Życie Dino Zoffa rozpoczęło się 28 lutego 1942 roku z dala od wielkiego świata, w Mariano Del Friuli, małej miejscowości blisko granicy ze Słowenią. Etos pracy zaszczepił mu ojciec, który był rolnikiem.
Przyszedł na świat w mrocznych czasach. Trwała II wojna światowa, a Włochy były po złej stronie, wśród agresorów. Faszystowski przywódca Benito Mussolini został pozbawiony władzy nieco ponad rok po narodzinach Zoffa, a w 1945 roku go powieszono.
Pomoc babci
Od najmłodszych lat Zoff był indywidualistą. Dlatego został bramkarzem. Chociaż gdy był już nastolatkiem, wcale się na to nie zanosiło. Miał czternaście lat i mierzył mniej niż 160 cm. Dlatego testy w renomowanych klubach (Juventus, Inter, Milan) zakończyły się niepowodzeniem. Dino miał jednak determinację, a babcia Adelaide – złotą myśl.
Codziennie wypijał osiem jaj. Mając 19 lat, nie był już mikrusem. Może 182 cm nie robi wrażenia na nikim, gdy mowa jest o bramkarzach, ale Dino osiągnął cel. Mógł spełniać się w futbolu, zamiast naprawiać samochody. W październiku 1961, jako gracz Udinese, zadebiutował w Serie A. Jego drużyna przegrała aż 2:5. Jakby tego było mało, na mecie zajęła ostatnie miejsce w ligowej stawce. To oczywiście oznaczało spadek do Serie B. Dino w sezonie 1962/1963 grał zatem w drugiej lidze. Bilans: 34 mecze w bramce Udine i… kolejna degradacja. To już było ponad jego siły. Mając 21 lat, zdecydował się na transfer do Mantovy, beniaminka Serie A, gdyż wyrastał ponad przeciętność swego zespołu
W Napoli bez rewelacji i długi czas w Juventusie
Dzięki dobrej grze w tej skromnej drużynie trafił do Napoli, to była wymiana na Claudio Bandoniego z dodatkową dopłatą 130 milionów lirów z Neapolu. W Kampanii nie mógł liczyć wtedy na pasmo sukcesów, ale zagrał 143 razy w drużynie, którą później rozsławił Diego Maradona.
Po sezonie 1972/1973 dołączył do Juventusu i został tam do końca kariery. Doprawdy, ma się czym pochwalić: 330 meczów, sześć tytułów mistrzowskich, dwa triumfy w Pucharze Włoch. Dino nie miał za to szczęścia do rywalizacji na arenie międzynarodowej. Mimo że czas spędzony w Juve był owocny, to tylko raz, w sezonie 1976/1977, piłkarze z Turynu triumfowali w Europie. Wówczas pokonali w dwumeczu Athletic Bilbao 3:2 w Pucharze UEFA. A zatem Juventus, który za młodu go odrzucił, pozwolił spełnić marzenia po latach.
Kiedy starsi kibice wspominają Dino Zoffa, zwykle w pierwszej kolejności przywołują jego grę w reprezentacji. Trudno się temu dziwić, wszak klasę tego bramkarza oddają, chociażby trzy nominacje do najlepszej drużyny największych turniejów: MŚ 1982, EURO 1968 i 1980. Warto jeszcze dodać, że w 1973 był blisko „ozłocenia”, jednak ostatecznie w wyścigu o Złotą Piłkę wyprzedził go Johan Cruyff.
Debiutant i bohater na EURO 1968 oraz Zawód w Meksyku
Zadebiutował w reprezentacji 20 kwietnia 1968 roku. Miał wtedy 26 lat. To był ćwierćfinał EURO, w którym Włosi pokonali Bułgarów 2:0. Nowicjusz nie przeraził się tego wyzwania. Później w półfinale Italia okazała się lepsza od Związku Radzieckiego, po dogrywce był remis, więc sędzia rzucił monetą i wprowadził zespół z Półwyspu Apenińskiego do finału.
