Tonący statek. Jak Olympique Lyon popadł w kryzys?

Ligue 1 w ostatnich latach przyzwyczaiła kibiców do kryzysów wielkich klubów. Mieliśmy już tonące pod ręką Henry’ego Monaco, niedoszły pogrzeb Girondins Bordeaux, a także lecące na łeb na szyję Saint-Etienne. Jednak szambo, w jakim znajduje się obecnie Olympique Lyon, przechodzi ludzkie pojęcie, nie tylko ze względu na sam kryzys, ale i jego skalę. Rozsiądźcie się głęboko w fotelach, bo przed wami geneza wielkiej degrengolady jednego z największych klubów w historii francuskiej piłki.

1987 rok. To tutaj wszystko się zaczyna. Młody wówczas biznesmen, Jean-Michel Aulas – nieco z sentymentu, nieco przez przypadek – przejmuje rozmieniający się na drobne na zapleczu Ligue 1 Olympique Lyon. 15 lat później rozpoczyna się złota seria siedmiu tytułów mistrzowskich z rzędu, nieosiągnięta wcześniej przez żaden francuski klub.

2023 rok – od Aulasa się zaczęło, na Aulasie się kończy. Po niemal połowie życia spędzonej na stołku prezesa OL 74-latek odchodzi ze stanowiska. Zapowiadał to już od dawna, w końcu ma swoje lata. Klub jednak już jakiś czas temu stanął w płomieniach – kibice najeżdżali na piłkarzy, piłkarze na trenerów, trenerzy na prezesów, a prezesi na siebie nawzajem. Gdy w grudniu 2022 roku Aulas sprzedał większościowy pakiet akcji Amerykaninowi Johnowi Textorowi, między panami niemal od razu doszło do zgrzytów. Jak się później okazało, to było dopiero preludium do tego, co stało się później.

Historia wielkiego OL w pigułce – praca u podstaw drogą do sukcesu

3 punkty, zero zwycięstw, najgorszy bilans w lidze oraz miejsce na samym dnie tabeli – oto dotychczasowe wyniki Les Gones w sezonie 2023/24. Smaku europejskich pucharów nie czuć w Lyonie już od dwóch sezonów i wielce prawdopodobne, że seria ta zostanie przedłużona jeszcze o kolejny. „Panie Ferdku, afera jest!” – krzyknąłby pewnie w tym momencie Arnold Boczek, lecz dla Jeana-Michela Aulasa żadnej afery nie było. Przynajmniej do czasu.

Aby lepiej zrozumieć genezę kryzysu siedmiokrotnych mistrzów Francji, trzeba najpierw cofnąć się do czasów ich świetności. Tej absolutnej świetności – z magicznym Juninho na czele, duetem Malouda – Govou na skrzydłach, Michaelem Essienem i Mahamadou Diarrą w pomocy, Ericiem Abidalem w obronie oraz grającym pierwsze skrzypce Karimem Benzemą na szpicy. Przyznajcie, że przepotężna paka.

Lyon był wtedy w absolutnej czołówce Europy. Aulas w ciągu kilkunastu lat przekształcił podupadający drugoligowy klub w niemal wzorowe, sprawnie funkcjonujące przedsiębiorstwo. Jego podejście było jak na tamte czasy rewolucyjne – zoptymalizował klubowy system szkolenia, od początku stawiał też na ludzi bezpośrednio związanych z miastem czy nawet z samym klubem (nie bez powodu pierwszym zatrudnionym przez niego trenerem był Raymond Domenech). Gdy wraz z transferem Sonny’ego Andersona rozpoczęły się wielkie inwestycje, następny cel stał się jasny – dominacja.

Dominacja, która jak wiemy, zakończyła się siedmioma tytułami mistrza Francji oraz zjedzeniem ligowego podwórka. Aulas jednak cały czas chciał więcej. Brakowało mu europejskiej zdobyczy, przygody godnej jednego z najlepszych klubów na Starym Kontynencie. W tym kontekście kierowała nim bardzo specyficzna nadambicja. Nie umiał się pogodzić z faktem, że jego Lyon w pewnym momencie dojdzie do ściany i nie będzie w stanie przekroczyć pewnych barier. W tym przypadku tą magiczną barierą był ćwierćfinał Ligi Mistrzów, bo na tej fazie rozgrywek Les Gones zatrzymywali się co roku. W różnych okolicznościach – a to z PSV po karnych, a to z wielkim Porto Jose Mourinho, a to z Milanem po stracie dwóch decydujących goli w ostatnich pięciu minutach meczu.

