Dlaczego warto oglądać Eredivisie w sezonie 2023/24?

Gdybym był natarczywy, to pytanie brzmiałoby po prostu „dlaczego warto oglądać Eredivisie?”, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdego może interesować oglądanie ligi, w której grają kluby takie jak RKC Waalwijk czy NEC Nijmegen. No, chyba że komuś pozostał sentyment do tych drugich ze względu na postać Andrzeja Niedzielana i cotygodniowe sprawdzanie jego goli w „Telegazecie”. Być może kogoś przekonam, być może nie, ale w tym roku faktycznie jest parę sensownych powodów, dla których warto trochę na dłużej do tej Holandii zajrzeć. Zapraszam na szeroką zapowiedź nowego sezonu Eredivisie, która wystartowała niespełna dwa tygodnie temu.

Czarne chmury nad Ajaksem Amsterdam, czyli przetasowanie w czołówce

Już w tamtym sezonie doszło do wyraźnej roszady w ligowej hierarchii, ponieważ dominujący Eredivisie w ostatnich czterech latach Ajax został zdetronizowany przez czekający 5 lat na trofeum Feyenoord. W sumie zdetronizowany to za mało powiedziane – klub z Amsterdamu zaliczył fatalny sezon, kończąc go na ostatnim miejscu podium, a naprawdę niewiele zabrakło, żeby było jeszcze gorzej. Nadchodzące rozgrywki też nie zapowiadają się najlepiej, gdyż Joden jak na razie nie poczynili żadnych znaczących wzmocnień, którymi udałoby się załatać dziury w kadrze po odejściu gwiazd. Co się stało?

Aby ta historia miała jakieś ręce i nogi, warto podzielić ją na części. Po pierwsze – wstrząs w gabinetach. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy w Ajaksie nastąpiło wiele zmian w strukturach zarządu. Odeszło kilka ważnych osób, które ogromnie przyczyniły się do sukcesów klubu w ostatnich latach, począwszy od dyrektora sportowego, Marca Overmarsa. Były reprezentant Holandii opuścił stanowisko w lutym 2022 roku, po aferze obyczajowej z jego udziałem. Jak można było przeczytać w oświadczeniu klubu, poszło o „serię nieodpowiednich wiadomości do kilku koleżanek z pracy”.

Odejście w atmosferze takiego skandalu mocno zszargało Overmarsowi reputację, lecz trzeba przyznać, że dyrektorem był on znakomitym (właściwie to nadal jest, dwa miesiące temu pomógł wygrać Antwerpii mistrzostwo Belgii). Pracował w Ajaksie niecałą dekadę i przez ten czas zdążył wywrzeć ogromny wpływ na rozwój klubu i jego pozycji na europejskim rynku transferowym. Ajax w pewnym momencie zaczął coraz bardziej inwestować w graczy doświadczonych, obytych w wielkiej piłce i mogących stanowić trzon drużyny, co w połączeniu z młodą krwią dawało fantastyczne efekty.

Ale niestety – wyprowadził się z klubu najpierw Overmars, później ten Hag (kiedyś najbardziej pożądany trener w Europie), a w maju tego roku swoją dymisję ze stanowiska prezesa ogłosił Edwin van der Sar. Wietrzenie gabinetów to zbyt mało powiedziane – z klubu odeszły kluczowe postacie, które budowały jego potęgę przez lata. Po wykupieniu ten Haga przez Manchester United, funkcję trenera przejął Alfred Schreuder. Były szkoleniowiec Club Brugge wyleciał jednak po pół roku, a fani Joden szybko zatęsknili za ten Hagiem. Fatalna postawa w Lidze Mistrzów (m. in. 1:6 z Napoli w październiku), w lidze brak wygranej z kimkolwiek z trójki PSV, Feyenoord, AZ i kłujący w oczy styl gry. To nie miało prawa się udać. Zatrudniony tymczasowo Johnny Heitinga nie zdołał ogarnąć pozostawionego przez Schreudera bałaganu.

