w lustro.
Powinienem przywyknąć również do jeszcze jednej rzeczy i w sumie po części tak jest. Nadal wkurza mnie to jednak niesamowicie. Mianowicie fakt, że istnieje spora grupa osób w Polsce – polityków, dziennikarzy i wszelkiej maści celebrytów – którzy chcieliby przyjąć pokornie pozę skruszonych pątników. Grać rolę złamanych, wstydzących się historii swojego kraju pupilków zagranicy. Posłusznie podążyć drogą, którą ta im wyznacza. W imię tej idei przyklaskują oni każdemu zagranicznemu atakowi na nasz kraj. Baa, sami skarżą się swoim obcojęzycznym pryncypałom na szalejący w Polsce totalitaryzm i błagają o interwencję. Już kiedyś o tym pisałem i napiszę raz jeszcze. Nie zdziwiłby mnie obraz Schetyny, Petru czy innej Gasiuk-Pihowicz, którzy rzucają róże pod gąsienice wjeżdżających na teren naszego kraju niemieckich czołgów. Ostatnio na potwierdzenie swojej tezy TVN pokazał światu kilku idiotów bawiących się w środku lasu w nazistów świętujących urodziny Adolfa Hitlera. Paru debili chowających się gdzieś w głuszy i układających swastyki z czekoladowych wafelków na torcie (nawet się kurwa wódki nie napili!) to wg. nich zapowiedź odradzającego się w kraju faszyzmu. Żeby coś się odrodziło to musiałoby mieć kiedykolwiek miejsce. Ale mniejsza z tym. Druga sprawa, że ja całkowicie nie ufam TVN-owi i nie zdziwiłbym się gdyby cała ta ustawka w lesie była zwykłą manipulacją. Stać ich na to.
Oczywistym jest, że nie jesteśmy krajem o kryształowo czystej historii. Z pewnością było wiele przypadków gdy Polacy sprzedawali Żydów z niskich pobudek moralnych. Tak się działo w każdym zdeprawowanym wojną państwie! Ale uważam, że na świecie próbuje nam się przypisać ilość win nieadekwatna do czynów, które popełniliśmy. Trzymam kciuki za polityków PiS by się nie złamali i wprowadzili tą ustawę pomimo zagranicznego skowytu. Jeśli zagranica chce oskarżać nas o czyny, których nie popełniliśmy to proszę bardzo. I tak i tak będą to robić. Ale my nie musimy się pokornie na to wszystko zgadzać. Walczmy o swoje racje! Nie dajmy sobie wmówić alternatywnej historii naszego kraju. Pomimo tego, że światem żądzą skurwysyny, które będą chciały to zrobić!
Listopadowe ujadanie psów.
Marsz Niepodległości. Wydarzenie, które co najmniej od 2010 roku wywołuje za każdym kolejnym razem kontrowersje wśród polskiego społeczeństwa. Raz mniejsze, raz większe. Ale od siedmiu lat co roku w listopadzie jest głośno o maszerujących ulicami Warszawy patriotach (a dla innych faszystów).
Dlaczego od 2010 roku? Bo wówczas w mediach głośno stało się o tym wydarzeniu, kiedy to organizowany przez środowiska narodowe Marsz Niepodległości próbowali zablokować ludzie usytuowani skrajnie po lewej stronie szali ideologicznej. Liderem tej grupy był obecny prezydent Słupska – Robert Biedroń. Pod przywództwem pierwszego geja kraju, grupa ta zetrzeć się miała z policją. Policjanci utrzymywali, że to lewacy zaatakowali ich, zaś Biedroń z kołnierzem ortopedycznym na szyi biegał po studiach telewizyjnych i opowiadał jak to został bestialsko spacyfikowany przez funkcjonariuszy w czasie swojej „antyfaszystowskiej” krucjaty.
W sumie mało to kogo wówczas obeszło i cała sytuacja szybko rozeszła się po kościach. Teraz by pewnie było inaczej (Biedroń nie był jeszcze wówczas tak uwielbiany przez pewne kręgi). Wydaje mi się jednak, że cała sytuacja przyczyniła się do promocji Marszu Niepodległości wśród ludzi o konserwatywnych przekonaniach. Od tamtego momentu co roku idea ta gromadziła coraz większą ilość ludzi. Każdy kolejny rok przynosił również coraz większe kontrowersje wokół daty 11 listopada. Tak było przynajmniej do 2014 roku. Od kiedy to rok później władzę w Polsce przejęło Prawo i Sprawiedliwość tak i temperatura na samych Marszach w jakiś cudowny sposób opadła. A przynajmniej pod tym względem, że nie notujemy już od tamtej chwili większych incydentów w czasie tego zgromadzenia. Policjanci nie biją już Bogu ducha winnych uczestników jak w 2011 roku.
https://www.youtube.com/watch?v=7G3cN6Bdn_8
Policja nie blokuje z niewiadomych przyczyn startu marszu przez co atmosfera gęstniała i musieli ją rozładowywać choćby Marian Kowalski czy śp. poseł Artur Górski, bo inaczej mogło się skończyć tragedią. A tak było w 2012 roku.
https://www.youtube.com/watch?v=h71NBPwRZ-4
https://www.youtube.com/watch?v=oRUV9KZuSlY
Nie płoną też budki strażnicze pod ambasadą rosyjską. Pewnie dlatego że szefem MSW nie jest już Bartłomiej Sienkiewicz i nie ma kto zlecać takich prowokacji (słynne taśmy z restauracji „Sowa i przyjaciele”.) czy też pośród normalnych uczestników nie biegają zamaskowani policjanci podburzający tłum.
https://www.youtube.com/watch?v=8G0SOYWeRQc&t=385s
Jakoś też mniej kretynów wśród samych manifestantów. Nikt nie dąży do konfrontacji z policją jak w roku 2014, przy okazji atakując Straż Marszu Niepodległości. Nikt nie pali samochodów transmisyjnych pewnej telewizji z ulicy Wiertniczej. Być może powodem tego jest coraz lepsza organizacja samego przedsięwzięcia. Powołanie wspomnianej wyżej Straży Marszu Niepodległości, która jest regularnie szkoloną formacją i odpowiedzialna jest za trzymanie uczestników w ryzach. Większa jest też świadomość protestujących, którzy wiedzą, że każdy incydent stanowić będzie wodę na młyn dla nieprzychylnie do nich nastawionych mediów i może rozrosnąć się do niebotycznych rozmiarów, rozdmuchana przez medialną maszynę (tak jak ma to miejsce w tym roku). Po trzecie, niech każdy sam w duchu odpowie sobie na pytanie: Na ile znaczenie miała zmiana władzy, która jednak zupełnie inaczej zapatruje się teraz na ideę Marszu Niepodległości i przynajmniej nie przeszkadza w organizacji tego wydarzenia? Jak bardzo kłody pod nogi organizatorom rzucali poprzedni rządzący? Dlaczego trzeci raz z rzędu obyło się bez awantur i policyjnych prowokacji? Te pytania pozostawiam bez odpowiedzi. Niech każdy pomyśli nad nimi sam.
