Piłkarski nomada, wybuchowy niespokojny duch, gość z talentem do ładowania się w kłopoty i ładowania rywalom goli. Poznajcie historię Nicolasa Anelki.
Talent z Clairfontaine
Nicolas Anelka urodził się 14 marca 1979 roku w miejscowości Le Chasnay, jako syn dwójki nauczycieli. Jednym z jego najlepszych kumpli z dzieciństwa, był Omar Sy. Aktor kojarzony najbardziej z roli czarnoskórego chłopaka z getta, zajmującego się sparaliżowanym milionerem w filmie „Nietykalni” z 2011 roku.
Pierwsze piłkarskie kroki Nico stawiał w zespole z rodzinnej miejscowości – FC Trappes. Szybko jednak poznano się na jego talencie i w wieku 13 lat trafił do słynnej szkółki Clairfontaine, zarządzanej przez francuską federację piłkarską.
Wśród kwiatu francuskiej młodzieży spisywał się na tyle dobrze, że w 1995 roku parafował pierwszą zawodową umowę, stając się piłkarzem PSG. W ekipie z Parku Książąt nie zabawił jednak długo. Był niezadowolony z ogonów, które grywał w zespole z Paryża, a jego niezadowolenie wykorzystał Arsene Wenger, ściągając rodaka do Arsenalu. PSG przytuliło za ten ruch marne pół miliona funtów, a mający oko do młodych talentów Wenger uczynił wkrótce z Anelki ważną postać w drużynie z Highbury.
Obrażalski
Francuski menadżer również jednak nie miał zamiaru, rzucać swojego nowego nabytku od razu na głęboką wodę. Anelka był wprowadzany stopniowo, czego skutkiem ubocznym była wyczerpująca się cierpliwość krnąbrnego młokosa. Podobno w pewnym momencie Wenger zastał Anelkę w jego domu ze spakowanymi walizkami. Osiemnastolatek chciał wracać do ojczyzny, ale opiekun Arsenalu wytłumaczył mu, że w kolejnym sezonie przewidziana jest dla niego zdecydowanie większa rola w zespole.
Ojcowskie tłumaczenie popłaciło, ale ciężki charakter francuskiego napastnika, miał być już jego znakiem rozpoznawczym do końca kariery. Z tego powodu szybko zyskał przydomek „Le Sulk”, czyli „Obrażalski”.
Anelka te mankamenty potrafił jednak równoważyć na boisku. Kolejne dwa sezony zaowocowały świetną formą absolwenta Clairfontaine. Na uwagę zasługuje szczególnie kampania 1998/99, kiedy to Anelka w 35 meczach Premier League zdobył 17 goli i otrzymał nagrodę dla najlepszego młodego piłkarza w lidze. Znamienne, że nagrody nie odebrał, bo był obrażony na media. Musiał to zrobić w jego imieniu kapitan zespołu Tony Adams.
W międzyczasie zdążył też zadebiutować w reprezentacji Francji. W lutym 1999 roku zaliczył dublet w meczu z Anglikami na Wembley. Był to jeden z jego najlepszych występów w Trójkolorowej kadrze. W pamięci kibiców zapadł także dlatego, że wystąpił w tym meczu… w rękawicach bramkarskich. Prawdopodobnie założył je z powodu mroźnej pogody.
Pazerni bracia i bolesny cios Vieiry
Latem 1999 roku Anelka zapragnął opuścić Londyn. Podobno na podjęcie tej decyzji duży wpływ mieli bracia Nico – niespełniony piłkarz Claude i nauczyciel rachunkowości Didier. Cała trójka wyjechała latem na Martynikę, skąd pochodzili ich rodzice. Bracia nie chcieli, żeby w pobliżu Nicolasa kręcił się Arsene Wengere, który próbowałby przemówić swojej młodej gwieździe do rozumu. Ostatecznie Anelka za sumę 23,5 miliona funtów trafił do Realu Madryt.
Po latach Anelka podzielił się z fanami dość szokującą historyjką, twierdząc, że przytoczone w niej wydarzenie było jednym z czynników, które wpłynęły na jego odejście z Highbury. Mianowicie po jednym ze spotkań ligowych miało dojść do kłótni pomiędzy nim a kapitanem zespołu Patrickiem Vieirą, który miał pretensje do napastnika o zmarnowanie dogodnej sytuacji. W przypływie złości Nicolas nazwał swojego rodaka „chudonogą pizdą” i kazał mu się zamknąć. Co stało się później?