System naczyń połączonych się rozpadł, a za darmo zaczęli odchodzić kolejni kluczowi zawodnicy. Najpierw Onana i Mazraoui, później Blind, a na końcu sezonu nawet Dusan Tadić, który dla tego zespołu był kimś więcej niż tylko piłkarzem. Przy standardowych odejściach graczy chcących się rozwijać na zachodzie oraz kompromitującym 3. miejscu w lidze mogło to oznaczać tylko jedno – w Ajaksie dzieje się źle.

Towarzyszyła temu niepokojąca nieproduktywność akademii. Do miana „talentu roku” Ajaxu w sezonie 2022/23 został wybrany… Kenneth Taylor. To dosyć wymowne, biorąc pod uwagę fakt, że w poprzednich latach tę nagrodę wygrywali Matthijs de Ligt, Noussair Mazraoui, czy najnowszy nabytek Arsenalu, Jurrien Timber. Czyż nie?

Do nadchodzącego sezonu Ajax przystępuje z kolejnymi nowymi ludźmi w klubie. Trenerem został Maurice Steijn, który dokonywał wielkich rzeczy ze Spartą Rotterdam, a funkcję dyr. technicznego przejął na stałe Sven Mislintat, w Niemczech znany z budowy drużyn na młodych talentach. Patrząc na sytuację kadrową klubu, nie zapowiada się jednak na powrót na zwycięską ścieżkę. Jest sierpień, z klubu lada moment odejdzie ostatnia wielka gwiazda – Mohammed Kudus, a następców brak. Negocjacje w sprawie Josipa Sutalo idą wolno, a już ponad 30 milionów euro wydano na rezerwowych Eintrachtu i Romy, obrońcę z 2. Bundesligi i zawodnika rezerw Manchesteru City. I choć bardzo interesującym ruchem wydaje się być transfer króla strzelców Championship, Chuby Akpoma, za 12 milionów euro, to wciąż może być to za mało, żeby zagrozić konkurencji. Konkurencji, która nie śpi i na rynku działa bardzo mądrze.

Mistrzowie Holandii stawiają na ciągłość

2023 to piękny rok dla głównych rywali Ajaksu. Feyenoord Rotterdam nie tylko doczekał się drugiego mistrzostwa Holandii w XXI wieku, ale i doszedł do ćwierćfinału Ligi Europy, gdzie dopiero po dogrywce uległ późniejszemu finaliście, AS Romie. Arne Slot udowodnił swoją markę, jaką wyrobił sobie podczas pracy w AZ Alkmaar i każdemu wydawało się, że po tak znakomitym sezonie spokojnie przechwyci go ktoś zza granicy.

Nic bardziej mylnego. Gdy wydawało się, że rozmowy z Tottenhamem zakończyły się obustronnym porozumieniem w sprawie przenosin na Wyspy, sam trener niespodziewanie ogłosił, że zostaje na następny sezon i podpisał z klubem nową długoterminową umowę do 2026 roku. Powód? Stwierdził, że woli kontynuować projekt.

Jeszcze nie skończyłem tu swojej pracy. Mieliśmy fantastyczny sezon z Feyenoordem, z mistrzostwem jako wspaniałą nagrodą za wysiłek i ciężką pracę, jaka została włożona, natomiast naprawdę chcę dalej budować. […] Tu cały czas czeka przygoda w Lidze Mistrzów i mamy tytuł do obrony. To wystarczająco duże cele, więc jestem dumny z tego, że pozostanę trenerem Feyenoordu.