Spokojna atmosfera tegorocznego Marszu Niepodległości nie przeszkodziła jednak w tym, by media przez cały listopad utyskiwały praktycznie codziennie nad tym wydarzeniem. Rzecz kompletnie dla mnie nie zrozumiała. Co ciekawe do ataku na tą świąteczną manifestację bardzo ochoczo przyłączają się w tym roku zagraniczne media. Moje pytanie brzmi, dlaczego akurat teraz? Czym różnił się ten marsz od tych z 2015 i 2016 roku? Kontrowersyjne transparenty można było znaleźć 11 listopada na ulicach Warszawy od samego początku istnienia MN. Ba. Mam wrażenie, że takiego skowytu zarówno rodzimych ale przede wszystkim zagranicznych dziennikarzy nie słyszało się nawet w czasach, kiedy w „Dzień Niepodległości” stolica przypominała pole bitwy. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, już kiedyś o tym pisałem, ale wierzę w istnienie grupy, która steruje pewnymi rzeczami z tylnego fotela. Być może właśnie w tym roku dziennikarze dostali jakiś odgórny przykaz aby przeprowadzić zmasowany atak i zdyskredytować dziesiątki tysięcy Polaków, maszerujących z dziećmi ulicami stołecznego miasta? Stąd te epitety? „Faszyści”, „naziści”? Transparenty w stylu „White Europe” itp. stanowiły jakiś nieznaczny promil w tłumie przechodniów z biało-czerwonymi flagami narodowymi. Tymczasem zagraniczne pismaki bezczelnie opluwają wszystkich uczestników Marszu Niepodległości. Oceny ogromnie niesprawiedliwe, ale rozumiem, że są oni zmuszeni do takiego pisania. Są na wojnie. Wojnie o swoją wymarzoną, liberalną, tęczową Europę. Zwykli propagandyści. A być może ich umysły są już tak wyprane politycznie poprawną ideologią, że każdy przejaw patriotyzmu stanowi dla nich zalążek „faszyzmu”? Wszak wiadomo, że państwa spójne narodowo są przeżytkiem i zakrawają o rasizm. Jak inaczej to odbierać? Dlaczego pojedyncze występki są podczepiane pod całość? Dlaczego jest stosowana odpowiedzialność zbiorowa? Albo ci dziennikarze mają w sobie bardzo dużo złej woli i obiektywizm jest im obcy albo mają po prostu bardzo słaby warsztat. Ewentualnie jedno i drugie. Moja ocena jest prosta. Tak jak wspomniałem. Jesteśmy na wojnie. Na razie tylko wojnie na słowa.
Przed startem Marszu Niepodległości odbyła się też inna manifestacja. Ich organizatorami były środowiska lewicowe (w dużej mierze skrajnie). Więc wśród feministek, zwolenników ruchów LGBT, ludzi z czerwonymi sztandarami (mi się one kojarzą jakoś jednoznacznie) znaleźliśmy również chociażby członków antify. Skrajnie lewicowej bojówki, której amerykańska odnoga była w ostatnim czasie oskarżona o współpracę z Państwem Islamskim. Owi, ubrani na czarno panowie paradowali na marszu z zakrytymi twarzami, ochoczo pokazując środkowy palec do telewizyjnych kamer. Ślepi na takie zachowanie dziennikarze TVNu opowiadali w tym czasie na wizji o marszu tolerancji, przyjaźni i generalnie rozpływali się nad owym wydarzeniem, które widzieliśmy na ekranach naszych odbiorników telewizyjnych. Przezabawna sytuacja.
Oczywiście. Również sam Marsz Niepodległości wymaga jeszcze kilku poprawek i wyeliminowania niektórych zachowań. Rasistowskie transparenty, które incydentalnie zdarzały się wśród protestujących absolutnie nie powinny mieć miejsca. Brak akceptacji na rozlokowanie grup uchodźców przez Unię Europejską, która przez pewien czas na siłę chciała nam wcisnąć nieproszonych gości nie powinien wiązać się z rasizmem. Nikt nie powinien być wykluczany ze społeczeństwa z powodu narodowości czy koloru skóry. Kompletnie nie o to chodzi. Chodzi o to, że przyjęcie większej ilości uchodźców wiąże się z możliwością przyjęcia pod swój dach potencjalnych terrorystów z Państwa Islamskiego. Nie możemy akceptować takiego stanu rzeczy, że przez granicę przepływają kompletnie niekontrolowane tłumy imigrantów. Kompletnie nie wiemy kto wjeżdża na nasze terytorium. Nie chcemy by sytuacja zaczęła przypominać tą z ulic Francji czy Wielkiej Brytanii. Nie chcemy się przyzwyczajać do zamachów i zacząć je traktować jako nieodzowny element naszego życia. A mam wrażenie, że w wielu zachodnich państwach tak się nie długo stanie. Bo tak ludziom wmawiają politycy.
-Musicie przyjmować ludzi uciekających przed wojną i zaakceptować to, że niektórzy z nich będą się wysadzać w powietrze lub rozjeżdżać was ciężarówkami.
Brakuje nam tylko takiego cytatu z ust polityków.
Uważam, że każdy ma swoje miejsce na ziemi. Każdy ma swoje państwo, narodowość o które powinien dbać. To też jest naszym obowiązkiem jako ludzi. Dbamy o siebie, o swoje rodziny i o otaczającą nas rzeczywistość. Chcecie to nazwijcie mnie rasistą ale mieszanie różnych kultur, narodowości to proces, który bardzo często kończy się tragicznie. Dlatego każdy dostał swoje miejsce na świecie, gdzie może wspólnie z pobratymcami starać się zbudować lepszą przyszłość. Dlatego uważam, że dopóki nie będzie na manifestacjach transparentów nawołujących do nienawiści czy zabijania, to każdy ma prawo głosić co chce. A chęć zachowania przez państwo spójności etnicznej nie jest niczym złym. Szczególnie gdy widzimy, że tak bardzo różniące się od nas kultury z Bliskiego Wschodu czy Północnej Afryki w wielu przypadkach kompletnie nie mają pojęcia o zasadach gościnności i nie mają w sobie za grosz chęci dostosowania się do zasad panujących w kraju, który wyciągnął do nich pomocną dłoń. Dlaczego we Francji czy Belgii powstaje tak wiele gett tworzonych przez imigrantów spoza Europy? Jak chociażby słynna dzielnica Molenbeek w Brukseli. Co by nie mówić o Ukraińcach, którzy masowo napływają do Polski, oni jakoś potrafią dostosować się do naszych zasad.
