Rebelia on tour: Roma-Milan, czyli wizyta w rzymskim koloseum

W ubiegłym sezonie miałem przyjemność być na dwóch stadionach we Włoszech, przepełnionych piłkarską historią oraz słynących z najlepszej atmosfery na półwyspie Apenińskim. Były to na meczach Romy na Stadio Olimpico i AC Milanu na San Siro. W trzeciej kolejce nowego sezonu Serie A na Stadio Olimpico w Rzymie spotkały się obie te ekipy, więc nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do stolicy Italii. Andiamo!

Poranna kawa z La Gazetta dello Sport

Kilkudniowy city break w stolicy Włoch rozpocząłem od podstawowego zestawu fana calcio, mianowicie od kawy z cornetto oraz przeglądu piłkarskiej prasy. A w tygodniu poprzedzającym mecz AS Roma – AC Milan działo się wiele. Trzeci rok z rzędu fani Giallorossich otrzymali od właścicieli klubu kolejną, sporą dawkę oczekiwań oraz nadziei. Po wielkich transferach Mourinho oraz Dybali, w tym roku doczekali się kolejnej, spektakularnej gwiazdy Serie A – Romelu Lukaku. Saga transferowa z belgijskim napastnikiem omawiana była w całej Italii, o czym doskonale przekonali się szczególnie kibice z Mediolanu i Turynu. Ostatecznie Big Rom wylądował w Rzymie, a dokładnie na lotnisku Ciampino, gdzie przywitało go około 5000 kibiców. Ten widok zrobił spore wrażenie na Belgu, który skomentował to tak: „To uczucie motywuje mnie do natychmiastowego dania z siebie 100%”. Tak gorąca zapowiedź z ust Lukaku to jednak mało wiarygodna deklaracja, dodatkowo biorąc pod uwagę fakt, że napastnik wysiadł z samolotu z kilkoma dodatkowymi kilogramami. Drogi Lukaku oraz Mourinho krzyżują się po raz trzeci. Najpierw było to w Chelsea, później w Manchesterze United. „Zna mnie doskonale jako piłkarza, zna też moją rodzinę i jestem pewien, że będzie w stanie wydobyć ze mnie to, co najlepsze”- zapowiada Lukaku.

„Boniek, grande giocatore!”

Po porannej lekturze przyszedł czas, by tradycyjnie już zdobyć wspaniały trykot Romy do swej kolekcji koszulek piłkarskich. Zadanie wcale nie należało do najłatwiejszych, bo w centrum miasta koszulki były już wyprzedane. Jedyną szansą okazał się oficjalny sklep Romy na peryferiach miasta. Udałem się tam taksówką, a jej kierowca okazał się wielkim fanem… Romy. Jak łatwo się domyśleć jedynym tematem rozmowy podczas podróży było calcio. Wspólnie podsumowaliśmy mercato Romy, które w jego ocenie można zaliczyć na plus, lecz z obawami o dyspozycje fizyczną nowych Romanistów.

Duży znak zapytania pojawił się też przy osobie Paulo Dybali, który niestety nie zagrał w wieczornym meczu z powodu kontuzji mięśniowej. Nie zabrakło również wspomnień dotyczących finału Ligi Europejskiej, gdzie kierowca słusznie ubolewał nad brakiem podyktowania jedenastki dla Romy przez Anthonego Taylora. Po dość długiej pogawędce w końcu zapytał mnie, skąd jestem. Odpowiedziałem:
-Z Polski.
– Jesteś z Polski?!-  Nieco zdziwiony jego reakcją potwierdziłem, że tak, a ten zaczął wołać:
 – Boniek!  Boniek! Grande giocatore!- wtedy już byłem pewien, że mam do czynienia z wielkim fanem Romy. Zapytałem go jeszcze czy Zibi to przyszły prezydent klubu, ale ten skłonił się bardziej do odpowiedzi, że jest to przyszły dyrektor sportowy Romy. W tym momencie podkręcił głośniej radio, w którym usłyszeć można było dyskusję dotyczącą zbliżającego się meczu i wskazując na nie, oznajmił, że Zibiego często słucha, gdy wypowiada się o Romie. Na koniec podróży przekonałem się, że w Italii calcio to więcej niż religia, bo sympatyczny kierowca pobrał tylko symboliczną opłatę. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko podziękować – Grazie, Zibi!


Sympatyczny pan z taksówki zatrzymał się tuż przed wejściem do oficjalnego sklepu AS Romy. Wewnątrz istny raj dla Romanistów, a co najważniejsze asortyment spory. W taki oto sposób do mojej kolekcji trafiła nowa koszulka z numerem 21. Wprawdzie tamtego wieczoru na Olimpico nie zagrał Dybala, ale w jego trykocie na trybunach zasiadł Gala…

„Roma core de sta città unico grande amore…”

Gdy w ubiegłym roku wybrałem się na inaugurację sezonu i mecz Roma–Cremonese spóźniłem się na śpiewany tuż przed pierwszym gwizdkiem hymn Romy. Wtedy na ulicach Rzymu utknąłem w korkach i ominął mnie ten jakże podniosły moment. Przedmeczowy numer Corriere dello Sport informował, by pojawić się wcześniej na stadionie. Oprócz meczu AS Roma- AC Milan na kibiców czekała kolejna atrakcja. Na godzinę przed meczem zaprezentowany publiczności miał zostać Lukaku. Trzy godziny przed meczem ulice były już w kolorach żółto-czerwonych.