Vieira oniemiał, stanął, jak wryty odwrócił się i… BAM! Uderzył mnie prosto w twarz swoim fiutem! Aż mnie odrzuciło, coś jakby ktoś uderzył mnie w pysk mokrym węgorzem. Wszyscy w szatni byli w szoku po tym co zobaczyli… Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo poniżające to było: dostać w twarz 14 calowym fiutem przy całej drużynie. To było najgorsze, co spotkało mnie w całym życiu. Przez dosłownie kilka minut w szatni była cisza. Przerwał ją dopiero Ashley Cole, który zapytał: „Teraz moja kolej?”. Stało się wtedy jasne: muszę odejść z Arsenalu. Kiedy Wenger usłyszał o tym co zrobił Vieira… przybił z nim piątkę i powiedział: „Właśnie dlatego to on jest kapitanem”…
Madrycki niewypał i statystowanie przy sukcesach
Do stolicy Hiszpanii Anelka przybywał z mistrzostwem i pucharem Anglii w CV. Miał stanowić zabójczy duet snajperów wraz z Raulem Gonzalezem. Na Bernabeu witał go tłum fotoreporterów. Cóż, pobyt w Kastylii pozwolił mu dopisać sobie do wspomnianego CV triumf w Lidze Mistrzów. Mimo to „Le Sulk” czmychnął z półwyspu Iberyjskiego już po roku.
Nico długo nie mógł przełamać strzeleckiego impasu. Trafił do bramki rywala dopiero po pięciu miesiącach pobytu w Madrycie. Hiszpańskie media permanentnie go krytykowały, a on sam miał kłopoty z zaaklimatyzowaniem się w szatni. Gdy poszedł na wywiad z dziennikarzem „Marki”, dał się namówić na partyjkę FIFY, rozegranej na konsoli. Na następny dzień bezlitosny pismak zatytułował swój tekst „Anelka w końcu strzela!”
W dodatku pokłócił się z władzami „Królewskich” i odmówił udziału w treningach, za co zapłacił 350 tysięcy euro kary. Konflikt został w końcu zażegnany, ale Nicolas postanowił powrócić po sezonie do Paryża.
Trzeba jednak przyznać, że „Le Sulk” miewał przebłyski dobrej formy w Realu. Ustrzelił dublet w El Clasico i zaaplikował dwa gole Bayernowi w dwumeczu półfinałowym LM, czym walnie przyczynił się do awansu „Królewskich” do finału. Latem mógł sobie dopisać do CV także Mistrzostwo Europy zdobyte z francuską kadrą, jednakże na tym turnieju odegrał marginalną rolę.
Przez Paryż i Liverpool do Manchesteru
Drugi pobyt w stolicy Francji także był daleki od ideału. Po półtora roku działacze PSG wypchnęli obrażonego Nico na wypożyczenie do Liverpoolu. W barwach The Reds spisywał się nawet nieźle i Gerard Houllier na poważnie rozważał pomysł wykupienia Anelki z Paryża, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu przez wzgląd na braci „Le Sulka”, którzy rozważali także inne kierunki przeprowadzki. Houllier wolał postawić na pewną transakcję i ściągnął do miasta Beatlesów innego oryginała – będącego na fali po udanych MŚ 2002 Senegalczyka El Hadji Dioufa.
Anelka pozostał jednak na Wyspach Brytyjskich. Parafował umowę z Manchesterem City. Wówczas klubem balansującym na krawędzi Premier League i drugiego poziomu rozgrywkowego. W koszulce „Obywateli” francuski napastnik spisywał się całkiem dobrze.
W pierwszym sezonie wystąpił we wszystkich 38 ligowych spotkaniach i ustrzelił 14 goli. Skarcił m.in. Liverpool, strzelając im dwa gole, w tym tego dającego zwycięstwo City, którego zdobył w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Dokonał tym samym słodkiej zemsty na Gerrardzie Houlierze. Napoczął również Manchester United w czasie zwycięskiego spotkania derbowego. Ostatniego rozegranego na stadionie Maine Road, nim ten został zburzony w 2004 roku.