Podsumowując. Kompletnie nie zgadzam się z opinią krążącą w mediach głównego nurtu na temat tegorocznego Marszu Niepodległości. Jest to dla mnie atak kompletnie nie zrozumiały. Jest to szukanie na siłę punktu zaczepnego. Istna wojna ideologiczna. Po prostu wartości jakie wyznają manifestanci z ulic stolicy kompletnie nie przystają do tego, jak nowoczesne, modernistyczne społeczeństwo wyobrażają sobie europejscy rządzący. Politycy spod znaku niebieskiej flagi z gwiazdkami chcą na siłę stworzyć swoje utopijne państwo. Nie każdy jednak zgadza się z ich wizją. A kto się z nią nie zgadza zostanie zbesztany, opluty i wdeptany w ziemię. Bo unijni politycy hołdują takim wartościom jak „wolność” i „demokracja” ale pod warunkiem, że wszystko odbywa się na ich zasadach. Nie słyszałem wielkich utyskiwań brukselskiej władzy oraz ich armii z mikrofonami i kamerami gdy marokańscy kibice demolowali stolicę Belgii po awansie ich reprezentacji na Mundial. Milczeniem zostały zbyte wydarzenia z Katalonii, gdy hiszpańska policja pacyfikowała tamtejszą ludność w dzień referendum. W końcu jakoś nie słyszałem, żeby w czasie zamieszek podczas szczytu G-20, kiedy to ulice Hamburga przypominały pole bitewne a w starciach z lewackimi bojówkami rany odniosło wielu policjantów podniosło się jakieś wielkie larum na arenie międzynarodowej. Dlaczego? Ciężej doczepić się do Hiszpanii niż do Polski? Nie wolno krytykować imigrantów z Maroka? Może manifestanci z Hamburga niszczyli witryny sklepowe i samochody w dobrej wierze (Wątpliwej maści autorytety, pokroju Hołdysa tak właśnie twierdzą)? W każdym z tych miejsc prawo było łamane w sposób o wiele bardziej rażący aniżeli 11 listopada w Warszawie ! Może dla zachodniej opinii publicznej istnieją po prostu równi i równiejsi? Można łamać prawo w zależności od tego jakie się wyznaje wartości? W zależności od tego gdzie się mieszka? Niestety ale tak to właśnie wygląda. Oczywiście! Sam Marsz Niepodległości i jego uczestnicy nie byli w 100%, krystalicznie czyści. Ciężko żeby tak było gdy manifestuje 60000 osób. Wiele transparentów pojawiło się niepotrzebnie. Treści rasistowskie absolutnie nie powinny się pojawiać. Irytują szczurki w kominiarkach, które biegają jak poparzeni w jedną i drugą stronę oraz napinają się do kamer w momencie gdy Marsz przechodzi spokojnie. Nie są to jednak takie uchybienia aby Marsz Niepodległości miał stawać się tematem codziennych debat telewizyjnych i głównym tematem zagranicznych portali informacyjnych. Na pewno nie przedstawiany w takim świetle! Nazwanie wszystkich uczestników tego wydarzenia „faszystami” czy „nazistami” to albo zwyczajna ignorancja albo po prostu zwykłe skurwysyństwo. Zresztą podejrzewam, że niewielu uczestników pochodu przejęło się tymi słowami.
Niejaki Winston Churchill powiedział: „The fascists of the future will be called anti-fascists”, czyli „W przyszłości faszyści zostaną nazwani antyfaszystami”. Oriana Fallaci powiedziała: „Są dwa rodzaje faszystów- faszyści i antyfaszyści”. No właśnie. Warto się zastanowić nad tymi słowami w kontekście ostatnich wydarzeń. Cóż znaczą te słowa w ustach tych ludzi? Konserwatyzm, patriotyzm, troskę o własny naród i dumę z pochodzenia. Coś w tym złego? Absolutnie nie! Niech psy sobie ujadają a karawana niech jedzie dalej.

Majstersztyk na trybunach. Zwycięzcą rewanżu kibice Legii.
„Oj, będą gadać”. Tyle pomyślałem sobie w momencie, gdy ujrzałem oprawę kibiców Legii Warszawa przed wczorajszym starciem rewanżowym z Astaną. A po chwili refleksji dodałem: „I dobrze”. To była najlepsza oprawa w historii polskiego ruchu kibicowskiego! Nie chodzi tu absolutnie o rozmach czy efektowność. Chodzi o efektywność i konsekwencje, jakie za sobą pociągnęła. Legioniści w kilka chwil, w prosty i dosadny sposób przypomnieli światu brutalną prawdę o wydarzeniach z Powstania Warszawskiego.
1 sierpnia wrzucałem na swój profil facebook’owy oprawę sprzed trzech lat, gdy na Łazienkowskiej zaprezentowano choreo z okazji 70 rocznicy wybuchu Powstania. Napisałem wówczas, że była to: „Jedna z najlepszych opraw w historii ruchu kibicowskiego w Polsce”. Z ciekawością czekałem na to, co kibice stołecznego klubu zaprezentują przed meczem z mistrzem Kazachstanu. Byłem pewny że i tym razem nawiążą do wydarzeń z sierpnia 1944 roku. Nie zawiodłem się. Dostałem wręcz więcej, niż mogłem się spodziewać. Dziś z czystym sercem piszę. NIGDY NIE WIDZIAŁEM NA POLSKICH STADIONACH LEPSZEJ CHOREOGRAFII. Fani Legii dali lekcję historii. Fani Legii wykonali kawał dobrej roboty. To był majstersztyk. To była najlepsza możliwa odpowiedź na permanentnie powtarzane w zagranicznych mediach hasło: „Polish death camps”. Suchy fakt historyczny, z którym nikt polemizować nie może. Oprawa, która trafił na pierwsze strony największych sportowych portali na całym świecie. Dziękuję wam Legioniści. I podziękować powinien wam każdy, normalnie myślący Polak! Bo w tej nierównej grze zrobiliście więcej, niż ktokolwiek dotąd.