Trzeba przyznać, że pozostanie Arne Slota na De Kuip to najlepsza rzecz, jaka mogła się Feyenoordowi przytrafić. Wyciągnął klub z dołka i w dwa lata zbudował w Rotterdamie prawdziwą machinę, której potrzeby zna doskonale. Dowodem na to jest fakt, że mistrzowie Holandii bardzo dobrze poradzili sobie z rekrutacją piłkarzy mających zastąpić odchodzące gwiazdy. Odejście kapitana Orkuna Kokcu to ogromny ubytek (szczególnie, że wynegocjowano za niego zaledwie 25 milionów euro), ale już wcześniej na wypadek jego wyprowadzki został zaklepany Ramiz Zerrouki z Twente. Gdy nie udało się w klubie zatrzymać Sebastiana Szymańskiego, sięgnięto po Calvina Stengsa, z którym Slot pracował kiedyś przez kilka lat w AZ Alkmaar. Środek ataku wzmocnił zaś Japończyk Ayase Ueda, który w ubiegłym sezonie ligi belgijskiej był autorem 20 bramek. Wszystko zostało idealnie dopasowane pod preferencje szkoleniowca.

Niedawno do Feyenoordu zawitał także prawy wahadłowy Unionu Saint-Gilloise, Bart Nieuwkoop. Prawdopodobnie było to zabezpieczenie w wypadku ewentualnego odejścia kolejnej kluczowej postaci – Lutsharela Geertruidy, który dogadywał już transfer z RB Lipsk. Temat jednak upadł, ponieważ „Byki” w ostatniej chwili zdecydowały się ruszyć po Castello Lukebę z Lyonu, którego uznano za lepszą opcję do zastąpienia Josko Gvardiola. Tym sposobem najlepszy obrońca zeszłego sezonu Eredivisie wciąż pozostaje w klubie i nie wiadomo, czy ostatecznie z niego odejdzie. Podobnie sytuacja wygląda z Justinem Bijlowem – najlepszy golkiper ligi był w orbicie zainteresowań Manchesteru United, lecz teraz nic nie wskazuje na jego ewentualny transfer. Zatrzymanie takich postaci byłoby kolejnym ogromnym sukcesem dla świeżo upieczonych mistrzów Holandii.

PSV i AZ – wyrównanie stawki i nadzieja w młodych wilkach

Wspominając o ruchach na rynku PSV, znów rozmawiamy o klubie, w którym najbardziej ekscytującym transferem jest… trener. Peter Bosz powraca do Holandii po sześciu latach za granicą, a wśród fanów holenderskiej piłki panuje ogromna ciekawość. To szkoleniowiec, który zdążył się już sparzyć w ligach TOP5, aczkolwiek jego piłka faktycznie może się podobać i na poziom Eredivisie powinno to spokojnie wystarczyć – szczególnie, że jego warsztat jest w Kraju Tulipanów bardzo szanowany. Słowem – jeśli będzie wyglądało to tak jak w pierwszych meczach, to można wierzyć, że 59-latek przełamie także klątwę pucharową i wprowadzi zespół z Eindhoven do fazy grupowej LM po pięciu latach przerwy.

Tym bardziej, że ma on do dyspozycji naprawdę ciekawą i zbalansowaną kadrę. PSV dawno nie zarobiło z transferów tyle, co przez ostatnie pół roku (samych Gakpo i Madueke spieniężono za prawie 80 milionów euro), więc otrzymało niezbędne środki do ustabilizowania finansów i wzmocnienia zespołu. Na lewe skrzydło kupiono Noę Langa – gwiazdę Club Brugge i wyrzut sumienia Ajaksu, który przywitał się z nową drużyną golem w Superpucharze, z kolei środek ataku wzmocnił młodziutki Ricardo Pepi, który już w tamtym sezonie szalał w barwach Groningen. Dodatkowo od razu zabezpieczono się na ewentualne odejście Ibrahima Sangare, sprowadzając kolejne bardzo rozsądne wzmocnienie – Jerdy’ego Schoutena z Bologni.

