24 lutego 2022 roku – data, którą zapamiętam na całe życie. Obudziłem się i miałem w planach pójście do cukierni z okazji tego, iż na ten dzień przypadał Tłusty Czwartek. Wstając z łóżka i patrząc w telefon, czytając słowa „wybuchła wojna” wstrząsnęło mną. Wszelkie konflikty między dwoma państwami do tej pory wydawały się bardzo odległą kwestią. Tymczasem atak nastąpił na kraj, który jest naszym sąsiadem i w którym byłem zaledwie trzy miesiące wcześniej. Całego dnia prowadziłem rozmowy z moimi znajomymi z Ukrainy, jednocześnie protestując pod ambasadą agresora.
Wobec rosyjskiego sportu w ciągu kilku dni od rozpoczęcia wojny nastąpiła prawidłowa reakcja – całkowite wykluczenie. Presja społeczna więc zadziałała początkowo w sposób bardzo dobry. Niestety, mimo faktu, że nadal trwają naloty na ukraińskie miasta, to decydenci z takich organizacji jak UEFA, FIFA czy MKOl idą na ustępstwa wobec Rosji. Dla mnie jest to dość przewidywalna reakcja. Poniżej trochę osobistych przemyśleń jako obserwatora tamtejszego sportu i polityki, jak państwo rządzone przez Putina testuje Zachód i próbuje przekonać nasz region do pójścia na ustępstwa.
Testowanie zaczęło się od Krymu
Od ponad dwóch lat regularnie śledzę piłkę nożną na Krymie. Patrząc na to z perspektywy wielu miesięcy, mogę stwierdzić, że to właśnie w tamtym regionie zaczęło się testowanie potencjalnych reakcji UEFA i FIFA. W październiku 2022 roku postanowiono przygotowywać kluby z Półwyspu do wejścia w rosyjskie struktury piłkarskie. Było to niezgodne z wcześniejszymi decyzjami FIFA/UEFA z 2014 roku, które nakazały zespołom z Krymu granie w specjalnie utworzonej lidze. Reakcji potępiającej te działania ze strony międzynarodowych organizacji sportowych nie było, co umożliwiło Rosjanom przeprowadzenie zmian i dołączenie FK Sewastopol i Rubinu Jałta do ichniejszej trzeciej ligi. Kluby sobie bardzo dobrze tam radzą (szczególnie jeśli chodzi o frekwencję) i dla Rosjan stały się idealnym produktem propagandowym.
Sukces ten spowodował pojawienie się kolejnej idei – powstania ligi „Wspólnota Narodów”, przeznaczonej dla drużyn ze wszystkich okupowanych ukraińskich terenów. Plan na stworzenie tych rozgrywek został ogłoszony przez wicepremiera Rosji Dmitrija Czernyszenkę 20 października, a pieniądze mają iść z budżetu Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej (RFU) w kwocie minimum trzech milionów dolarów. To nie cały budżet – pojawić się mają również sponsorzy zewnętrzni. Co ciekawe, zagrają w nich… Szachtar Donieck i Zoria Ługańsk. W ten sposób chcą oni pokazać, że są to zespoły rosyjskie, a nie ukraińskie.
Jaki jest więc cel obu działań? Szczegółowo opisywałem to w innych artykułach dla Rebelii czy też analizach dla Instytutu Prawa Wschodniego im. Gabriela Szerszeniewicza, ale postaram się tu wyjaśnić w skrócie. Rosja przede wszystkim przez takie działania dąży do „zjednoczenia” okupowanych obwodów z resztą kraju. Poprzez sport przemyca się różne wartości – przykładowo jest to obchodzenie świąt państwowych, śpiewanie hymnu czy też w grupach dziecięcych nauka historii (zgodnej z polityką Kremla). Czy jest to skuteczne? W mojej opinii po części tak jednakże ciężko pokazać to na podstawie twardych danych. Osobiste obserwacje przedstawiają jednak, że głównie wśród najmłodszych idee prorosyjskie przenikają. Jest to przykry fakt, który niestety nie spotyka się z międzynarodowymi reakcjami.
Djukow kluczową postacią
Jeśli miałbym wskazać na osobę z Rosji, która ma największy wpływ na to co się dzieje w UEFA wskazałbym właśnie na Aleksandra Djukowa. To szef Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej, ale także Członek Komitetu Wykonawczego UEFA i jedna z osób zasiadających w zarządzie Gazprom Nieft. Kluczowa postać jeśli chodzi o rosyjską piłkę od wielu lat, często wypowiadająca się w mediach i stale jeżdżąca na międzynarodowe kongresy.
To między innymi dzięki jego działaniom podjęto decyzję w UEFA o dopuszczeniu reprezentacji Rosji do lat 17 do udziału w międzynarodowych rozgrywkach. Po presji ze strony kilku federacji piłkarskich (m.in. Polski) po kilku dniach ją cofnięto, jednakże widzimy pierwsze próby powrotu Rosji na międzynarodową arenę. Poza wspomnianymi naciskami na podtrzymanie sankcji w moim odczuciu wpływ na to miało również zbudowanie zbyt słabego lobbingu rosyjskiego w strukturach UEFA. Biorąc pod uwagę zwiększoną liczbę ich przedstawicieli w Komitetach Wykonawczych, ich wpływy w najbliższych miesiącach będą mogły wzrastać.