Tam Włosi zagrali z Jugosławią. Potrzebny był drugi mecz, ponieważ w pierwszym padł remis. Włosi wygrali 2:0 i zdobyli złoto. A Dino, jako się rzekło, został uznany za najlepszego bramkarza, bo wszedł między słupki w decydującej fazie turnieju i spisał się, jak trzeba.
W 1970 roku poleciał z reprezentacją na finały mistrzostw świata do Meksyku i przeżył ogromne rozczarowanie. To Enrico Albertosi został bowiem numerem jeden w bramce Włochów, którzy dotarli do finału i ulegli Brazylii 1:4.
Tostao, Brito, Clodoaldo, Pele, Gerson, Rivelino, Jairzinho uczestniczyli w akcji, po której Carlos Alberto Torres strzelił ostatniego, niezapomnianego gola w tamtym finale. Jednak to nie Dino musiał wyciągać piłkę z bramki. On przesiedział całe mistrzostwa na ławce rezerwowych.
W 1972 wrócił do podstawowego składu drużyny narodowej. W sparingu przed eliminacjami do mundialu w RFN Włosi wygrali z Jugosławią 3:1. Wtedy jeszcze Zoff puścił gola, ale od następnego meczu zaczęła się jego fenomenalna passa. W październiku tego samego roku w eliminacjach do mistrzostw świata Italia pokonała pewnie Luksemburg 4:0. W tamtym meczu Zoff zapoczątkował serię 12 spotkań bez puszczonego gola. Nie dał się pokonać przez 19 godzin i 2 minuty! Nawet Brazylijczycy i dwukrotnie Anglicy nie znaleźli na niego sposobu.
Wyczyn piłkarza z Haiti i gol puszczony z 40 metrów
Piłka nożna bywa przewrotna, bo aż trudno uwierzyć, że anonimowy gracz Haiti Emmanuel Sanon przerwał niesamowitą serię włoskiego bramkarza podczas mundialu. Włosi wprawdzie wygrali 3:1, ale nie wyszli z grupy. W kolejnych meczach zremisowali z Argentyną 1:1 i przegrali z Polską 1:2. Ich pogromcami byli Andrzej Szarmach i Kazimierz Deyna.
W 1975 roku w eliminacjach do mistrzostw Europy Włosi kompletnie zawiedli. Mieli znakomitego fachowca w bramce, jednak nie mogli uporać się z nieskutecznością. Dwa gole strzelone w pięciu meczach (dwa zwycięstwa, trzy remisy 0:0) wiele mówią.
W finałach mistrzostw świata w Argentynie Dino miał opaskę kapitana na ramieniu, w pierwszej fazie nie było problemów: trzy zwycięstwa i pewny awans. Jednak Holandia okazała się zbyt mocna dla Włochów.
Wygrała 2:1, a Zoff puścił gola z 40. metrów. Wtedy po pierwszym „grupowym” etapie w kolejnej fazie rywalizacja toczyła się również w grupie. Remis z RFN i wygrana z Austrią nie wystarczyły, by grać dalej. Najlepsza okazała się Holandia.
Mundial w Hiszpanii i mecze z Polską
W 1980, w finałach mistrzostw Europy we Włoszech, gospodarze nie spełnili oczekiwań, przejdźmy zatem do mundialu w Hiszpanii, który był dwa lata później. Wtedy rywalizowały 24 drużyny, najpierw było sześć grup po cztery zespoły, dwie przechodziły dalej, wówczas grano znowu w czterech grupach, tyle że po trzy zespoły. A ich zwycięzcy dotarli do półfinału.
Włosi rywalizowali najpierw z Peru, Kamerunem i Polską. W drugiej rundzie nie mieli szczęścia, bo musieli zmierzyć się z potęgami z Ameryki Południowej: Brazylią i Argentyną. Jednak nie przestraszyli się tych rywali. Pokonali Argentynę 2:1, a Brazylię – 3:2. To był jeden z najbardziej pamiętnych meczów w historii mundialu. Trzy gole strzelił Paolo Rossi.