Choć niesamowicie boleć może strata Xaviego Simonsa, to w Boeren wciąż mamy plejadę młodych talentów gotowych do sprawdzenia w pierwszej drużynie. Praca z młodzieżą to coś, z czego Peter Bosz w Holandii zasłynął i coś, co spokojnie może praktykować w takim zespole jak PSV. Zresztą, już zaczął to robić, co widzimy na przykładzie Isaaca Babadiego. Utalentowany 18-latek szybko zyskał zaufanie nowego szkoleniowca klubu z Eindhoven – dwa razy z rzędu zagrał od pierwszej minuty i dwukrotnie pokazał się z fantastycznej strony. W otwierającym sezon meczu z Utrechtem mogliśmy z kolei oglądać piękną współpracę duetu Ismael Saibari – Yorbe Vertessen, którzy wspólnie wypracowali bramkę dla PSV. Takich piłkarzy czeka w kolejce jeszcze kilku, więc w przeciągu sezonu można powoli liczyć chociażby na debiuty Shurandy’ego Sambo czy Emmanuela van de Blaaka.

Pod tym względem podobna sytuacja występuje z AZ Alkmaar, z tym że jest to na znacznie większą skalę. Kaaskoppen zostali w tym okienku rozkupieni z praktycznie wszystkich gwiazd z wyjątkiem Jespera Karlssona i Vangelisa Pavlidisa, a w zamian posprowadzano bardzo młodych zawodników. Za Milosa Kerkeza przyszedł 21-letni David Moller Wolfe, za Sama Beukemę – również 21-letni Alexandre Penetra. Z Benfiki wypożyczono 22-letniego Tiago Dantasa, a z Bologni kupiony został 20-letni Denso Kasius. Kadrę uzupełniono piątką z akademii – Wouter Goes (19), Mexx Meerdink (19), Ernest Poku (19), Lewis Schouten (19) i Jayden Owusu-Oduro (18). Wszyscy z naprawdę wysokim sufitem. Wniosek jest więc prosty – dla Alkmaar będzie to sezon młodych wilków, który naprawdę ciekawie będzie się oglądać.

Polacy

Umówmy się – nie da się łatwiej przekonać przeciętnego Kowalskiego do oglądania jakiejś ligi, niż tym, że występuje w niej kilku reprezentantów Polski. Co prawda w Eredivisie nie ma już Sebastiana Szymańskiego i Bartosza Białka (swoją drogą ten ostatni dużej roli w swoim klubie nie odegrał), ale nadal mamy dwóch Polaków, którzy prawdopodobnie będą grać regularnie w swoich zespołach.

Pierwszym z nich jest oczywiście Kacper Kozłowski, który już drugi sezon z rzędu będzie występował na wypożyczeniu w Vitesse. Jak więc było w tym poprzednim? Na tle ligi solidnie, na tle klubu znakomicie. Miał najrówniejszą formę w drużynie, ponadto stał się bardziej wszechstronny i zaczął grać na lewym skrzydle. Pod koniec maja udzielił także wywiadu dla magazynu De Gelderlander, w którym wybrano go piłkarzem roku w Vitesse. Wypowiedział się w nim między innymi na temat swojego rozwoju i doświadczeń w Eredivisie.

Zdecydowanie poprawiłem się w ostatnich latach. Zauważyłem, że każdy kraj ma swój własny styl gry w piłkę i widać to w rozgrywkach ligowych. Polska jest bardziej nastawiona na długie piłki, futbol siłowy. Belgia jest bardziej taktyczna, a Holandia bardziej otwarta, techniczna. Widzę, że coraz lepiej radzę sobie z intensywnością w meczach. Robię więcej sprintów, więcej kilometrów.

Jednocześnie przyznał, że nie czuje się jeszcze gotowy na fizyczną grę w Anglii, a liga holenderska mu odpowiada i chciałby w niej zostać na kolejny sezon. W tym samym czasie Brighton prowadziło z Vitesse negocjacje na temat kolejnego wypożyczenia (jak widać udane). To pokazuje, że trafił do zdrowego środowiska, w którym relacje zawodnik – sztab są odpowiednio prowadzone. Pora odejść więc od mitu, że mentalność Kozłowskiego uniemożliwi mu karierę za granicą, bo naprawdę rozsądnie prowadzi on swoją karierę.