W kolejnym sezonie Nico poprawił ligowy dorobek strzelecki i zdobył 16 goli. Ugruntował tym samym status lidera w zespole z niebieskiej części Manchesteru. Być może w mniejszym klubie, gdzie presja była nieco mniejsza, a jego darzono większym zaufaniem, wytworzyło się odpowiednie środowisko, w którym łatwiej było mu się zaadoptować. Jednakże równowaga w przyrodzie musi istnieć i w tym czasie Nico wojował z francuskim selekcjonerem Jacquesem Santinim, co zaowocowało czteroletnią przerwą od występów w narodowych barwach.
Człowiek „Big Sama”
Zimą 2005 roku Anelka postanowił opuścić Manchester i poszukać większych wyzwań. Chciał znów grać w Lidze Mistrzów i walczyć o trofea. Trafił do Fenerbahce, gdzie spędził półtora roku. Sięgnął co prawda po mistrzostwo Turcji, ale nie do końca spełniał oczekiwania miejscowych działaczy, pozostając w cieniu bardziej bramkostrzelnego i tańszego w utrzymaniu Brazylijczyka Alexa.
Obrał ostatecznie znów azymut na Anglię, ziemię obiecaną piłkarskich buntowników. Znów musiał się zadowolić grą w klubie, który co najwyżej bił się o górną połówkę tabeli, ale transferu do Bolton Wanderers chyba nigdy nie pożałował.
Menadżer „Big Sam” Allardyce szukał kogoś, kto wypełni lukę po największej gwieździe drużyny, Nigeryjczyku Jay-Jay Okochy, który wyjechał do Kataru, by zarobić jeszcze na koniec kariery kilka petrodolarów. W grę wchodziły takie nazwiska jak Alex Del Piero, Javier Saviola czy Jimmy Floyd Hasselbaink. Ostatecznie padło jednak na Nicolasa Anelkę. Bolton wydał na ten transfer 8 milionów funtów.
Co prawda „Le Sulk” czekał na swoje premierowe trafienie w nowym klubie aż 11 meczów, ale jak zaczął strzelać to w najlepszym stylu, kąsają Arsenal potężną bombą:
Big Sam wiedział, że aby wydobyć z Anelki to, co najlepsze, musi obdarzyć go pełnym zaufaniem i uczynić centralną postacią zespołu. Alardyce, stary i doświadczony szkoleniowiec, który w Boltonie pracował od siedmiu lat, miał w tym doświadczenie. Pod jego pieczą rozkwitli m.in. Kevin Davies i El-Hadji Diouf, którzy wcześniej mieli problemy z uwolnieniem swojego potencjału. Nicolas zakończył sezon z 11 golami w 35 meczach, a Bolton zajął siódme miejsce w lidze i zdołał zakwalifikować się do Pucharu UEFA. Po sezonie z ekipą Kłusaków pożegnał się jednak Allardyce, który pragnął trafić do klubu z większymi ambicjami i wybrał ofertę Newcastle
Pół roku później na Reebok Stadium nie było już także Nicolasa. W końcu zgłosił się po niego klub z najwyższej półki i Anelka przeniósł się do Chelsea.
Moskiewski koszmar i król strzelców
Nicolas znów musiał się długo rozkręcać. Jego pierwsze pół roku na Stamford Bridge, to zaledwie jeden gol w 14 meczach ligowych. W dodatku „Le Sulk” stał się antybohaterem meczu finałowego Ligi Mistrzów 2008. To on zmarnował decydujący rzut karny, wyłamując się ze schematu uderzeń, który dla Chelsea opracował na ten mecz baskijski matematyk Ignacio Palacios-Huerta, a o którym szerzej pisali w książce „Futbonomia” Simon Kuper i Stefan Szymański.
Nico znów poszedł swoją ścieżką, co kolejny raz przyniosło mu zgubę. Szybko jednak znalazł winnego tej sytuacji:
W tamtym finale Grant wpuścił mnie na boisko bez uprzedzenia. Van der Sar obronił mój rzut karny. Przykro to mówić, ale czułem, że spudłuję. Nie byłem dostatecznie rozgrzany. Zresztą on mnie nie chciał w zespole. Przyszedłem wbrew jego woli. Patrzył potem na mnie z góry. Tak jakby chciał mi dać do zrozumienia, że powinienem być wdzięczny, że jestem w Chelsea.
Wkrótce jednak izraelskiego szkoleniowca nie było już w Chelsea, a Anelka na koniec sezonu 2008/2009 sięgnął po koronę króla strzelców Premier League. W kolejnej kampanii The Blues sięgnęli po dublet w postaci mistrzostwa i zwycięstwa w FA Cup, a Nico dzielnie sotsowywał się do zadań powierzanych mu przez Guusa Hiddinka, który potrafił go m.in. przesunąć na skrzydło. Francuz pokazywał, że jeśli poskromi swój ciężki charakter i będzie słuchał zaleceń menadżera, harując na dobro całego zespołu, to jest w stanie wskoczyć na absolutny piłkarski top.