Od ponad roku od Djukowa słyszymy ponadto, że Rosja może przejść do Azjatyckiej Federacji Piłkarskiej. Wypowiedzi miały na celu jednakże wywarcie presji na UEFA, a nie podejmowanie realnych decyzji. Ze słów tamtejszych działaczy czy dziennikarzy wynikało bowiem, że granie z Azjatami byłoby dla nich wstydem. Dodatkowo bardzo trudny byłby powrót do UEFA w przyszłości – czyli miejsca według nich docelowego. Sami bowiem mówią, że „Rosja jest częścią europejskiej rodziny piłkarskiej”. Głosowanie wewnątrz RFU pod koniec grudnia 2023 roku jednoznacznie wskazało, iż decyzja o przejściu do AFC zostanie na dłuższy czas zawieszona w próżni. Nie jest ich celem granie tam, a wykorzystanie tej kwestii w postaci szantażu wobec UEFA.
Co ciekawe, Djukow nie znalazł się na niedawno ogłoszonej liście rosyjskich obywateli objętych sankcjami ze strony Unii Europejskiej. Nadal jeździ również na kongresy UEFA (ostatni miał miejsce 8 lutego tego roku). Można więc ocenić, że jego obecność w europejskim świecie sportu jest całkowicie znormalizowana. Brakuje mi tutaj odzewu ze strony polskiej – były prezes PZPN Zbigniew Boniek bardzo chętnie komentuje bieżącą politykę, jednak sprawa Djukowa jest kompletnie przemilczana.
Serbscy bracia
Poprzedni rok kadrze Rosji przyniósł kilka spotkań międzynarodowych, jednakże zazwyczaj ze słabszymi reprezentacjami. Jako jedyną faktycznie dosyć mocną mógłbym wskazać drużynę Kamerunu. Rosyjscy kibice bardzo często w mediach społecznościowych wyrażali swoje niezadowolenie z takiego stanu rzeczy. Pod koniec 2023 roku ogłoszona została jednakże decyzja o organizacji w marcu meczu towarzyskiego z Serbią.
Aby można było rozegrać to spotkanie, potrzebna była zgoda ze strony UEFA. Oczywiście została ona bezproblemowo wydana. Dla obu krajów mecz jest dość ważnym wydarzeniem – szczególnie dla tamtejszych kibiców. Serbscy fani piłkarscy pokazywali wsparcie dla Rosji przykładowo już na mundialu w Katarze, a także podczas meczów tamtejszej ligi. Dwa tygodnie temu fani Crveny Zvezdy z Vożdovacem przykładowo wystąpili z flagami Spartaka Moskwa, przy okazji wywieszając transparent „Rosjanie i Serbowie są braćmi na zawsze”.
Mecz odbędzie się 21 marca na stadionie Dinama w Moskwie. Przygotowania do tego wydarzenia oraz jego promocja trwają już jednak od kilku miesięcy. Jeden z pracowników MGIMO (Moskiewski Państwowy Uniwersytet Spraw Międzynarodowych) stwierdził, że jego ewentualne odwołanie „mogłoby wpłynąć negatywnie nawet na politykę w tych państwach”. Słowa oczywiście przesadzone, ale pokazujące istotę tego spotkania. Bo to dla Rosji będzie najważniejsze spotkanie od ponad dwóch lat na arenie międzynarodowej.
Co dalej?
Wielu pseudoekspertów z Polski twierdzi, że Rosja upadnie w ciągu kilku najbliższych lat. Sam całkowicie się tym nie zgadzam. Państwo bowiem nadal funkcjonuje – sport w tym kraju nadal nie dokonał całkowitego regresu. Przykładowo rozwija się piłka młodzieżowa – jest organizowanych coraz więcej projektów przeznaczonych dla dzieci, powstaje również nowoczesna infrastruktura. Zgodzę się, że poziom ligi jest niższy niż kilka lat temu – jednak patrząc obiektywnie, to nadal są jedne z bardziej znaczących rozgrywek na świecie. Same kwoty wiele mówią – mistrz kraju, czyli Zenit wydał ponad 45 milionów euro na transfery (wszystkie kluby – niecałe 170 milionów).
Musimy sami się uderzyć w pierś – to my, dalej twierdząc, iż sport nie jest polityczny, powoli dopuszczamy Rosjan do międzynarodowych turniejów. Nie jest to jedynie cecha charakterystyczna dla naszych rodaków – przeprowadziłem rozmowy na ten temat z ludźmi z innych krajów i na Zachodzie ten problem jest jeszcze bardziej widoczny. Musimy więc uważać na hasła namawiające do oddzielenia tych dwóch kwestii – temat ten bowiem jest stale powtarzany w rosyjskiej prasie, przez tamtejszych polityków, a także sportowców. Wojna w Ukrainie nadal trwa – są stałe naloty na tamtejsze miasta, a na froncie ginie wielu mężczyzn z tego kraju. Sam byłem tego świadkiem przebywając na Ukrainie – spotkałem się tam z wieloma osobami, które przymusowo musiały uciekać, zostawiając cały dobytek swojego życia.
Nie zapominajmy o tym, że to Rosja jest agresorem i to ona rozpoczęła ten konflikt, który doprowadził do tych wszystkich tragedii ludzkich. A jak wrócą do światowego sportu – to zaczną znowu wybielać czyny rodaków, bądź nawet powtarzać prokremlowską propagandę. Mój apel jest więc jasny – nie pozwólmy im szybko być częścią światowego sportu. Bo to, że kiedyś ponownie zagrają przykładowo w europejskich rozgrywkach, jest pewne. Ale nadal poprzez naciski możemy to opóźnić. Bo jak pokazały ostatnie dwa lat – presja jest chociaż częściowo skuteczna.
Dodaj komentarz