Paweł Bochniewicz to drugie nazwisko, na które warto zwrócić uwagę. 27-letni obrońca Heerenveen jest żywym dowodem na to, że poważna kontuzja nigdy nie przekreśla szans na sukces w poważnej piłce. Wychowanek Wisłoki Dębica trafił do Holandii jesienią 2020 roku, za około 1,5 miliona euro. Od początku wbił się do pierwszego składu „Dumy Fryzji” i zaczął pokazywać, że był warty każdego grosza, jaki za niego zapłacono. Zadebiutował nawet w reprezentacji Polski i w pewnym momencie wydawało się, że wreszcie kwitnie nam solidny lewonożny stoper, który będzie w przyszłości regularnym reprezentantem kraju.

Aż nagle, podczas presezonu w 2021 roku, przyszedł sparing z PEC Zwolle, podczas którego Bochniewicz został zniesiony na noszach. Diagnoza potwierdziła najgorsze – zerwał więzadła krzyżowe i sezon 2021/22 miał praktycznie z głowy. Dla jednych jest to wyrok, dla drugich cios w plecy, po którym już nie wracają do poprzedniej dyspozycji. Były piłkarz Górnika się jednak nie poddawał i cały czas ciężko pracował, żeby wrócić na boisko.

Przerwa miała wynieść 9 miesięcy, Bochniewicz wrócił po jedenastu. Warto wspomnieć, że w połowie zeszłego roku w Heerenveen pojawił się nowy trener, pod którego batutą zagrał w pierwszym oficjalnym meczu od zakończenia rehabilitacji. Kees van Wonderen od razu docenił umiejętności Polaka i wystawiał go w każdym meczu, a ten nigdy go nie rozczarowywał. Do tego stopnia, że gdy kapitan Sven van Beek doznał kontuzji ścięgna Achillesa w połowie sezonu, to właśnie Bochniewicz przejął po nim opaskę. Jak się to sprawdziło? Chyba najlepiej będzie pokazać tutaj baner, jaki podczas pierwszej kolejki Eredivisie przygotowali Polakowi fani Dumy Fryzji.

Mamy połowę 2023 roku, a Bochniewicz nadal jest kapitanem Heerenveen i prezentuje świetną formę jako nowy lider defensywy. Jego występy zostały w lutym nagrodzone nowym kontraktem, a w pierwszej kolejce sezonu 2023/24 zdobył bramkę. Nie pozostaje nic innego, jak życzyć mu powodzenia na dalszym etapie kariery oraz spełnienia marzeń o grze w z orzełkiem na piersi. Kto wie – być może to właśnie Fernando Santos jako pierwszy na dłużej skorzysta z usług Bochniewicza.

Trzecim i ostatnim Polakiem w tym sezonie Eredivisie jest Przemysław Tytoń. Jego pozycja w Twente ogranicza się jednak do bycia rezerwowym bramkarzem, więc nie należy się spodziewać po nim regularnej gry.

Nowe gwiazdy w budowie

Tadić, Kokcu, Reijnders, Simons, Alvarez, Szymański, Timber, Kerkez, a wkrótce być może Sangare, Kudus, Geertruida czy Karlsson. Nie da się ukryć, że tego lata Eredivisie straci mnóstwo gwiazdorów, wizytówek i piłkarzy, dla której wcześniej włączało i oglądało się tę ligę. Jednocześnie Eredivisie z wyrabiania takich piłkarzy słynie, więc właśnie wraz z początkiem sezonu nadchodzi moment dla tej ligi przełomowy. Moment, w którym rozgrywki rozpoczną się bez wielu gwiazd, ale za to z masą piłkarzy, którzy na status gwiazdy mogą aspirować. Dlatego na koniec tego artykułu warto zapoznać się 10 nieoczywistymi (jeszcze!) nazwiskami, które warto śledzić ze szczególną uwagą przy oglądaniu tego sezonu. Kolejność losowa.