Oczywiście nie mogło obyć się bez płaczu wielu osób, do nie dawna uchodzących za polski establishment. Ich symbolem jest Tomasz Lis. Człowiek, który spełnia rolę nadwornego płaczka, kajającego się przed światem za każdy przejaw domagania się przez Polaków mówienia prawdy. Widać, prawda niektórych boli. Prawda ich przerasta. Czują strach na myśl, że możemy wykrzyczeć światu: „Niemcy mordowali nas w czasie II Wojny Światowej! Niemcy mordowali nasze dzieci!” Przecież tak nie wolno. To nie wypada. Mówienie prawdy to zło. A jednak, wcale nie… Polacy są szczęśliwi, Polacy mają dość wmawiania im, że mają siedzieć jak mysz pod miotłą i spełniać rolę ubogiego krewnego ludzi z Zachodu. Uśmiechać się pod nosem nawet, gdy ci ludzie naplują im w twarz. W zamian być może ze stołu pańskiego spadną im jakieś ochłapy a Zachód pogłaszcze ich po głowach. Mentalność psa. Tego ci ludzie chcą nas uczyć. Tylko jak pokazała niejednokrotnie historia, nas nie da się tak wytresować. 340 osób zamordowanych w Jedwabnem nie stawia nas w jednym rzędzie z Niemcami, mordującymi 160 000 osób w stolicy. A tak wygląda matematyka wg. Tomasza Lisa i jemu podobnym ludziom.
Jeszcze raz dziękuję wam Legioniści! Za dyskusję, którą wywołaliście. Za to, że pobudziliście zagraniczne media. Mimo że oni usilnie zapewne będą pisać o nazistach mordujących Polaków, na transparencie ewidentnie widać jakiej narodowości byli ci „naziści”. Nie jeden obcokrajowiec zaduma się nad tą treścią. I o to przecież chodziło! Może nie jeden poczyta o tym, czym było Powstanie Warszawskie. Nawet jeśli w minimalnym stopniu uda się poszerzyć światową świadomość to jest to ogromny sukces. Mówi się, że stadiony powinny być apolityczne. Ale co zrobić w momencie gdy każdy inny ma odkłamywanie historii gdzieś? Lub robi to nieporadnie? Jak widać taka taktyka jest skuteczna. Czy chcemy tego czy nie, stadiony od dawna są najlepszą trampoliną, służąca do rozpropagowania swoich racji. Jak pokazał wczorajszy dzień, użyte z głową, przynoszą wiele korzyści. A że psy szczekają? A niech gadają! Tyle im zostało.
To kibice Legii są prawdziwymi zwycięzcami wczorajszego rewanżu!
Pamiętajmy!
„During the Warsaw uprising Germans killed 160 000 people thousands of them were children”

#GermanDeathCamps
#GermanDeathCamps. Od kilkunastu dni na portalach społecznościowych można się natknąć na powyższy hashtag. Jest on odpowiedzią polskich internautów, na coraz częściej pojawiające się w zagranicznych mediach określenie: „polish death camps”. Czara goryczy przelała się w momencie gdy pan Karol Tendera, były więzień obozu Auschwitz-Birkenau zaskarżył największą niemiecką stację telewizyjną ZDF, domagając się przeprosin za użycie sformułowania „polskie obozy zagłady”. ZDF sprawę przegrał i został zobowiązany do zamieszczenia przeprosin na swojej stronie internetowej. Nie ukazały się one jednak na głównej stronie. Tam umieszczony został jedynie niezbyt rzucający się w oczy odnośnik, przekierowujący do przeprosin. Krótko mówiąc, Niemcy potraktowali całą sprawę po macoszemu. Takiego obrotu sprawy nie wytrzymała jednak polska społeczność internetowa. Wszak nie był to pierwszy raz, gdy obcojęzyczne media szerzyły to niefortunne hasło. I tak jak na siłę potrafię sobie jeszcze wytłumaczyć, że użycie zwrotu o „polskich obozach koncentracyjnych” padające z ust Amerykanów wiąże się z ich ignorancją i nikłą wiedzą historyczną (zwrotu użył nawet swego czasu Barrack Obama), tak nie wierzę w żadną przypadkowość, gdy robią to Niemcy. „Der Spiegel”, „Bild”, „Die Zeit, „Die Welt”, „Focus”. To tylko niektóre niemieckie gazety, mające na sumieniu powielanie tego błędu. Ciężko więc się dziwić, że w Polakach coś w końcu pękło.
Wg. oficjalnych źródeł, w czasie II Wojny Światowej w obozach zagłady śmierć poniosło około 3,5 mln obywateli polskich. W obozach budowanych z inicjatywy Niemców. Niemców, którzy w coraz mniej dyskretny sposób, próbują obarczać winą również nasz kraj. Przez wiele lat „nasz” rząd zachowywał się biernie wobec tego typu zachowań. W końcu społeczeństwo połączyło siły, przeszło do kontrofensywy i zaczęło przeciwstawiać się spluwaniu na honor naszej ojczyzny oraz odkłamywać te oszczerstwa. A i obecny rząd w akurat tej kwestii wydaje się odważniej zwracać uwagę na to że problem faktycznie istnieje.
Skąd w ogóle wzięło się określenie „polish death camps”? Wg. profesora Grzegorza Kucharczyka, geneza tego określenia sięga końca lat 50-tych ubiegłego wieku i zostało z premedytacją wprowadzone do publicznej dyskusji przez wywiad RFN. Również osoby z nazistowską przeszłością. Tak profesor, zajmujący się badaniem historii Niemiec mówił w wywiadzie dla wPolityce.pl:
„Kłamliwy termin +polskie obozy koncentracyjne+ stworzyli pod koniec lat pięćdziesiątych funkcjonariusze wywiadu Republiki Federalnej Niemiec, którzy w czasie wojny pracowali dla III Rzeszy. To byli ludzie, którzy po kapitulacji Niemiec znaleźli się w strefach okupowanych przez aliantów zachodnich, częściowo zostali przejęci przez Amerykanów, a potem zaczęli robić swoje na polu tak pojętej polityki historycznej. Był to wynik nierozliczenia się państwa niemieckiego ze zbrodniami popełnionymi przez Niemców w czasach II wojny światowej”
Tak więc jak widać, owo określenie może być sposobem naszych zachodnich sąsiadów na leczenie swoich kompleksów, związanych z własną, nieodległą historią. Być może Niemcy, kosztem naszego kraju chcą podleczyć swoje ego. Nasze pokolenie, być może jako już ostatnie ma szansę usłyszeć świadectwo tamtych dni od osób, które przeżyły piekło II WŚ. Niemcy mają nadal widoczne, dość wyraźne plamy na płaszczu swojej historii. Jeżeli jednak ich propaganda będzie działać w ten sposób, a my pozostaniemy bierni na ich działania, to za kilkadziesiąt-kilkaset lat świat będzie się uczył o tym, jak w połowie XX wieku mordowano Żydów w „Polskich obozach zagłady”. Oczywiście pod bacznym okiem polskich strażników. A Niemcy we wrześniu 1939 roku napadli na Polskę by tych Żydów wyzwolić…Gotowy scenariusz na „Nazi matki, nazi ojcowie II”. Science fiction? Na razie tak, ale coraz łatwiej mi uwierzyć w taką możliwość.