W półfinale los skojarzył ponownie Polaków i Włochów. Za nadmiar żółtych kartek nie zagrał Zbigniew Boniek, co odbierano jako duże osłabienie w polskim obozie. Jednak nasi rodacy nie zamierzali się poddać, zagrażali bramce Włochów, tyle że fantastycznie grał po raz kolejny Zoff, a Paolo Rossi znowu dał popis. Strzelił dwa gole.
Najstarszy mistrz świata
13. lipca w finale na Santiago Bernabeu w Madrycie zagrali Włosi z Niemcami. Po pierwszej połowie nie było goli, a bramkę na 1:0 zdobył w drugiej części spotkania oczywiście Paolo Rossi. Później trafienia dołożyli Marco Tardelli i Alessandro Atobelli. A Niemcy strzelili tylko honorowego gola w końcówce.
Dino Zoff po zakończeniu finału odebrał z rąk króla Hiszpanii Juana Carlosa Puchar Świata. Wtedy został najstarszym mistrzem świata w historii. Miał 40 lat.
Oczarowany grą Szczęsnego
Przejdźmy teraz do polskich akcentów. Dino Zoff to niepodważalna legenda Juventusu, a przecież od lat w tej drużynie gra Wojciech Szczęsny. Słynny Włoch oceniał przychylnie postawę Polaka na mundialu w Katarze po meczu z Arabią Saudyjską:
– Szczęsny udowodnił jeszcze raz, że jest bramkarzem światowego formatu, ale tym mnie nie zaskoczył – komentował Dino Zoff w „Przeglądzie Sportowym”.
Gdy Szczęsny obronił rzut karny wykonywany przez gracza Arabii Saudyjskiej Al Dawsariego, a później przeniósł piłkę nad poprzeczką po dobitce, Zoff był dlań pełen uznania:
– Każdy rzut karny jest trudny do obrony, ale przy tej okazji Szczęsny pokazał wielką klasę. To był bardzo ważny moment tego starcia, ale on zachował spokój. Potem odczytał intencje rywala, sparował piłkę i już zrobił coś niesamowitego. Później przy dobitce był w stanie wybić futbolówkę nad poprzeczkę. Wszystko działo się bardzo szybko i Wojciech zachował się po prostu super – oceniał Dino Zoff w PS.
Zbigniew Boniek zwracał uwagę na spokojne usposobienie Zoffa w swojej książce:
„Spotykałem czasem Dino na polu golfowym. Niemal zawsze był tam sam. Nie należał do towarzyskich osób. Był małomówny, ale kiedy już się odzywał, jego głos słychać było w promieniu dwudziestu kilometrów„.
W Kwartalniku Sportowym o Zoffie wypowiedział się także Piotr Mowlik:
– Bramkarze tamtych czasów grali trochę w stylu „kamikaze”. Wyrafinowany, kunsztowny, bardziej dostojnie mistrzowski niż ta cała reszta. Nie działał pod publiczkę, nie rzucał się dla efektu i oklasków, skutecznie bronił. Niektórzy puknęliby się w głowę, a on gołymi rękoma chwytał piłkę sprawniej niż późniejsi bramkarze w najdroższych rękawicach. Jest we mnie taka duma trochę głupia i próżna, że znałem go nie tylko z telewizora czy ławki rezerwowych, ale przede wszystkim z boiska, w naszym jednym bezpośrednim starciu puściliśmy zresztą dokładnie tyle samo goli. 1980 rok, mecz towarzyski w Turynie. Polska kontra Włochy, 2:2. Ja cały mecz po jednej stronie, on połówkę po drugiej. Miał w siebie wpisaną legendarność, miło było na niego popatrzeć – wspominał znany bramkarz sprzed lat.
Piotr Mowlik kończy rozmowę z Janem Mazurkiem oceną najwybitniejszych bramkarzy dawnej epoki, która może posłużyć za dobrą puentę:
– Najlepszy bramkarz z tamtych czasów? Kilku wielkich było. Jak on kończył, to Józiu Młynarczyk zaczynał. Wcześniej najlepszy był Lew Jaszyn, a później, niech mnie, może właśnie Dino Zoff?
Dodaj komentarz