Million Manhoef (2002, Vitesse)

Fani sportów walki, wzywam was, ponieważ zbieżność nazwisk nie jest tutaj przypadkowa. Million jest synem uznanego surinamskiego kick-boxera – Melvina Manhoefa, który ma na swoim koncie także 52 walki w MMA, w tym jedną przegraną z Mamedem Khalidovem na gali KSW. Ale do rzeczy. Urodzony w 2002 roku skrzydłowy dosyć powoli przebijał się do pierwszej drużyny Vitesse, ale w ostatnim sezonie udowodnił, że potrafi wiele. 9 goli i 6 asyst w 35 meczach to statystyki dość mylące, gdyż wciąż brakuje mu regularności przy robieniu liczb, jednak swoją szybkością i techniką mocno zwraca na siebie uwagę. Ma ten naturalny luz i piłka sama klei mu się do nogi, jest też uniwersalny i na spokojnie obsadzi zarówno lewe, jak i prawe skrzydło. Jakiś czas temu ogłosił, że w piłkę zamierza grać tylko do trzydziestego roku życia, bo chciałby spróbować swoich sił także w… MMA. Cóż, widocznie sportowy duch ojca przeszedł na syna bardzo, ale to bardzo wyraźnie.

Branco van den Boomen (1995, Ajax)

Fanom Ligue 1 nie trzeba przedstawiać tego pana i myślę, że nie przesadzę, jak nazwę Branco nadzieją Ajaksu na nadchodzący sezon. Wirtuoz stałych fragmentów i dyrygent środka pola Tuluzy z magiczną prawą nogą – tak po krótce można opisać umiejętności Holendra, który dołączył do ekipy z Amsterdamu w tym okienku. To nie tylko świetny piłkarz, ale i człowiek, który przebył niesamowitą drogę, bo jeszcze w wieku 24 lat grał w drugiej lidze holenderskiej. Gdy występował jeszcze we francuskiej Ligue 2, potrafił wykręcić w jednym sezonie aż 12 goli i 21 asyst – liczby fenomenalne nawet jak na ten poziom. W Ligue 1 tylko potwierdził swoją jakość i po roku przypieczętowanym Pucharem Francji podpisał kontrakt z Joden. To bardzo symboliczny ruch, gdyż Branco jest wychowankiem Ajaksu, a w 2014 roku bez żalu oddano go z akademii jeszcze zanim zadebiutował w dorosłym zespole. Raczej nikomu wtedy nie przyszło do głowy, że w wieku 28 lat wróci do klubu jako kandydat na jednego z boiskowych liderów drużyny.

Isaac Babadi (2005, PSV)

Talent Babadiego był widoczny jeszcze podczas występów w piłce juniorskiej, lecz jego wejście do PSV jak na razie robi ogromne wrażenie. Świetny debiut od pierwszej minuty w Superpucharze Holandii (który prawie skończył z bramką), a także debiutancki gol przeciwko Sturmowi Graz w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Mimo bardzo młodego wieku zdaje się on nie czuć żadnej presji – gra bardzo odważnie, ma wyśmienitą technikę i świetnie się czuje z piłką przy nodze. Jest także bardzo kreatywny i bardzo dużo widzi na boisku, więc spokojnie może występować zarówno w środku pola, jak i na skrzydle. Moim zdaniem ma wszelkie predyspozycje na przejęcie pałeczki po odchodzącym Xavim Simonsie i tego z całego serca mu życzę.