Theodore N. Kaufmann, bliski doradca prezydenta F.D. Roosvelta, miał dość brutalną wizję pozbycia się narodu niemieckiego. Chciał doprowadzić do wysterylizowania wszystkich osób narodowości niemieckiej i w ten sposób pozwolić wymrzeć „rasie panów” śmiercią naturalną. Tak pisał o tym w swojej książce „Germany Must Perish”, wydanej w 1940 roku, która robiła furorę na rynku amerykańskim:
„Ta wojna nie jest wojną przeciw Hitlerowi. Nie jest też prowadzona przeciwko nazistom(…) Dla Niemiec istnieje tylko jedna kara: Niemcy trzeba zniszczyć raz na zawsze ! Muszą umrzeć ! I to w rzeczywistości! Nie tylko w wyobraźni ! (…) Nie istnieje żadna droga pośrednia, żaden kompromis, żadne wyrównanie: Niemcy muszą umrzeć, i na zawsze zniknąć z powierzchni ziemi! Ludność Niemiec wynosi 80 milionów, która rozkłada się równo na obie płcie. Żeby wyniszczyć Niemców trzeba około 48 milionów z nich wysterylizować (…) Sterylizacja mężczyzn w oddziałach wojskowych jest stosunkowo łatwa i szybko do przeprowadzenia. Przyjmując że przeznaczymy do tego 20.000 lekarzy i każdy z nich dokona 25 operacji dziennie, będzie to trwać najwyżej jeden miesiąc aby ta sterylizacja w wojsku została zakończona(…) Ponieważ więcej lekarzy stoi do dyspozycji, potrzeba będzie nawet mniej czasu. W ten sposób całą męską populacje cywilów można wysterylizować w trzy miesiące. Sterylizacja kobiet i dzieci zajmie więcej czasu, trzeba przyjąć że wysterylizowanie wszystkich kobiet i dzieci zakończy się w trzech latach. Ponieważ już jedna kropla niemieckiej krwi robi Niemca, jest ta sterylizacja obojga płci konieczna. Przy całkowitej sterylizacji przestanie wzrastać rata urodzeń. Przy normalnej śmiertelności wynoszącej 2% rocznie, zmniejszy się liczba Niemców rocznie o 1,5 miliona. W ten sposób przez dwa pokolenia sprawa się zakończy, co w innym wypadku kosztowało by życie milionów i setki lat pracy : mianowicie wymazanie niemieckości i jego
nosicieli.”
(Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/2640/germany-must-perish-zapomniany-plan-kaufmana)
Troszkę delikatniej, chociaż nadal dość radykalnie, chciał postąpić z III Rzeszą Henry Morgenthau – amerykański sekretarz skarbu. „Plan Morgenthaua” miał na celu stworzyć z kraju naszych zachodnich sąsiadów państwo pastersko-rolnicze, całkowicie ich zdemilitaryzować oraz zlikwidować im przemysł ciężki: (https://pl.wikipedia.org/wiki/Plan_Morgenthaua). Owy plan był nawet początkowo akceptowany przez Roosvelta i Churchilla, jednakże ostatecznie przepadł. W zamian Niemcom pozwolono znów dość szybko stanąć na nogi i rozwinąć się gospodarczo i ekonomicznie do tego poziomu, że znów w krótkim czasie byli liczącym się państwem na arenie europejskiej. Taka kara za wywołanie kolejnej wojny w przeciągu ćwierćwiecza. Nas za to oddano w prezencie Stalinowi. Taka nagroda za bycie pierwszą ofiarą Drugiej Wojny i walkę po stronie Aliantów. Z perspektywy czasu możemy jedynie żałować, że w życie nie wszedł plan Morgenthaua. Przynajmniej jeden, brużdżący nam od wieków, wrogi kraj zostałby zneutralizowany. Brutalne ale prawdziwe. Mam wrażenie że największą karą dla Niemców pozostał wstyd historyczny. Wstyd, którego konsekwencje ponoszą tak naprawdę po dziś dzień. Piętno narodu, który chciał eksterminować inne nacje, dzielił ludzi na lepszych i gorszych. Teraz to tak na nich ciąży, że chcą być do tego stopnia tolerancyjni iż bezrefleksyjnie ściągają do siebie tabunami imigrantów różnej maści. Doprowadzają do rozkładu własnego społeczeństwa i destabilizacji nastrojów. To w konsekwencji może doprowadzić powtórnie do narastania popularności skrajnych ideologii i koło się zamknie. Ewentualnie, porównując wzrost demograficzny Niemców a napływających do nich przybyszy z krajów islamskich, zmarginalizują się etnicznie we własnym państwie. I nie będzie potrzeba żadnych planów Kaufmana ani Morgenthaua. Science fiction? Jeszcze tak. Ale to akurat nie nasza sprawa.
Naszym problemem jest fakt, że Niemcy próbują z siebie robić w tym wszystkim centralnych moralizatorów Europy, narzucając innym krajom swój tok myślenia. Hmm … 70 lat od wstrząsających wydarzeń II WŚ to jak dla mnie zbyt mały bufor. Dlatego denerwuje mnie robienie z Niemców wzoru cnót i moralnych przywódców Europy. Przepraszam, ale ja nie mam zamiaru podążać drogą wytyczoną mi przez potomków ludzi, którzy przez 1000 lat historii mojej ojczyzny, praktycznie zawsze byli jej antagonistami. Dlaczego tym razem miało by być inaczej?
