Javier Milei to człowiek, który przed trzema tygodniami przykuł uwagę całego świata, wygrywając drugą turę wyborów prezydenckich w Argentynie. Niezwykle barwny ekonomista, porównywany często do Jaira Bolsonaro czy Donalda Trumpa, zapowiada wysadzenie w powietrze obecnego układu politycznego w Kraju Tanga, który doprowadził do ponad 140% inflacji. Jak każdy szanujący się Argentyńczyk, Milei interesuje się także piłką nożną. Prześledźmy sobie zatem związki nowego prezydenta z futbolem.
Polityczny Wolverine, seks tantryczny i… martwy pies
Zanim to jednak zrobimy, zapoznajmy się lepiej z bohaterem tego tekstu. Javier Milei urodził się w 1970 roku. Z wykształcenia jest ekonomistą. Wykładał na uniwersytetach, zarówno w kraju, jak i za granicą. Sam siebie określa jako libertarianina i rynkowego anarchistę. Jest zwolennikiem tzw. austriackiej szkoły ekonomii.
Jest także entuzjastą powszechnego dostępu do broni i przeciwnikiem aborcji. Stojącą na skraju kolejnego bankructwa Argentynę, chce ratować poprzez likwidację banku centralnego, odchudzenie rządu dzięki usunięciu kilku, jego zdaniem, zbędnych resortów i porzucenie pesos na rzecz dolara amerykańskiego.
Uwagę wyborców przykuł nie tylko radykalnymi poglądami, stojącymi w skrajnej opozycji do nieudolnych rządów partii peronistowskiej, ale także oryginalnym stylem bycia. Jedna z członkiń jego partii La Libertad Avanza – cosplayerka Lilia Lemoine – która sama doradzała mu w kwestii wizerunku, określa jego styl jako mieszankę Elvisa Presleya z marvelowskim Wolverinem. Porównanie do superbohatera nie jest tutaj bezpodstawne, bo podczas swoich wieców Milei często występował przebrany w kostium Generała AnCapa (od anarchokapitalizmu).
Na co dzień nowy prezydent lubi się też przyodziewać w skórzaną kurtkę, co w połączeniu z jego pozostającą w ciągłym nieładzie fryzurą, przywodzi na myśl image rockmana. To skojarzenie także nie jest przypadkowe. Milei to były członek kapeli Everest, która lubowała się w coverowaniu Rolling Stones.
Kontynuując wyliczankę ekscentrycznych zachowań, które można mu przypisać, warto także powiedzieć o tym, że sam twierdzi, iż jest ekspertem od seksu tantrycznego, a jego najlepszym doradcą jest jego pies Conan. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że ów mastif angielski zdechł w 2017 roku, a Milei kontaktuje się z nim poprzez seanse spirytystyczne. Miejsce Conana na ziemskim łez padole zajęła za to czwórka sklonowanych piesków tej samej rasy, które zostały nazwane na cześć ulubionych ekonomistów nowego prezydenta. Dodawałem już, że Milei nie widzi problemu w handlu ludzkimi organami? Na szczęście pod warunkiem, że osoba, od której będzie pochodził ów organ, wyda na to zgodę.
Umiejętność ciekawego sprzedania własnej osoby i podbijanie social mediów, takich jak tik tok czy instagram, napędziły Mileiowi głównie młodego elektoratu, który pozwolił mu wygrać wyścig o fotel prezydencki i stać się głową państwa. A może po prostu Argentyńczycy stwierdzili, że w kraju jest tak źle, że postawienie na takiego oryginała jak Javier Milei, nie może już pogorszyć sprawy?
Sam nowy prezydent w czasie przemówienia, po ogłoszeniu jego zwycięstwa, rzucił w swoim stylu, znane już z wcześniejszych wieców hasło: „Niech żyje wolność, do cholery”. Wszystko to w towarzystwie żywiołowo reagującego tłumu zwolenników, powiewającego – kojarzonymi z anarchokapitalizmem – flagami Gadsdena.
El Loco Milei
Przejdźmy jednak w końcu do tematu piłki nożnej. W młodości Javier Milei – jak każdy szanujący się argentyński chłopak – trenował futbol. Występował w młodzieżowych zespołach klubu Chacarita Juniors, grając tam na pozycji bramkarza.