Calvin Stengs (1998, Feyenoord)

Fakt, że udało się Feyenoordowi pozyskać Stengsa za ledwo 6 milionów euro po prostu trzeba uznać za transferowy masterclass. Wychowanek AZ to piłkarz, którego sytuacja przez ostatnie parę lat wiele razy się zmieniała, lecz Feyenoord obecnie wydaje się być dla niego najlepszym środowiskiem do rozwoju. Z prostego powodu – pracuje tam oczywiście Arne Slot, pod którego okiem rozwijał się w Alkmaar. Obecny trener Feyenoordu był pierwszym, który zaczął wykorzystywać kreatywność Stengsa do gry za plecami napastnika, co wychodziło mu naprawdę dobrze. W Nicei nie poszło mu głównie dlatego, że Christophe Galtier sprowadził go jako skrzydłowego do swojej ulubionej formacji 4-4-2, co mocno ograniczało jego atuty. Dosyć szybko przyszyto mu łatkę flopa, jednak w następnym sezonie trafił już do drużyny bardziej przystosowanej do niego taktycznie. W Antwerpii grał wszędzie – od wahadła po „dziesiątkę” – i wszędzie prezentował się ze świetnej strony, udowadniając swój duży potencjał. Nic dziwnego więc, że jego druga kampania w Holandii zapowiada się bardzo obiecująco.

Mats Wieffer (1999, Feyenoord)

Historia Matsa Wieffera to materiał na film – w zaledwie rok z drugoligowego piłkarza stał się mistrzem Eredivisie oraz etatowym reprezentantem Holandii. W 2020 roku opuścił akademię Twente, bo zarówno trener, jak i kierownik sportowy klubu uważali, że nie rokował odpowiednio. Przygodę z seniorską piłką zaczynał więc w drugoligowym Excelsiorze, gdzie początkowo wystawiano go na środku obrony. Z czasem zauważono jednak, że bardzo dobrze radzi sobie z piłką przy nodze, więc przesunięto go do środka pola. To była bardzo dobra decyzja – w następnym sezonie Wieffer zaczął robić liczby, przyczynił się także do awansu do Eredivisie. Wyróżniał się tak bardzo, że latem zeszłego roku sprowadził go do siebie Feyenoord. Kwota: 575 tysięcy euro. Promocja, jeśli weźmiemy pod uwagę, co się stało później. I choć pierwsza połowa sezonu nie była dla Wieffera najlepsza (tuż po transferze zerwał więzozrost, a jesienią wchodził tylko z ławki), to po mundialu poczynił kolosalny postęp. Stał się jednym z najlepszych defensywnych pomocników w lidze, taką „szóstką z plusem” lubiącą trochę podholować piłkę do przodu. Oczywiście wciąż ma jeszcze wiele do poprawy, ale dla takich ludzi jak on nie ma horyzontów.

Steven Bergwijn (1997, Ajax)

Małe odstępstwo od reguły, ponieważ byłego piłkarza Tottenhamu kojarzy raczej większość fanów piłki. Nie wymieniam go jednak tutaj przypadkowo. W 2011 roku, jeszcze jako nastolatek, pokłócił się z jednym z trenerów i odszedł z akademii Ajaksu do PSV. Był wtedy pełen nienawiści dla klubu, w którym twierdzi, że był źle traktowany. „Cała radość z gry nagle zniknęła” – wspominał. 11 lat później wraca tam jako rekordowy transfer, żeby po zaledwie jednym sezonie przejąć opaskę kapitańską po klubowej legendzie. Historia Stevena Bergwijna jest tak pokręcona, że ciężko go nie umieścić w tym zestawieniu. 25-letni skrzydłowy od roku jest kreowany na nową wizytówkę i gwiazdę Eredivisie, lecz sportowo wciąż pokazał za mało, żeby obecnie go za tę gwiazdę uznawać. Nic dziwnego więc, że gdy został spadkobiercą roli kapitana po Dusanie Tadiciu, wśród kibiców pojawiło się spore poruszenie. Holender został obarczony ogromną odpowiedzialnością, ale kto wie – być może coś z tego będzie. W końcu po najdroższym transferze w historii klubu, który co trzy miesiące zakłada koszulkę Oranje należy oczekiwać nieco więcej.