Kibice na skuterach z powiewającymi flagami oraz szalikami kierowali się w kierunku stadionu. Okolice domu Romanistów pełne były straganów z pamiątkami Romy oraz petardami. Widok żółto–czerwonej ściany kibiców zmierzających na Stadio Olimpico – coś pięknego.


Na trybunach byłem na około godzinę przed meczem, bo wtedy też zaprezentowano nowy nabytek Romy. Prezentacja w stylu Romanistów, czyli z wielką pompą. Gra świateł i efektów specjalnych – w tak zacny sposób Romelu Lukaku wybiegł na murawę. Przed pierwszym gwizdkiem maskotka Romolo rzuciła kilka koszulek Lukaku w kierunku trybun i nadszedł najważniejszy dla mnie moment wieczoru. Ponad 62 tysiące kibiców Romy tak żywiołowo odśpiewało hymn, jakby za moment rzymscy Gladiatorzy mieli zmieść Rossonerich z murawy. Na boisku scenariusz był jednak zupełnie odmienny. Milan szybko objął prowadzenie po golu Giroud z rzutu karnego i później kontrolował grę. Natomiast Roma  w pierwszych 45 minutach miała sporo problemów z aktywnymi na skrzydłach Leao i Pulisiciem.

Druga część meczu zaczęła się podobnie jak pierwsza. W 47 minucie Rafael Leao wspaniałym strzałem podwyższył prowadzenie. Tym samym doprowadził do szaleństwa około 3500 kibiców przybyłych z Mediolanu, którzy przez cały mecz aktywnie wspierali swoich bohaterów. Nadzieje wśród kibiców Romy odżyły w 62 minucie, gdy drugą żółtą kartkę zobaczył Tomori. Kolejnym momentem, który sprawił, że fani Giallorossich ożywili się na trybunach było wejście na plac gry Lukaku. Od tego momentu to Rzymianie śmielej atakowali, ale stać ich było tylko na honorowe trafienie dopiero w doliczonym czasie gry. Roma bez punktów, Roma nadal bez zwycięstwa w tym sezonie.

Kartka z kalendarza Romanisty

Dwadzieścia osiem lat. Tyle czasu minęło, odkąd Roma zanotowała podobny start sezonu, gdy w trzech pierwszych meczach zdobyła jeden punkt. Był to sezon 1995/96. Carlo Mazzone zasiadał na ławce trenerskiej, a na boisku byli Giannini (w swoim ostatnim sezonie w Giallorossich), Balbo, Aldair i młody Francesco Totti. Po remisie 1:1 w Marassi z Sampdorią, przyszły dwie porażki u siebie z Atalantą (0:1) i… Milanem (1:2). Podobnie jak teraz tylko jeden punkt zdobyty na dziewięć możliwych. Ale kibice Romy mają nadzieję, że tak jak wtedy, gdy wygrali w Cremonie 1-0, przełamią się już w 4 kolejce. W sezonie 1995/96 ostatecznie Roma zajęła piąte miejsce, tym samym uzyskując kwalifikację do gry w Pucharze UEFA. Biorąc pod uwagę tamten falstart – sezon nie poszedł tak źle. Podobnie też było w sezonie 1974/75. Kolejny precedens, w którym Roma po trzech kolejkach miała tylko punkt. Na ławce był nie kto inny jak Nils Liedholm. Człowiek, który osiem lat później poprowadził Romę do drugiego w historii klubu Scudetto. Jego podopieczni przegrali wtedy 0:1 w Turynie z Juve, zremisowali 0:0 u siebie z Napoli i ulegli 0:1 w Bolonii. Ale potem zespół wrzucił wyższy bieg i ostatecznie udało się ukończyć sezon na trzecim miejscu.

Powyższa kartka z kalendarza pozwala przywrócić trochę optymizmu Romanistom. Faktem jest, że od początku XXI wieku jest to najgorszy start odnotowany w lidze, ale zasadniczo jest czas, by generał Mourinho obrał właściwy kierunek kursu dla Rzymian. Teraz jest najlepszy czas, bo obecnie trwa przerwa reprezentacyjna, a do treningów już wrócił Paolo Dybala. Cel na tę kampanię jest klarowny – Liga Mistrzów. W Rzymie nikt nie wyobraża sobie, by kolejny rok z rzędu zabrakło Giallorossich w tych elitarnych rozgrywkach. Bo przecież Romaniści jak mało kto zasłużyli na wtorkowo–środowe wieczory w Europie. Rzym żyje futbolem. W kawiarni pod Koloseum, na ulicach miasta w taksówce, czy w wąskich uliczkach prowadzących na Plac hiszpański. Do zobaczenia Romo! Nie tylko w Lidze Mistrzów. Ciao!

Marcin Gala

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