Jednakże pseudonim „Le Sulk” nie wziął się z powietrza. Skoro w Chelsea było dobrze, to źle musiało być na polu reprezentacyjnym.
Wielki skandal w RPA
Udział w turnieju World Cup 2010, to czarna karta w historii francuskiego futbolu. Być może był zemstą piłkarskich bogów, za ukradziony w barażach awans, który Trójkolorowi zyskali dzięki golowi strzelonemu ręką przez Thierry’ego Henry’ego kadrze Irlandii.
Zespół prowadzony przez Raymonda Domenecha w pierwszym meczu zremisował bezbramkowo z Urugwajem. Prawdziwe kłopoty zaczęły się jednak po meczu numer dwa, w którym to Les Blues ulegli sensacyjnie Meksykanom 0-2. Potyczka z kadrą El Tri była iskrą zapalną, która doprowadziła do wybuchu beczki prochu, jaką od dawna była skłócona kadra Domenecha. Francuski selekcjoner nie miał posłuchu wśród powołanych przez siebie piłkarzy, którzy traktowali go jak wroga numer jeden i nie darzyli żadnym autorytetem. W dodatku kolejne afery wybuchające wewnątrz szatni, były wynoszone przez nielojalnych członków kadry na zewnątrz i sprzedawane dziennikarzom z prasy bulwarowej.
Apogeum klęski Domenecha nadeszło w przerwie meczu z Meksykiem. Wówczas szkoleniowiec chciał udzielić Anelce kilku wskazówek taktycznych, na co krnąbrny napastnik miał odpowiedzieć:
Pieprz się brudny skurwysynu!
Piłkarz Chelsea na drugą połowę spotkania już nie wyszedł. Dzień później soczysty wers, wyrzucony przez Nicolasa w kierunku trenera kadry, stał się nagłówkiem gazety L’Equipe. Opinia społeczna w kraju dowiedziała się o wszystkim i była oburzona zachowaniem enfant terrible tamtejszego futbolu. Francuscy oficjele nakazali Anelce przeprosić za swoje zachowanie. Ten jednak ani myślał to zrobić, za co karnie został odesłany do domu jeszcze przed potyczką z RPA, kończącą fazę grupową mistrzostw. Jego bezczelne zachowanie zostajło skrytykowane nawet przez ówczesnego prezydenta Francji – Nicolasa Sarkozy’ego.
Reszta kadry Les Blues była wściekła na decyzję o odesłaniu Anelki do domu. Są oburzeni tym, że mają w swoich szeregach kreta. Dochodzi do buntu. Piłkarze odmawiają wyjścia na trening. Doszczętnie rozbici Trójkolorowi przegrywają mecz z RPA i wracają do kraju zhańbieni i znienawidzeni.
Nicolas natomiast został zawieszony przez francuską federację na 18 spotkań. Reakcja Anelki?
Umieram ze śmiechu. Ta kara kompletnie nic dla mnie nie znaczy. Nie przyjechałbym grać w reprezentacji nawet gdyby błagali.
Faktycznie. Le Sulk już nigdy więcej nie zakłada reprezentacyjnego trykotu. Jego licznik zatrzymuje się na liczbie 69 występów i 14 goli w narodowych barwach. Kilka miesięcy później ponownie komentuje całą sytuację mającą miejsce na mundialu.
Zmierzch w Chelsea i tułaczki ciąg dalszy
W Chelsea Anelka zagrał jeszcze jeden udany sezon, lecz jego pozycja zaczęła słabnąć, gdy na Stamford Bridge zawitał młody portugalski szkoleniowiec Andre Villas-Boas. Menadżer szybko uznał, że nie jest zainteresowany dalszą grą Nico w klubie. Tym samym „Le Sulk” wkrótce powędrował do Chin.
W Państwie Środka zdążył pokłócić się z fanami Shanghai Shenhua, gdy odmówił tradycyjnego pokłonu w ich kierunku po meczu. W międzyczasie był też asystentem trenera Tigany i zdążył pograć w jednym zespole z Didierem Drogbą, choć panowie prochu na boisku nie wymyślili.
