Ruud Gullit wielkim piłkarzem był i wie o tym każdy przeciętny fan futbolu. Zdobywca Złotej Piłki z 1987 roku był także jednym z pionierów, jeśli chodzi o publiczne zajmowanie głosu w sprawach społeczno-politycznych.
Zabieranie głosu w kwestiach niezwiązanych ze sportem, często naraża piłkarzy na ostracyzm ze strony kibiców, którzy mają odmienne poglądy. Mimo wszystko gracze zaczynają robić to coraz chętniej, chociaż zazwyczaj lawirują w bezpiecznych rejonach, wypowiadając się politycznie poprawnym językiem, dodatkowo wygładzonym przez agencje PR-owe i zajmując mało kontrowersyjne stanowiska. Rzadko która gwiazda ma ochotę wpaść pod walec, uruchomiony przez użytkowników social mediów.
Kilka dekad temu kontakt z kibicami nie był aż tak bezpośredni, gdyż świat wirtualny w zasadzie nie istniał. Jeśli fan chciał wygarnąć coś swojemu idolowi, mógł to ewentualnie zrobić, spotykając go na ulicy lub pisząc list na klubowy adres. Mimo to zasada „piłkarz jest od grania, nie od filozofowania” stanowiła niepisaną złotą regułę. Być może stereotyp, charakteryzujący graczy jako prostych facetów o wąskich horyzontach, często pochodzących z nizin społecznych, był bliższy prawdzie niż obecnie. Owszem, zdarzały się wyjątki, jak Brazylijczyk Socrates, ale to była rzadkość. Dlatego słowa, które Ruud Gullit wypowiedział na gali rozdania najważniejszych indywidualnych nagród, ważyły więcej, niż miałoby to miejsce w obecnych czasach.
Dedykacja dla Mandeli
Tak, to właśnie legendarnemu południowoafrykańskiemu przywódcy Gullit zadedykował wyróżnienie przyznane mu przez France Football. To jest dla Nelsona Mandeli – ze sceny popłynął lakoniczny, lecz dobitny przekaz. Madiba (klanowy przydomek Mandeli), który w chwili wypowiadania tych słów przez Holendra, od blisko 25 lat był pozbawiony wolności, obdarzył w tamtej chwili Gullita dozgonną wdzięcznością. Gdy spotkali się w 2004 roku, zdobywca pokojowej Nagrody Nobla, powiedział byłemu reprezentantowi Oranje:
Teraz mam wielu przyjaciół, ale kiedy byłem uwięziony, Ty Ruud byłeś jednym z nielicznych. Gdy dostałeś Złotą Piłkę i zadedykowałeś mi ją, wszyscy w więzieniu martwiliśmy się tylko o to, czy nie będą chcieli ci jej za to odebrać…
To pokazuje, w jakiej rzeczywistości żyli południowoafrykańscy więźniowie polityczni. Z drugiej strony sam Gullit opowiadał o tym, jak we Włoszech ludzie dopytywali go, kim jest ten cały Mandela, o którym piłkarz mówił ze sceny. Dla ówczesnego gracza AC Milanu, który wychował się w Holandii, jako syn imigranta, to co działo się w dotkniętej apartheidem RPA, było bardzo ważne. Jak się jednak przekonał, reszta Europy niekoniecznie wychodziła z tego samego założenia.
Jestem z Holandii, a moje pokolenie było przepełnione poczuciem winy za to, co Holendrzy zrobili w Republice Południowej Afryki. Dla nas apartheid był ważną sprawą i uważaliśmy, że trzeba z nim walczyć, wspierać African National Congress w przejęciu władzy. W Holandii, w przeciwieństwie do wielu innych krajów Europy, sytuacja w RPA była bardzo szeroko dyskutowana.
Bycie jednym z najpopularniejszych piłkarzy swoich czasów, pozwalało Czarnemu Tulipanowi (dziś ten przydomek pewnie nie przeszedłby przez sito politycznej poprawności) na to, by jego głos był słyszany przez miliony ludzi. Holenderski gwiazdor starał się jednak uderzać w politykę apartheidu także w inny sposób, a jego narzędziem była…
Muzyka reggae
Reggae było zawsze muzyką buntu i niosło ze sobą bardzo mocny przekaz polityczny oraz społeczny. Miało ogromny wpływ na kształtowanie politycznej świadomości młodych ludzi, ich wrażliwości na krzywdę.
Mówił bohater tego tekstu, który nie ograniczał się jedynie do bycia biernym entuzjastą powstałego na Jamajce stylu muzycznego. Gullit wcielał się także w rolę muzyka. Występował gościnnie w holenderskim zespole Revelation Time, którego nazwa nawiązywała do kultowego longplaya Maxa Romeo, jamajskiej gwiazdy reggae. Najsłynniejszym utworem nagranym przez Revelation Time w komitywie z Gullitem, był utwór o wymownej nazwie „South Africa.”
Gdy Czarny Tulipan występował w AC Milan, w wolnym czasie koncertował wraz ze wspomnianym zespołem w mediolańskich klubach nocnych. Muzyka była jego hobby, ale Holender starał się w ten sposób szerzyć także świadomość tego, jak ważne rzeczy działy się w tamtym czasie w RPA.
W świadomości mieszkańców tego kraju, którzy byli dotknięci przez systemowy rasizm, gwiazdor kadry Oranje wspierał ich jednak najmocniej, gdy czarował kibiców swoją cudowną grą na boisku. Sam zresztą wspominał, że imigranci z Południowej Afryki, którzy uciekli przed apartheidem do Europy, zaczepiali go często na ulicach i powtarzali mu, że nic nie daje im takiej satysfakcji, jak oglądanie go w akcji. Jednocześnie bali się, że dalsze angażowanie się zdobywcy Złotej Piłki w ten temat, może być wykorzystane przez polityków do swoich brudnych rozgrywek.