Odnoszę wrażenie, że jeśli chcę być pełnoprawnym Europejczykiem XXI wieku muszę odrzucić kultywowanie historii. To przecież przeżytek. Może to także wymysł Niemców? Kto by chciał kultywować historię taką jak ich… A tak na serio. W Polsce mamy próbę wprowadzenia „(.N)owoczesności”. Ta próba rodzi osoby pokroju pani posłanki Scheuring-Wielgus. Posłanki twierdzącej, że Polska jest zbyt „malutka” na arenie międzynarodowej i winna się podporządkować woli Niemiec. Jest mi zwyczajnie, po ludzku przykro że ktoś taki decyduje o losach mojego kraju, dzierżąc mandat poselski. Polityka spolegliwości. Polityka ukierunkowana na to, by podporządkować się woli zachodu. Polityka marionetek. A moze to jest przykład ofiary propagandy w stylu „polish death camps”? Osoba z wszczepionym pierwiastkiem wstydu? Wypracowywanym i formowanym w niej przez lata, przez osoby chcące mieć wpływ na bieg historii. Mentalność niewolnika i sługusa, przysłonięta poczuciem bycia „oświeconym członkiem społeczeństwa XXI wieku”. Najgorsze to dać sobie wmówić, że nic nie znaczymy. Pozwolić zmieniać własną tożsamość i dać się wykastrować z własnych ideałów. W imię czego? Bycia akceptowanym przez świat? Przez system? Za cenę tego by podporządkować się tym, którzy sobie tego życzą? Stać się bezkształtną masą? Nie. Działajmy zgodnie zgodnie z własnym sumieniem i zgodnie z prawdą. Próbujmy chociaż częściowo odkłamać ten świat. W imię tego w co wierzymy. Mówmy jak jest. #GermanDeathCamps !

God bless America czyli Trump, Trump, Trump.
Krótko jeszcze na temat wyników wyborów prezydenckich w USA. Przede wszystkim cieszę się że społeczeństwo w kolejnym miejscu na świecie pokazuje, że wbrew temu, co próbują im nakłaść do głowy establishmentowe media, wbrew wszelkim manipulacjom i pokazującym jedyną słuszną drogę „autorytetom moralnym”, potrafi ono dokonać własnego wyboru, popartego samodzielnym myśleniem. Mimo iż głosując przeciwko jedynej, słusznej kandydatce – Hillary Clinton Amerykanie narażali się na to, że zostaną „białymi, rozwścieczonymi wieśniakami” jak sugerował ekonomista Paul Krugman. Mimo iż jak przestrzegał dziennikarz CNN (mocno związany z Newsweek) Fareed Zakaria, Stany po tych wyborach mogą stać się jak: Rosja, Turcja i … Polska (trzeba być kłamcą lub idiotą by równać demokrację w tych trzech krajach). Takie sytuacje napawają nadzieją, że nowe pokolenia są mniej podatne na „pranie mózgów” fundowane przez tych, którzy chcą na świecie trzymać władzę. Naprawdę nie trzeba godzić się na wszystko co nakazują nam demoliberalni rządzący. Jeśli nie będziemy akceptować agresywnego promowania środowisk LGBT, bezdyskusyjnego nakazu brania pod swój dach uchodźców, nie będziemy godzić się z opluwaniem tego w co wierzymy i co wyznajemy to naprawdę nie oznacza że jesteśmy ludźmi gorszego sortu. Bo właśnie takie wypowiedzi jak te Krugsmana czy Zakarii, próbują już nawet nie podświadomie a wręcz bezpośrednio wmówić nam że nie pasujemy do ich wymarzonej wizji świata. Zresztą podobnie działo się w Polsce przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi w zeszłym roku. Piewcy demokracji stają się jej ofiarami. A gdy demokracja ich zawodzi to starają nam się wmówić, że Ci, którzy dzięki niej są u władzy, próbują ją niszczyć. Czyli: „Demokracja demokracją, ale racja musi być po naszej stronie.” W myśl tej zasady działa w Polsce KOD a i pod Białym Domem zbierają się już „oszukani” Amerykanie.
Czy Trump będzie dobrym prezydentem? Nie wiem. Na dobrą sprawę nie powinno nas obchodzić co dzieje się w kraju oddalonym o kilkanaście tysięcy kilometrów od nas.Ale z racji tego co napisałem powyżej … jakoś mnie obchodzi. Trump to miliarder, celebryta postać ze świata bardziej show-biznesu aniżeli polityki. Czy to co mówił na wiecach było tylko populistyczną gadaniną czy będzie cały czas reprezentantem świata konserwatywnego … takim nowym Ronaldem Reagan’em? Czas zweryfikuje. Narazie cieszą mnie skonsternowane twarze, które mogłem ujrzeć dziś rano w telewizjach śniadaniowych.
P.S.
Swoją drogą najbardziej zadowolona z wyników wyborów powinna być Madonna. Chociaż czy aby na pewno? 😉
http://wyszlo.com/jezeli-wygra-clinton-madonne-czeka-dosyc-ciekawa-emerytura/

Raport z urojonej linii frontu czyli domniemany zamach stanu.
Na samym początku chciałbym zaznaczyć że żadnym wybitnym znawcą polityki nie jestem. Wypowiadam się jako obywatel Rzeczpospolitej, wkurwiony tą całą sytuacją, którą ma wątpliwą przyjemność oglądać od momentu gdy stało się jasne, że Prawo i Sprawiedliwość obejmie samodzielne rządy w moim pięknym kraju. Zwolennikiem PiS-u nigdy nie byłem. Nie głosowałem na tę partię ani razu od 2006 roku, kiedy to ukończyłem wiek uprawniający mnie do głosowania we wszelakich wyborach. No, z jednym małym wyjątkiem. Zagłosowałem na Andrzeja Dudę w drugiej turze ostatnich wyborów prezydenckich i z pewnością tego głosu nie żałuję. Na wybory staram się chodzić zawsze. Czy to samorządowe, parlamentarne, prezydenckie czy nawet do parlamentu europejskiego. Zdarzyło mi się nie wziąć udziału w wyborach dwukrotnie – z przyczyn ode mnie niezależnych. Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś do urny nie chodzi to nie powinien wypowiadać się krytycznie w kwestiach rodzimej polityki. Udział w wyborach to tak naprawdę jeden z niewielu momentów, kiedy mamy jakikolwiek wpływ na to co się dzieje w Polsce. Jedyny moment gdy możemy realnie zadecydować, kto będzie podejmował, czasami wpływające w jakiś sposób na nasze życie decyzje. W wyborach parlamentarnych w ubiegłym roku frekwencja minimalnie przekroczyła 50%. Jakiś nikły procent tych którzy nie zagłosowali, zapewne w wyborach nie wziął udziału z przyczyn od nich niezależnych. Jednak zdecydowana większość po prostu te wybory olała. Tak więc już na samym wstępie prawie połowa Polaków stwierdziła: „Mam w dupie to, kto będzie mną rządził przez kolejne 4 lata”. Dlaczego tak zrobili? Bo wielu zapewne faktycznie ma to w dupie i reprezentuje tę jakże liczną część społeczeństwa pod nazwą „wszyscy politycy to banda złodziei” lub „nie idę na wybory bo i tak nic się nie zmieni, obojętnie kto wygra”. Są jeszcze ci spod znaku „Mój jeden głos i tak niczego nie zmieni”. Słowa te wypowiada zapewne z 15-20% tych, którzy do urn nie idą. Ich głosy mogły by więc sporo jednak pozmieniać. No ale dobra. Z 50% tych, którzy jednak oddać swój głos postanowili, 38% zagłosowało na PiS. Łącznie, ponad 5,5 miliona uprawnionych do głosowania. Taki wyniki wystarczył do tego ażeby partia Kaczyńskiego objęła samodzielne rządy w kraju. Tak więc … do kurwy nędzy dlaczego ktokolwiek ma czelność mówić że PiS dokonuje zamachu stanu ?! PiS został wybrany na 4 letnią kadencję w demokratycznych wyborach! Czy się to komuś podoba czy nie. Następna okazja żeby to zmienić – rok 2019.