Wkrótce zawitał do WBA, które stało się jego szóstym angielskim klubem w CV. Nim to zrobił zaliczył jeszcze dziwaczne wypożyczenie do Juventusu, w którym wystąpił zaledwie trzy razy.
Tajemnicza cieszynka
Oczywiście pobyt w WBA rozpoczął od kłótni z menadżerem Stevem Clarkiem. W tym czasie występował mało z nie do końca określonych powodów, a w kuluarach mówiło się o jego rychłym odejściu. Jednak gdy Clarke stracił pracę, Nicolas powrócił do składu i władował West Hamowi dublet. Jeden z goli celebrował poprzez wykonanie tajeniczej cieszynki, na którą niewiele osób zwróciło w ogóle uwagę. Ten gest wywołał jednak wkrótce potężny skandal.
Zachowania Anelki nie przeoczyły media, twierdząc, że cieszynka wykonana przez napastnika WBA to tzw. Quenelle. Gest spopularyzowany przez francuskiego komika Dieudonne , który prywatnie był przyjacielem byłego reprezentanta Les Blues . Quanelle w oczach wielu obserwatorów uchodził za gest antysemicki. Niektórzy interpretowali go nawet jako odwrócony nazistowski salut. Dieudonne był wielokrotnie krytykowany za wykonywanie owego znaku w czasie występów scenicznych. Sam jednak dolał oliwy do ognia, gdy w 2009 roku stwierdził, że chciałby włożyć quanelle w tyłek syjonizmu. Zresztą tak właśnie komik określał sam siebie, jako antysyjonistę.
Władze WBA i Anelka twierdzili, że to tylko hołd oddany kontrowersyjnemu komikowi. Skończyło się na pięciomeczowej dyskwalifikacji, 80 tysiącach funtów kary i antyrasistowskim kursie resocjalizacyjnym. A także na końcu przygody Anelki z Premier League, a wkrótce także z czynnym piłkarstwem w ogóle, gdyż zdążył jeszcze pokopać w hinduskim Mumbai City nim odwiesił buty na kołku.
Po karierze
Po zawieszeniu butów na kołku, postanowił nadal być blisko futbolu ale podobnie jak w czasie kariery piłkarskiej, nigdzie nie mógł na dłużej zagrzać miejsca. Przez te kilka lat zdążył być w sztabie szkoleniowym Rody Kerkrade, szkolić napastników w zespołach juniorskich Lille i pełnić funkcję dyrektora sportowego francuskiego czwartoligowca Hyeres FC z której zrezygnował po trzech miesiącach. Pełnił też rolę ekspert stacji RMC Sport, a w ubiegłym roku przez sześć miesięcy prezesował w tureckim Umraniyespor.
Twierdził też, że chciałby także jeszcze raz spróbować swoich sił w roli trenera. Co ciekawe za swojego największego idola w tym fachu podaje Sama Allardayce’a. Może się to wydawać nieco zabawne. Jeśli jednak przypomnimy sobie, że Big Sam był jednym z niewielu menadżerów, którzy potrafili poskromić trudny charakter Anelki i uwydatnić jego największe walory, taka odpowiedź przestaje dziwić.
Epilog
Nicolas Anelka w czasie kariery zdążył zagrać w dwunastu klubach w siedmiu różnych krajach. Niemal w każdym z tych zespołów zaliczył mniejsze lub większe konflikty, głównie z trenerami. Z drugiej strony mówimy o piłkarzu, który zdobył 126 goli na poziomie Premier League, co klasyfikuje go na 19 miejscu rankingu najlepszych strzelców wszechczasów tej ligi. Za jego plecami znajdują się takie tuzy jak Steven Gerrard, Didier Drogba czy Ryan Giggs. W Lidze Mistrzów Le Sulk trafiał 20 razy. Tyle samo co Fernando Torres. Ciężko o lepszą laurkę, by pokazać z jak świetnym graczem mamy do czynienia. Trudno powstrzymać się od domniemań na temat tego, ile Francuz osiągnąłby, gdyby tylko częściej wykazywał się chłodną głową i powściągał niewyparzony język. A może to właśnie twardy charakter Anelki spowodował, że został on dwukrotnie mistrzem Anglii, królem strzelców Premier League i zagrał ponad 60 razy w kadrze?
Grafika główna powstała przy użyciu AI na stronie canva.com
Liga chuliganów:
#1 Stanley Ketchel – Zabójca z Michigan
Dodaj komentarz