Z rewolucjonisty do konserwatysty. Jean-Michel Aulas jako ofiara własnego sukcesu

Wydawałoby się, że Aulas dostał, co chciał w 2010 roku – Lyon wyrzucił wtedy Bordeaux we francuskim ćwierćfinale Ligi Mistrzów i zameldował się w najlepszej czwórce Europy po raz pierwszy w swej historii. Lata 2010-11 były jednak okresem, w którym we właścicielu OL coś pękło. W czasie, gdy Les Gones brylowali w Lidze Mistrzów, na lokalnym podwórku już dawno zostali zrzuceni z tronu. Złożyło się na to kilka czynników. Przede wszystkim, Lyon powoli tracił blask innowatora, jakim cieszył się przez większość pierwszej dekady XXI wieku. Inne francuskie kluby zwyczajnie zaczęły go doganiać w kwestii szkolenia, skautingu, czy rynkowej zaradności.

Za najbardziej przełomowy okres uznaje się drugą połowę 2011 roku. To wtedy szejkowie wkroczyli do Paris Saint-Germain, jednocześnie wyznaczając początek ery skrajnej komercjalizacji futbolu. Na Francji też się to odbiło – do AS Monaco w tym samym roku zawitali rosyjscy oligarchowie. Aulasowi się to nie podobało, i miało prawo się nie podobać. To, co on osiągnął w ponad dekadę, Paryżanie od tej pory mieli na wyciągnięcie ręki, wyłącznie za sprawą monstrualnych wydatków. Miejsca dla tradycyjnych przedsiębiorców zaczynało brakować. Właśnie tutaj rozpoczął się JMA, którego znamy do dzisiaj – zatwardziały, konserwatywny, pałający nienawiścią do wschodnich mocarstw finansowych oraz skupiony na wizerunku i własnych interesach.

Ślepa gonitwa oraz grzechy i grzeszki Juninho

Zaczęły się pojawiać pierwsze znaki, że OL Groupe zaczyna zaniedbywać wszystko, co zbudowało przez te wszystkie lata. Kiedy w 2010 roku Lyon grał z Bordeaux we wspomnianym ćwierćfinale LM, w barwach klubu z Akwitanii brylował pewien piłkarz. Yoann Gourcuff. Niesamowicie utalentowany pomocnik, typowany na „nowego Zidane’a” w kadrze Les Bleus. Z 12 golami i 11 asystami architekt mistrzostwa Żyrondystów, którzy zresztą zdetronizowali Lyon jako pierwsi we Francji. Oczywistym wydawało się, że takich kozaków bierze się w ciemno.

I Lyon wziął go w ciemno. 22 miliony euro, ogromny kontrakt i plan budowy nowego zespołu właśnie na talencie Gourcuffa. Pięć lat później ten sam Gourcuff odchodzi za darmo po fatalnym mundialu w RPA, długiej serii kontuzji oraz problemach mentalnych. Ktoś powie, że nie wyszło, że to tylko skrajny przypadek, ale takich transferów w Lyonie było więcej. Michel Bastos, Abdul Kader Keita oraz Mathieu Bodmer trafiali do OL po kapitalnych sezonach w Lille, wszyscy za względnie duże pieniądze. I o ile ten pierwszy okazał się strzałem w dziesiątkę, to pozostała dwójka była pierwszym dowodem na to, że w Lyonie zaczęto zaniedbywać skauting. Póki były wyniki sportowe, nikt nie przywiązywał do tego większej wagi.

Sam Aulas zaczął skupiać się głównie na budowie stadionu oraz rozwoju sekcji kobiet, która zresztą później stanie się europejskim dominatorem. Miał też swoje lata, więc z biegiem czasu świat futbolu zaczął mu odjeżdżać. Wobec tego coraz częściej otaczał się wybranymi przez siebie ludźmi – jak się później okazało, zwykle niekompetentnymi do pełnienia danych stanowisk. Modelowym przykładem jest Juninho, który 5 lat po zakończeniu kariery piłkarskiej otrzymał propozycję objęcia funkcji dyrektora sportowego. Brazylijczyk zgodził się, mimo że tak naprawdę nie miał w tej dziedzinie praktycznie żadnego doświadczenia. Odszedł zaledwie po dwóch latach, i choć przez ten czas zrobił wiele dobrego (np. ściągnął duet Guimaraes-Paqueta, który później stanowił o sile klubu), to znacznie bardziej zapamiętano go za te złe decyzje. Większość z nich została opisana przez L’Équipe w artykule z maja 2022 roku:

– Trener Lille, Christophe Galtier, zgadza się dołączyć do OL, jednak zmienia zdanie od razu po wywiadzie, w którym Rudi Garcia krytykuje Juninho. Dzień później otrzymuje ofertę pracy od Nicei

– 30 sierpnia 2021 roku OL składa ofertę za Gaetana Laborde’a z Montpellier, jednak przegrywa rywalizację o napastnika ze Stade Rennais. Co ciekawe, dyrektorem technicznym Rennes jest były dyrektor Lyonu i poprzednik Juninho na stanowisku, Florian Maurice, który odszedł z klubu w 2020 roku

– Tino Kadewere z powodu kontuzji nie otrzymał normalnej pensji, klub zalegał mu ponad 200 tysięcy euro

– Marcelo został usunięty przez Juninho na stałe z kadry Lyonu, po tym jak pierdział w szatni i śmiał się z tego z kolegami z drużyny

– zatrudniony przez Juninho w sierpniu 2021 roku Peter Bosz skarży się na zawodników, którzy nieustannie zaskakują go brakami technicznymi i niezrozumieniem taktycznym

I wiele, wiele więcej. Juninho zatrudnił też na trenera Sylvinho (który wyleciał z klubu po zaledwie kilku meczach!), a także za bezcen pozbył się dwóch utalentowanych wychowanków – Amine’a Gouiriego i Melvina Barda, którzy później zaczęli brylować w Nicei. Blisko odejścia do Le Gym był także Rayan Cherki.

Początek degrengolady

Sezon 2021/22 Les Gones zakończyli na 8. miejscu w tabeli. Najgorzej od ponad 30 lat. 14 grudnia 2021 roku Aulas udzielił kontrowersyjnego wywiadu, w którym stwierdził, że klub taki jak Lyon nie potrzebuje więcej niż czterech ludzi od skautingu. Później okazało się, że podczas kadencji Juninho klub miał w strukturach rekrutacyjnych tylko jednego skauta. To nie żart.

Najwięcej zarzutów o wstydliwy wynik w lidze i brak awansu do europejskich pucharów kierowanych było jednak do Petera Bosza, którego specyficzny styl pracy nie wypalił również w Lyonie. Personalne wybory Holendra pozostawiały wiele do życzenia. Szczególnie irytujące mogło być jego podejście do Rayana Cherkiego – największego talentu w szkółce OL, z którego potencjału prawdopodobnie zdawali sobie sprawę wszyscy poza Boszem. Bo Cherki po prostu nie grał, a jak grał, to nie występował na swojej nominalnej pozycji.

Jasne było, że Bosz nie wytrwa na stołku do końca 2022 roku, tym bardziej że JMA wymarzył sobie na stanowisku Laurenta Blanca. Profil trenerski byłego obrońcy reprezentacji Francji od początku budził jednak pewne wątpliwości, gdyż z poważną piłką miał ostatnio do czynienia ponad pięć lat wcześniej, co wyszło podczas jego kadencji. I w ten sposób wracamy do punktu wyjścia – po roku pracy Blanc zostaje zwolniony, a Les Gones drżą o życie na szarym końcu tabeli.

Właścicielskie zawirowania

W kwestii obecnego kryzysu trenerzy są jednak tematem zastępczym, biorąc pod uwagę to, co przez cały czas dzieje się w gabinetach. Wśród tego całego młynu i chaosu sportowego nadszedł moment, w którym Jean-Michel Aulas powoli zaczął osuwać się w cień. Zaczęło się od sprzedaży większości akcji pod koniec zeszłego roku, a kilka miesięcy później JMA już całkiem ustąpił z funkcji prezesa. Nabywcą i nowym głównym inwestorem został John Textor – amerykański biznesmen i założyciel współpracy międzyklubowej między Botafogo, belgijskim RWDM i Crystal Palace, do której później został doczepiony Lyon.

Podczas prezentacji nowego właściciela Jean-Michel Aulas zachowywał dyplomatyczny uśmiech, lecz za kulisami działo się znacznie więcej. Udziałowcy mocno pokłócili się o struktury prowadzenia klubu, gdyż Aulasowi zupełnie nie podobała się wizja biznesowego modelu zaproponowanego przez Textora. Amerykanin jako większościowy akcjonariusz pozbawił Francuza wszystkich stanowisk w klubie, czego ten oczywiście nie mógł tak zostawić. Natychmiastowo zażądał więc spłaty swoich udziałów. Efekt? 60 milionów euro na klubowych aktywach zamrożone na mocy sądowej.