Zamach stanu – niezgodne z porządkiem konstytucyjnym, często z użyciem siły (zbrojny zamach stanu), przejęcie władzy politycznej w państwie przez jednostkę lub grupę osób. Jest pogwałceniem normalnego toku życia politycznego i porządku instytucjonalnego. Do niedawna w wielu krajach Ameryki Łacińskiej i Afryki zamach stanu był najczęściej spotykaną metodą zmiany rządu.
Tak zamach stanu definiuje wikipedia. Zamachu stanu to dokonywał w 1926 Piłsudski. Dlaczego więc ktokolwiek nazywa zmiany dokonywane przez demokratycznie wybrany rząd w tak drastyczny sposób? Czy przez zawirowania wokół Trybunału Konstytucyjnego? Których to zawirowań zapewne spora część osób wyprowadzanych w ogólnopolskich protestach przez „oddolną inicjatywę społeczną”, nazywaną „Komitetem Obrony Demokracji” nawet nie rozumie? A przed dojściem PiS-u do władzy zapewne nawet nie wiedziała o istnieniu czegoś takiego jak owy Trybunał.
Jeśli ktoś nie wie za bardzo o co chodzi z tym całym TK to powyższy link w miarę to powinien rozjaśnić (przyznaję bez bicia, ja przez długi czas też nie byłem świadomy). PiS łamie prawo. To nie ulega wątpliwości. Ale PiS gra w grę, którą w czerwcu rozpoczęła Platforma. Jak PO wybierało większą ilość sędziów TK aniżeli byli do tego upoważnieni to w telewizji nikt nie trąbił o łamaniu konstytucji a koleś, który zalega 80 tysięcy złotych alimentów nie był promowany na obrońcę wolności w kraju nad Wisłą. 80 tysięcy złotych. Tyle zalega Mateusz Kijowski, którego możecie kojarzyć z telewizji jako założyciela wspomnianego KOD. Z tego człowieka robi się bohatera zwykłych ludzi i zaprasza się go do Parlamentu Europejskiego. Jacek Żakowski broniąc Kijowskiego powiedział że „gdy mężczyźni idą na wojnę to dzieci zawsze cierpią”. Ci ludzie bronią demokracji. Przepraszam, „bronią”. Bo zapewne większość z nich uważa że demokracja jest wtedy, kiedy oni są przy władzy. Najgorliwiej demokracji bronią ci, którzy kompromitowali się przez ostatnie 8 lat swoich rządów. Ta terapia odwykowa zapewne jest dla nich bolesna. W 8 lat na pewno idzie się uzależnić od rozdawania kart przy politycznym stole. Mnie jednak zastanawia w jaki sposób udało im się ogłupić tak liczną część społeczeństwa, która wychodzi na ulicę i „broni demokracji” przed PiS-em ręka w rękę razem z tymi, którzy przez ostatnie lata czynili to samo co Kaczyński a nawet większe skurwysyństwa? Z drugiej jednak strony dziwić się nie powinienem. Media cały czas spoczywają w rękach poprzedniej władzy. TVNy i inne Wyborcze nadal są propagandową tubą byłych rządzących. PiS był demonizowany od zawsze. W skrócie przekaz medialny wyglądał tak: „Musicie głosować na PO bo jak nie to przyjdzie PiS i Kaczyński z Macierewiczem zaczną prześladować tych, którzy w niedzielę nie chodzą do kościoła, jak będziesz mieszkał z partnerem bez ślubu to spod łóżka wypełznie Pawłowicz i spali was na stosie a poza tym nie wiem czy wiecie ale PiSowcy żywią się małymi dziećmi”. Ale z upływem czasu część obywateli zaczęła sobie uświadamiać że przecież ten PiS chyba nie da rady dymać ich na większą skalę niż PO. Więc skoro jest taka chujnia to co szkodzi sprawdzić czy za Prawa i Sprawiedliwości będzie gorzej. Dodatkowo ci telewizyjni „mędrcy” pokroju Kuźniara, Lisa czy Olejnik zaczęli nie być traktowani poważnie, bo ludzie zauważyli że owi delikwenci wmawiają im że pada deszcz gdy ślina rządzących polityków rzęsiście cieknie im po twarzach. Ale jak widać po demonstracjach, nadal jest spora grupa osób, szczególnie tych, które za główne źródło informacji obierają sobie telewizję, mająca tak wyprane mózgi, iż wierzą w każde słowo wypowiedziane w szkiełku. PiS przejął już telewizję publiczną i obsadza ją swoimi ludźmi, wziętymi z mediów im przychylnych typu telewizja Republika czy TV Trwam. To również wzbudza wielkie oburzenie „autorytetów”. To, że PiS usuwa osoby, które przez kilka ostatnich lat zawzięcie ich krytykowały liżąc przy tym dupę rządzącej partii … doprawdy, niespotykane. Tylko nikt nie pamięta (lub nie chce pamiętać) że inne partie robiły dokładnie to samo. Nie, nie uważam że to jest w porządku. Media powinny zachowywać neutralność i przedstawiać wiadomości w sposób nie narzucający widzowi jedynego, słusznego toku myślenia. Ale na miłość boską ! Dlaczego takiej krytyce poddawana jest tylko jedna partia w momencie gdy inne robiły to samo? Dlaczego nagle wszyscy ci krytycy obudzili się dopiero teraz? Jakoś nikt nie protestował gdy PO pod osłoną nocy chciało wyprzedać lasy państwowe, gdy Sienkiewicz i Belka kupczyli Polską, gdy Sikorski obrażał Polaków, gdy wybuchały afera: hazardowa czy Amber Gold, gdy podwyższano wiek emerytalny, gdy wsiąkły jak kamfora pieniądze z OFE. Można tak długo wymieniać. Czym przy tym jest to, co do tej pory zrobiły rządy PiS? Jeszcze raz podkreślam. Nie bronię partii rządzącej. Chce zwrócić uwagę na to że ktoś chce z nas zrobić debili. Ktoś tu jest za przeproszeniem: pierdoloną bandą hipokrytów! Dlaczego tak wielu daje się w to wmanewrować? Na tych którzy czerpią wiadomości z przekazu medialnego stawiam krzyżyk. Znam takich ludzi osobiście i wiem że to fanatycy tacy sami jak ci, którzy bronią krzyża, tylko z przeciwnej frakcji. Przy czym uważają się za lepszych i mądrzejszych. Są też ci, którym zmiana rządzących jest nie na rękę bo kolesiostwo kwitnące za rządów Tuska i Kopacz przynosiło im profity w postaci chociażby wygodnych posad. Są też tacy, którzy po prostu nie lubią PiS, bo lubić PiS to obciach i wiocha. Umówmy się: Kaczyński czy Macierewicz nie wzbudzają powszechnej sympatii, a jeśli do tego dodać 8 lat nakręcania spirali hejtu (jakże ostatnimi czasy popularne słowo) przeciwko nim to w ogóle mamy sytuację nie do pozazdroszczenia. Nie potępiam tych ludzi (przynajmniej części z nich), bo oni są po prostu zmanipulowani. Zbytnio ufają temu co się wokół nich dzieje, nie zagłębiając się w szczegóły całej tej sprawy.