Można stwierdzić, że była to pozycja jak ulał pasująca do ekscentrycznego polityka. Wszak golkiperami często zostają indywidualiści i kolorowe ptaki, które podążają własnymi ścieżkami. Nie może zatem dziwić fakt, że Milei dorobił się w czasie przygody z piłką pseudonimu „El Loco”, czyli „Szaleniec”, co przywodzi na myśl byłego kolumbijskiego bramkarza – Rene Higuitę. Podobno kłopoty ekonomiczne, regularnie dotykające Argentynę, spowodowały, że Milei postanowił zamienić rękawice bramkarskie na książki, gdyż stwierdził, że tak się może bardziej przysłużyć krajowi.
Jego byli koledzy z zespołu uważają jednak, że w czasie przygody z piłką przyszła głowa państwa była osobą zdecydowanie bardziej spokojną niż obecnie. W nieautoryzowanej biografii Mileia jej autor – Juan Luis Gonzalez – wysnuwa wręcz tezę o tym, że nowy argentyński prezydent w młodości był ofiarą prześladowania ze strony rówieśników, co miało wpłynąć na obecną postawę buntownika, walczącego ze złym systemem.
Okresowy fan Boca i krytyka Riquelme
Jeśli chodzi o klubowe sympatie to nowemu prezydentowi Argentyny najbliżej do Boca Juniors. Jednakże z klubem łączy go trudna miłość (?). Największym idolem „EL Loco” był Martin Palermo. Gdy legendarny napastnik zakończył karierę, Milei miał odczuwać taki smutek, że przez jakiś czas przestał chodzić na mecze.
Kolejnymi sytuacjami, przez które 53-latek odsunął się od klubu z La Bombonery, były momenty, gdy do drużyny sprowadzono Fernando Gago oraz gdy z piłkarskiej emerytury powrócił Juana Romana Riquelme. Ruchy te ekonomista określał w jednym z przeprowadzonych z nim w tym roku wywiadów jako „skrajny populizm”, mający poruszyć nostalgiczną strunę w duszach fanów, a nie realnie wzmocnić klub. A jak sam Milei twierdzi: „Wystarczy mi, że żyję w populistycznym państwie, nie potrzebuję kibicować populistycznemu klubowi.” Znamienne, że dziś sam ma przyklejoną łatkę populisty.
Być może pewna niechęć do Riquelme wzięła się stąd, że klubowa ikona była skonfliktowana z ulubieńcem Mileia, czyli Palermo? A może wpływ na to ma znajomość „El Loco” z byłym wieloletnim prezydentem Boca, a także głową państwa w latach 2015-2019 Mauricio Macrim? Człowiekiem, który poparł Javiera Mileia w czasie wygranych przez niego wyborów, a obecnie ponownie szykuje się do tego, by sięgnąć po władzę w klubie z Buenos Aires (tym razem jako wiceprezydent u boku Andresa Ibarry)? Być może krytyka legendarnego numeru „10”, to część politycznego układu, gdyż tandem Ibarra-Macri, zmierzy się w najbliższych wyborach na prezydenta Boca właśnie z Riquelme. Milei poparł już zresztą tych pierwszych. Legendarny playmaker skomentował tę sytuację z dystansem, chociaż nie odmówił sobie wbicia szpileczki w nowego prezydenta Argentyny, uderzając w jego niestałe uczucia do klubu:
Ten, kto jest fanem Boca, zawsze nim będzie. Jeśli jesteś fanem drużyny, to się nigdy nie zmieni. Nie mam portali społecznościowych, dowiaduję się o wszystkim od innych. Życzę prezydentowi wszystkiego dobrego. Mam nadzieję, że dzięki niemu nasz kraj zmieni się na lepsze.
Argentyńska Premier League?
Jednym z argumentów, który Riquelme lubi używać przeciwko swoim przeciwnikom w wyborach, jest sugerowanie, że Ibarra i stojący za nim Macri, chcą wpuścić do Boca zagraniczny kapitał i pozbawić klubu tożsamości. Argentyńskie kluby należą do kibiców, mają własny statut, a prezydenta i zarząd wybierają jego członkowie poprzez głosowanie.