Ramiz Zerrouki (1998, Feyenoord)

Grał z Matsem Wiefferem w akademii Twente, a teraz po latach spotka się z nim w Feyenoordzie. Ramiz Zerrouki przybył na De Kuip za nieco ponad 7 milionów euro i wydaje się być świetnym sukcesorem Orkuna Kokcu, mimo że Turek wydaje się być na ten moment graczem niezastąpionym. Wychowanek Ajaksu prezentował jednak w Twente wiele podobnych cech – od dwóch sezonów był tam absolutnym liderem drugiej linii, który nie tylko miał ogromny udział w przechwytach i wyprowadzaniu piłki z głębi pola, ale i pełnił kluczową rolę w ofensywie. Naprawdę nieźle jak na piłkarza, który w Eredivisie debiutował dopiero w wieku 22 lat. Pomoc Feyenoordu wydaje się być jeszcze bardziej upakowana niż rok temu.

Ion Nicolaescu (1998, Heerenveen)

Wszyscy pamiętają mecz Polski z Mołdawią, jednak jego główny bohater nie jest bynajmniej wspominany w tym zestawieniu w ramach zwykłej ciekawostki. Były już napastnik Beitaru Jerozolima faktycznie zapowiada się na bardzo ciekawy transfer. 14 goli w zeszłym sezonie ligi izraelskiej to nie byle jaki wynik, a samo Heerenveen od lat słynie z promowania młodych piłkarzy – a już w szczególności napastników o podobnej charakterystyce, co Nicolaescu. 24-latek został ściągnięty do Fryzji jako następca strzelca 16 goli w poprzednim sezonie – Sydneya van Hooijdonka, i wygląda na to, że rola ta leży mu od pierwszego meczu. I to dosłownie – w końcu nie każdemu zdarza się w debiucie zdobyć taką bramkę.

Yukinari Sugawara (2000, AZ)

W przypadku holenderskiej „wielkiej trójki” wskazywanie kandydatów na przyszłe gwiazdy ligi jest znacznie łatwiejsze, gdyż w tym roku przychodzą tam bardziej gotowe produkty i zawodnicy sprofilowani pod odpowiednie role. Z AZ jest ten problem, że po rozkupieniu drużyny większość kadry to tak naprawdę zawodnicy bardzo młodzi i niedoświadczeni. Głównym odstępstwem od tej reguły jest Yukinari Sugawara – japoński wahadłowy, który z każdym sezonem coraz bardziej się rozwija. W pierwszej połowie 2022 roku odpalił na dobre, a potem zaczął dorzucać do tego jeszcze gole i asysty. Jego ogromną zaletą są także  szybkość oraz dośrodkowania, które ma opanowane niemal do perfekcji. Pod względem balansu między ofensywą a defensywą jest prawdopodobnie najlepszym wahadłowym w lidze, więc pozostaje tylko śledzić jego dalszy rozwój.

Noa Lang (1999, PSV)

Kolejny zawodnik, który został uznany za zbyt słabego na Ajax, a potem wrócił do Eredivisie jako potencjalna gwiazda. Wypożyczenie młodego skrzydłowego do Club Brugge z obowiązkiem wykupu za 6 milionów euro było jednym z największych błędów klubu w tym okresie – przez kolejne 9 miesięcy Lang po prostu zjadł ligę belgijską, a wspomniane 6 milionów szybko stało się promocją. Przez kolejne sezony wychowanek Joden jeszcze bardziej się w Belgii rozwinął. Poprawił się w grze jeden na jednego, kreowaniu sytuacji i stał się o wiele bardziej wielowymiarowy. Transfer do PSV to małe rozczarowanie, szczególnie, że wcześniej bardzo długo łączony był chociażby z AC Milanem. W Eindhoven jednak wierzą, że uda się zrobić z niego nowego Cody’ego Gakpo.

Adam Kowalczyk

fot. commons.wikimedia.org

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