„Obrońcy demokracji” wsparcia szukają też w Parlamencie Europejskim. Swoją drogą żenujące jest donoszenie na swój własny kraj do instytucji międzynarodowych … przynajmniej w tym przypadku, ale mniejsza o to. Okazało się jednak że Europa nie do końca ma ochotę zagłębiać się w nasze problemy. Zapewne największą mają Niemcy. Niemcy chcą nas uczyć demokracji … nie wiem czy uznać to za zabawne czy tragiczne, taki chichot losu. Szkoda że kanclerz Merkel i jej współpracownicy nie mają ochoty zabrać się za zrobienie porządku z imigrantami panoszącymi się w ich własnym kraju. No cóż, zawsze łatwiej jest pouczać kogoś, niż dostrzec własne problemy. Szkoda że niemiecka policja woli robić porządek z kibicami Pogoni Szczecin wywieszającymi transparent na meczu siatkówki o treści: „Protect your women not our democracy” niż faktycznie chronić własne kobiety przed bandą zdziczałych przybyszy ze wschodu. Nie wiem, może chcieli pokazać że po feralnej nocy sylwestrowej pozbierali się już do kupy i potrafią zadziałać a może (co bardziej do mnie przemawia) musieli się na kimś wyżyć za własną nieudolność. A los chciał że mogli się wyżyć na kimś kto tę nieudolność im wytknął. I to jeszcze z tego „barbarzyńskiego” kraju, który z nimi sąsiaduje.
Na szczęście jak już kiedyś podkreślałem, jest też spore grono ludzi, które potrafi myśleć racjonalnie i wyciągać wnioski samemu. Nie musi tego za nich robić chociażby najbardziej stronniczy i nienawistny dziennikarz w historii III RP – Tomasz Lis, nomen omen będący redaktorem naczelnym gazety należącej do niemieckiego koncernu. Nie muszą za nich robić tego „nowocześni” i tak zajebiście „europejscy” Niemcy, troszczący się chyba po raz pierwszy w długiej historii naszych wspólnych relacji o to by było nam dobrze i byśmy czuli się bezpiecznie. Jeśli zaszła by potrzeba to zapewne na podstawie słynnej ustawy „1066” weszli by do naszego kraju uzbrojeni po zęby ażeby to dobro i bezpieczeństwo nam zapewnić. A „niezależne” media apelowały by aby lud rzucał pod gąsiennice Leopardów róże i tulipany, bo oto wjeżdżają do naszego kraju obrońcy uciemiężonych … aż przeżyłem jakieś dziwne deja vu. No dobra, może troszeczkę teraz odpłynąłem, ale jakoś jestem w stanie to sobie wyobrazić. Aha, no i Niemcom oczywiście chodziło by o nas … wcale nie o stratę wpływów w naszym kraju. Pewnie nawet moglibyśmy zostać ich 17stym landem gdybyśmy zechcieli ;).
Manifestacje KODu w porównaniu z chociażby Marszem Niepodległości są jak gumowa lalka z sex-shopu w porównaniu z Penelope Cruz. Są sztuczne do granic możliwości, napędzane w nienaturalny sposób. Ostatnio przewinął mi się w Tv koleś reprezentujący jakąś młodzieżową odnogę KODu. Jego przemówienie na manifestacji było tak porywające jak komentarz meczu w wykonaniu Jacka Jońcy. Te zbiorowiska to głównie ludzie w wieku 40+. Ci ludzie niby o coś walczą, chociaż część z nich pewnie sama do końca nie wie o co. Tak jak ci, którzy 13 grudnia zgromadzili się pod domem Jarosława Kaczyńskiego z transparentem „Kaczyński oddaj kota” i sami nie do końca potrafili odpowiedzieć co ich tam przyciągnęło. Zresztą jeśli ktoś za chamstwo uważał manifestacje pod domem generała Jaruzelskiego, ale na taką samą manifestację pod dom Kaczyńskiego przychodzi, no to przepraszam, ale nie potrafię znaleźć innego określenia niż – kretyn. Ich zapał wkrótce zgaśnie. Szcególnie przy takim natężeniu tych śmiesznych manifestacji. Oderwani od koryta politycy w końcu będą musieli pogodzić się ze swoją porażką. Wierzę że racjonalne podejście w końcu zwycięży. I wierzę że chociaż część tych zmanipulowanych ludzi w końcu się opamięta. Po prostu głęboko wierzę w ten naród.
P.S.
Na początku tekstu napisałem że w drugiej turze zeszłorocznych wyborów prezydenckich zagłosowałem na Andrzeja Dudę i głosu nie żałuję. Dla wielu Duda jest pachołkiem Kaczyńskiego. Może i po części jest. Komorowski był narzędziem Platformy. Mamy remis. Ale jak wielu przed wyborami zauważało, prezydent pełni w głównej mierze funkcję reprezentacyjną. Duda składa kwiaty pod grobami Żołnierzy Niezłomnych, uczestniczył w koncercie z okazji rocznicy wybuchu powstania warszawskiego, uczestniczył w premierze filmu „Pilecki”, odwiedzał z okazji urodzin weteranów walk niepodległościowych, nie skacze za granicą po krzesłach … i ubiera odzież marki „Red is Bad ;). Jako dla człowieka dla którego ważne są takie patriotyczne zachowania, Duda bije pod tym względem Komorowskiego na łeb na szyję.