Związek i kluby kilkukrotnie debatowały już nad tym, czy zezwolić na ich prywatyzowanie i dopuszczenie do nich zarówno krajowych, jak i zagranicznych inwestorów. Póki co chęć zachowania tradycji i władzy ludu nad klubami, przeważa nad chęcią stworzenia o wiele bogatszych, ale utrzymanych w korporacyjnym sznycie marek. Zresztą takie rozwiązanie niekoniecznie byłoby w smak lokalnym działaczom, dla których sprawowanie wysokich funkcji w klubach, często jest przyczynkiem do rozpoczęcia kariery politycznej. Tak było w przypadku Macriego, który po 12 latach rządzenia Boca, najpierw został burmistrzem Buenos Aires, a następnie prezydentem Argentyny.
Dziś musi lawirować między konserwatywnymi w tej kwestii fanami, a zdecydowanie popierającym pomysł prywatyzacji Mileiem. Niczym Lech Wałęsa, jest za, a nawet przeciw.
Boca nigdy nie zdecyduje się na taką zmianę, ale inne kluby w kraju mogą to zrobić, widząc, jak dobrze radzą sobie europejskie drużyny, mające takie regulacje. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli każdy klub dokona wyboru indywidualnie.
Mówił Macri. „El Loco” natomiast nie ma żadnych wątpliwości:
Lubię sposób zarządzania klubami jak w Anglii. Spółki notowane na giełdzie. Boca mogłoby zostać zakupione przez arabski kapitał, albo River Plate przez francuski. Co cię k**wa obchodzi, kto jest właścicielem klubu, jeśli pokonujesz rywala 5-0 i zdobywasz tytuł mistrzowski?
Trudno będzie przekonać do tych racji kibiców. Swoją drogą wybory na prezydenta Boca Juniors miały się odbyć już 2 grudnia, ale zawieszono je, gdyż Ibarra i Macri oskarżają Riquelme i jego ludzi o nielegalne wciągnięcie na listę członków klubu kilkanaście tysięcy nowych osób, co miałoby wpłynąć na ich wynik. Witamy w Argentynie.
Milei kontra związek i odejście Scaloniego
Światem argentyńskiej piłki wstrząsnęły ostatnio słowa trenera Lionela Scaloniego, który zasugerował, że myśli o odejściu ze stanowiska selekcjonera Albicelestes. Wypowiedział je po zwycięstwie z Brazylią na Maracanie, czyli po meczu, który niejako był kolejnym pomniejszym sukcesem w czasie jego jakże udanej kadencji opiekuna kadry narodowej. Scaloni sugerował, że odczuwa pomału wypalenie zawodowe i nie wie, jak długo jeszcze będzie chciał piastować swoje stanowisko. Mówi się o tym, że zrezygnuje z pełnionej funkcji po przyszłorocznym turnieju Copa America.
W kuluarach mówi się o tym, że jednym z powodów takiej decyzji Scaloniego, ma być brak chemii pomiędzy nim, a szefem argentyńskiego związku piłkarskiego Claudio Tapią. Selekcjoner Mistrzów Świata miał do prezesa AFA pretensje m.in. o mieszanie futbolu i polityki. Po ubiegłorocznym triumfie Albicelestes na turnieju World Cup na mistrzowskiej drużynie wywierano nacisk, by spotkała się ona z Sergio Massą. Massa był kandydatem na prezydenta z ramienia rządzącej partii peronistowskiej, a także ministrem gospodarki . Człowiekiem, który przegrał drugą turę wyborów z Mileiem. Tapia otwarcie poparł jego kandydaturę i miał szczególnie naciskać na Scaloniego, by ten przekonał zespół do tego spotkania i przeprowadzenia wspólnej sesji fotograficznej.
Jak pokazało życie, polityczne gierki Tapii nie stawiają teraz AFA w przychylnym świetle w oczach nowego prezydenta, a dodatkowo mogły dołożyć sporą cegiełkę do prawdopodobnego odejścia ze stanowiska człowieka, który doprowadził argentyńską kadrę do mistrzostwa świata oraz kontynentu.
Javier Milei ma zostać zaprzysiężony na prezydenta Argentyny w najbliższą niedzielę. Jak widać jego rządy zwiastują poważne zmiany w Kraju Tanga, które mogą dotknąć także tamtejszy futbol. Co by nie powiedzieć, kto w Argentynie mieszka, ten nigdy się nie nudzi…
Dodaj komentarz