Walka na śmierć i życie, czyli wraca PKO BP Ekstraklasa 

Po zimowym letargu następuje wreszcie upragniony powrót PKO BP Ekstraklasy i nie ukrywam, że jako konser naszej ligi jestem tym niezmiernie ukontentowany. Przerwa zimowa zawsze kojarzyła się z dłuższym oczekiwaniem na wybiegnięcie przez ligowców na ekstraklasowe boiska, ale w bieżącym roku mam wrażenie, że minęło to jakoś szybciej, niż zwykle. Wspomniany krótki okres nie sprawił jednak, że w naszym uniwersum wiało nudą.

Specyfika tych rozgrywek ma to do siebie, że nie pozwala o sobie zapomnieć nawet w momentach pozornego odpoczynku. Choćby w Gdańsku nie do końca mogli być pewni, czy zagrają w Lublinie z Motorem, czy zawieszona licencja zostanie Lechii przywrócona. 

Oczywiście, że można było się tego spodziewać, bo o konsekwencji i skrupulatności Komisji ds. Licencji przy PZPN można napisać wiele i nie byłby to raczej obraz gremium wybitnie twardo stąpającego przy oczywistych uchybieniach klubów. We Wrocławiu natomiast ciągle wypływają kolejne kwiatki organizacyjne oraz wpadki takie, jak choćby przy okazji sławnego już bilboardu przypiętego do klubowych social mediów, które zapraszają na mecz z Widzewem. Mimo szarej codzienności i tragicznej sytuacji w tabeli w województwie dolnośląskim znajdują się śmiałkowie, którzy wierzą w remontadę, tym razem już Ante Simundzy. 

Korona Kielce z kolei do rozgrywek przystępuje zaledwie z jednym transferem przeprowadzonym już po okresie przygotowawczym w Turcji. Dziurawą defensywę ma uszczelnić cypryjski obrońca, ale umówmy się: jeśli trener Jacek Zieliński chce utrzymać ligę przy Ściegiennego, to musi dostać jeszcze kilka nazwisk do zespołu, a to nie jest takie oczywiste, biorąc pod uwagę ogólną sytuację w Kielcach, w których liczą na sprzedaż Korony w ręce zagranicznego kapitału, który wyłoży gotówkę i sprawi, że w świętokrzyskiem będą mogli powiedzieć, że -wzorem klubowego hymnu Marka Grechuty- „ważne są te dni, których jeszcze nie znamy, że ważne jest kilka tych chwil, na które czekamy.”

U sąsiadów w Radomiu natomiast stabilnie, czyli pod znakiem kadrowej rewolucji, bo o stabilizacji to pisałem na naszych łamach, gdy trenerem Radomiaka był Dariusz Banasik, a od tego czasu miną za chwilę trzy lata, w których Zieloni mieli wejść na europejski poziom, ale nie weszli. Sęk, a właściwie paradoks jest taki, że w Radomiu nikt nie wie, jak to będzie na wiosnę wyglądać, bo wymieniono tam praktycznie pół kadry łącznie ze sztabem szkoleniowym. O utrzymanie będą grali też w Niepołomicach i Mielcu, ale tam generalnie zima minęła bardziej spokojnie bez większych rewelacji. Swoje problemy ma też Piast, bo w kasie klubu z Gliwic hula wiatr, który udało się pozornie na chwilę trochę mniej odczuwać dzięki kolejnej kroplówce z miejskich pieniędzy. Walka o utrzymanie zapowiada się pasjonująco i jawi się jako rozgrywka przy pokerowym stole, gdzie jednak biorąc pod uwagę możliwości finansowo -organizacyjne wydaje się, że stawia się do gry jedynie zapałki.

Wsiadając w windę, należy udać się na górę i spojrzeć na rywalizację o tytuł mistrzowski i zaszczytne laury. Na pole position jest Lech, który mimo słabszej końcówki poprzedniej rundy zdaje się wydawać faworytem w tej batalii. Niels Frederiksen ewidentnie znalazł jakąś dobrą odmianę węgla, którą napędza kocioł poznańskiej lokomotywy. W Częstochowie mają z kolei bardzo szczelną obronę, tracą niewiele bramek, a do tego w ataku pod Jasną Górą pojawił się gość, który przybył z Radomia i ma rozwiązać kwestie skutecznych napastników. Raków zatem powinien do końca być w grze. No chyba, że zaliczy jakiś niespodziewany regres. W miarę suchą stopą przez wirus europejskich pucharów przeszli też w Jagiellonii i Legii, a to sprawia, że sytuacja obu zespołów przed restartem jest w miarę dobra, co zapowiada, że nie będzie mistrzowskiego wyścigu żółwi wzorem poprzedniej kampanii. Na koniec warto wspomnieć także o ciekawych ruchach transferowych w Motorze, bo na Lubelszczyźnie ogólnie sytuacja wygląda pod wieloma kwestiami bardzo korzystnie i w Lublinie grają bez kompleksów, pokazując oblicze bardzo groźnego beniaminka. W tym sezonie raczej nie włączą się na poważnie w końcowe rozstrzygnięcia, ale w przyszłym jest to już bardzo realny scenariusz.

Walka na wiosnę będzie grą toczoną w kłębach gęstego dymu, a my będziemy świadkami pasjonującej wymiany ognia między głównymi zainteresowanymi. Teraz zatem nie pozostaje nam nic innego, jak rozsiąść się wygodnie w fotelach mając przed oczami scenę z kultowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego, w której Kazimierz Pawlak z wyraźnym wzruszeniem wita przybywającego z Ameryki brata: „Bój się Boga, nareszcie jesteś!”

Bartłomiej Jędrzejczak

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