Konflikt właścicieli sprawił, że do akcji wkroczyło DNCG – niezależna komisja finansowa zajmująca się francuskimi klubami piłkarskimi. Po wykryciu nieprawidłowości w budżecie, wszystkie działania Lyonu w letnim okienku 2023 zaczęły być na muszce finansowego fair-play. Zobaczcie tylko, jak to brzmi – klub, który jeszcze trzy lata temu grał w półfinale Ligi Mistrzów, nagle musiał zacząć uważnie monitorować wszystkie swoje ruchy na rynku, żeby nie podpaść gościom od rachunkowości.

W pewnym momencie doszło do takiego absurdu, że do transferu gotówkowego Lyon musiał pobić rekord transferowy… ligi belgijskiej. Konkretnie mowa tu o transferze Ernesta Nuamaha z Nordsjælland. OL dogadał się w sprawie umowy Ghańczyka, ale nie mógł spiąć w budżecie transakcji opiewającej na 25 milionów euro. Wtedy do akcji wkroczył John Textor, który najpierw kupił skrzydłowego do siostrzanego RWDM, po czym od razu wypożyczył go do Lyonu. Teoretycznie Nuamah w kuriozalny sposób stał się najdroższym zawodnikiem w historii belgijskiej Jupiler League, jednak w praktyce mieliśmy tu do czynienia z wykorzystaniem luki w przepisach.

Nie ma kasy, nie ma piłkarzy, nie ma wyników

O ile ten nagłówek to żadne wytłumaczenie dla obecnych wyników Lyonu, to absolutnie nie można stwierdzić, że nie ma w nim ziarna prawdy. Weźmy głęboki oddech i wymieńmy skład Lyonu z ostatniego meczu ligowego z Clermont:

Lopes – wychowanek

Henrique – rezerwowy na wylocie

O’Brien – wychowanek Crystal Pałace, kupiony dzięki znajomościom Textora

Lovren – były piłkarz

Mata – kupiony w zeszłym okienku

Caqueret – wychowanek

Maitland-Niles – wzięty za darmo w zeszłym okienku

Akouokou – rezerwowy Betisu, kupiony dlatego, że Lyonu nie było stać na Guido Rodrigueza

Cherki – wychowanek

Lacazette – wychowanek, były piłkarz

Jeffinho – kupiony z Botafogo, czyli przelew Textora z jednego konta na drugie

Zdecydowanie nie można powiedzieć, że obecna jedenastka Les Gones jest w stanie wykręcić coś więcej niż średnie wyniki. Taka zapaść jest efektem wieloletnich zaniedbań, które wraz z biegiem czasu uwidaczniały się coraz bardziej. Pomysłu i rynkowego rozeznania nie ma w tym klubie od dawna, o czym świadczy „praca” obecnego szefa skautingu – Bruno Cheyrou. Polscy kibice Lyonu nazywają go lokalnym Nikodem Dyzmą, ponieważ jego poziom kompetencji i kreatywność kończą się już na początkowym etapie. To Cheyrou jest odpowiedzialny za powroty dawnych gwiazd do klubu – problem w tym, że teoretycznie powinien być odpowiedzialny również za wszystko inne związane z rekrutacją zawodników, a nie robi w tym zakresie kompletnie nic.

Obecną sytuację Lyonu bardzo ciężko będzie odkręcić. Jedynym wyjściem w tym momencie pozostaje akademia, która cały czas produkuje topowe talenty i jest jedynym elementem, który działa tak samo dobrze jak przed kruzysem. Nadzieję można pokładać także w tak zwanym „zaciągu” z Ligue 2 – sufit płkarzy takich jak Sael Kumbedi, Johann Lepenant czy Skelly Alvero jest położony bardzo wysoko, jednak potrzebują oni odpowiednich warunków do rozwoju. Jeżeli jednak Lyon nadal będzie tak nieogarnięty organizacyjnie jak dziś, niewykluczone, że podzieli los innych wielkich francuskich klubów – Bordeaux, Saint-Etienne czy Nantes.

Adam Kowalczyk

Jedna myśl na temat “Tonący statek. Jak Olympique Lyon popadł w kryzys?

Dodaj własny

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