Syn imigranta, dotknięty rasizmem
Skąd w ogóle u Gullita zainteresowanie tym, co działo się gdzieś na końcu obcego kontynentu? Jak sam Czarny Tulipan wspomniał w przytoczonej wcześniej wypowiedzi, historia Holandii i RPA krzyżuje się dość mocno z racji tego, że biali mieszkańcy Południowej Afryki to w dużej mierze potomkowie Burów, czyli holenderskiego chłopstwa, które zasiedlało tamte tereny od XVII wieku. Powodów może być jednak więcej. Szczególnie gdy prześledzimy życiorys Gullita i zobaczymy, jak bliski był mu temat rasizmu.
Ojciec Ruuda – George – przybył do Holandii z Surinamu w 1958 roku. Cztery lata później z jego nieformalnego związku z niejaką Rią Dil urodził się bohater tego tekstu. Swoją drogą Ruud przez kilkanaście pierwszych lat swojego życiu używał właśnie nazwiska matki. Zmienił je, gdy był już obiecującym juniorem i stwierdził, że nazwisko Gullit, które nosił jego ojciec, „brzmi bardziej piłkarsko”.
Chociaż obecnie Holandia powszechnie kojarzy się jako państwo mocno progresywne i tolerancyjne, to pół wieku temu nie było tak różnorodne rasowo. Dlatego też ciemnoskóry chłopak z burzą kręconych loków na głowie, wielokrotnie spotykał się z docinkami rówieśników.
W niektórych drużynach byłem jedynym czarnym graczem i zdałem sobie sprawę, że jeśli w jakikolwiek sposób jesteś inny, ludzie cię zauważają. Zwracają na ciebie szczególną uwagę. To nie była dyskryminacja, tylko ludzka natura. Wiedziałem, że jeśli będę ciężko pracował i stanę się jednym z lepszych graczy, bycie czarnym pomoże mi się wyróżnić. I tak się stało. Czułem, iż mnie obrażają i wygwizdują, wydają małpie odgłosy, dlatego, że jestem tak dobry, że tak naprawdę nie chodzi im o mój kolor skóry, ale po prostu kibice rywali się mnie bali. Wtedy nie traktowałem tego jako przejaw rasizmu, pewnie nie miałem racji. Ale faktycznie kibice, którzy mnie obrażali, powodowali, że grałem jeszcze lepiej. Byłem przyzwyczajony do tego, gdy dorastałem.
W ten sposób Gullit przekuł coś, co nie jednemu młodemu chłopakowi podcięłoby skrzydła, we własny oręż. Z rasizmem spotykał się zresztą nawet wtedy, gdy był już gwiazdą. Będąc piłkarzem Feyenoordu, usłyszał od trenera Thijsa Libgretsa, że jest „leniwym czarnuchem.” Szkoleniowiec tłumaczył się później, że użył tego sformułowania, jako niewinnego przezwiska…
Gwiazda swoich czasów
Dzięki silnemu poczuciu własnej wartości i mocy charakteru chłopak z prowincji za oceanem sięgnął wkrótce gwiazd. Egzotyczna ekstrawagancja, która kiedyś była obiektem kpin ze strony zakompleksionych rówieśników, stała się magnesem, który przyciągał fanów do Gullita. Burza dredloków na głowie, charakterystyczny wąs pod nosem i przede wszystkim efektowna gra na boisku, która jak ulał pasowała do piłkarskiej tożsamości Holendrów, od lat napędzanej zresztą przez imigrantów. Te elementy składały się w obraz Ruuda „Czarnego Tulipana” Gulita, który wkrótce wraz z Marco van Bastenem i Frankiem Rijkaardem przedłużył spuściznę po Cruyffie i futbolu totalnym, dając Holandii jej jedyne trofeum zdobyte na wielkiej imprezie, by następnie znów z pozostałą dwójką budować wielki Milan Arrigo Scchiego.
Zresztą drogi Rijkaarda i Gullita przecinały się całe życie. Ich ojcowie grali w piłkę w Surinamie, a do Holandii przypłynęli na tym samym statku. Obaj urodzili się w 1962 roku. Obaj zaczynali przygodę z piłką w malutkim amsterdamskim klubie o nazwie DSW, by następnie spotkać się w Milanie i reprezentacji Holandii. Zresztą w kadrze Oranje debiutowali w jednym meczu, przeciwko Szwajcarii, a gdy w przerwie spotkania zmienili się na boisku, komentator nie zauważył tej zmiany, myląc ich nazwiska, tak byli do siebie podobni fizycznie.
Jednak tylko Gullit chciał przemawiać zarówno na boisku, jak i poza nim, czy to poprzez muzykę reggae, czy dedykację Złotej Piłki dla Mandeli, jeszcze bardziej wzmacniając wizerunek jednej z największych ikon futbolu przełomu lat 80. i 90. XX wieku. Ikony, na której w późniejszym czasie także pojawiły się rysy, bo za taką można uznać fakt prowadzenia przez Czarnego Tulipana Tereka Grozny w 2011 roku. Chyba że w jego pracy w stolicy Czeczenii chodziło o dywersję klubu-zabawki Ramzana Kadyrowa, gdyż Gullit utrzymał stanowisko zaledwie przez sześć miesięcy, po czym mu podziękowano, a sam Kadyrow skarżył się, że Holender bardziej był zainteresowany zwiedzaniem klubów nocnych niż trenowaniem jego klubu…
Grafika tytułowa: Patryk
Inne teksty z cyklu „Lekcja historii” znajdziecie tutaj