Przed każdym nowym sezonem w obozach naszych ekstraklasowiczów panuje często spory optymizm. Nie może być jednak inaczej, skoro kolejna kampania rozgrywkowa to nowe rozdanie dla każdego z osiemnastu zespołów rywalizujących o tytuł mistrzowski. Oczywiście różne kluby mają różne cele, ale generalnie przekonanie jest takie, że nadchodzące rozgrywki przyniosą dobry wynik. Często jednak to idylliczne podejście kibiców poszczególnych klubów jest czasami spojrzeniem przez różowe okulary. Ze sporymi nadziejami do sezonu podchodzą też w Radomiu i wygląda na to, że mają ku temu uzasadnione nadzieje.
Niestabilność, frustracja i nerwowa końcówka
Poprzednie rozgrywki dla Radomiaka były tymi z gatunku słodko-gorzkich. Drużyna Zielonych słabe spotkania przeplatała zwycięstwami, ale nie były one jednak przekonujące pod względem stylu, za który oczywiście punktów nikt nie przyznaję, ale można dzięki niemu sporo wywnioskować pod kątem jakości danego zespołu. Prowadzący radomian przez większość minionej edycji Mariusz Lewandowski stawiał na mocno defensywną grę, co nie do końca satysfakcjonowało kibiców z województwa mazowieckiego. Były reprezentant Polski będąc u steru zielonej jedenastki, mierzył się zatem z mocną krytyką, bo jego podopieczni wyglądali często jak samochód z zaciągniętym hamulcem ręcznym. To czasami i owszem punkty przynosiło, ale każdy, kto Radomiaka oglądał z bliska, wiedział, że Zielonych stać na wiele więcej. Teoretycznie nikt zatem w Radomiu narzekać nie powinien, drużyna postrzegana była jako ligowy średniak i często ogólnopolska opinia publiczna zarzucała, że nad Mleczną mają ekstraklasowy zespół, który czasem wygra, czasem złapie gdzieś remis, a jeśli kilka spotkań przegra, to przecież nic takiego się nie wydarzy. Ta cała sinusoida pod koniec sezonu sprawiła jednak, że włodarzom zapaliła się czerwona lampka, bo oczekiwania były inne, a tymczasem zespół zaplątał się w walkę o ligowy byt. Nie jest jednak tak, że w Radomiu ktoś odleciał, podniósł głowę za wysoko i stracił poczucie realizmu. Pomimo tego, że Lewandowski dostawał bardzo duży kredyt zaufania, zespół ciągle nie wyglądał na taki, który ma charyzmę i będzie pamiętany na długo. Dziś wydaje się, że zwalniając byłego kadrowicza, zareagowano w ostatnim momencie.
Nowe rozdanie i wiara w lepsze jutro
W połowie kwietnia po feralnym meczu w Grodzie Kraka z Pasami, w którym oprócz wysokiej porażki Radomiaka, koszmarnej kontuzji doznał Francisco Ramos, nowym szkoleniowcem Zielonych został pochodzący z Rumunii Constantin Galca. Po ogłoszeniu tej informacji w Radomiu zapanował oczywiście optymizm, bo poprzednik Rumuna nie miał zbyt pochlebnych opinii wśród miejscowej społeczności, ale był on jednak raczej umiarkowany, bo trener zagraniczny i niepracujący dotąd w Polsce to zawsze niewiadoma. Patrząc jednak na ciekawe CV i informacje płynące od specjalistów zajmujących się ligami, gdzie pracował już 51-latek, można było założyć, że ten ruch jest naprawdę sensowny. Galca w debiucie zremisował u siebie z Lechem Poznań, przywiózł zwycięstwo z Wrocławia pokonując Śląsk, przegrał w Radomiu z Piastem Gliwice, a następnie wygrał na wyjeździe z Wartą Poznań i zapewnił sobie utrzymanie w lidze. Na koniec rozgrywek ograł jeszcze pewnie Widzew Łódź i wysoko na zakończenie przegrał w Szczecinie z Pogonią. W tych spotkaniach widać jednak było już rękę Galki. Można było zauważyć, że ten zespół chce grać bardziej ofensywnie, czego dowodem było choćby to, jak w końcówce sezonu wyglądał Frank Castañeda. Galka dał się również poznać jako charyzmatyczny szkoleniowiec z pomysłem na drużynę, z wizją na jej rozwój i jako człowiek, którego cechuje ogromna wiedza i ciekawe spojrzenie na futbol. Teraz Radomiak może jeszcze bardziej na tym skorzystać, bo szkoleniowiec, mając do dyspozycji cały okres przygotowawczy, z pewnością jeszcze mocniej odciśnie własne piętno na zespole.

Większe oczekiwania i ciekawe transfery
Na przedsezonowej konferencji prasowej Constantin Galka zapytany o cele na nowy sezon stwierdził, że przede wszystkim drużyna musi jak najszybciej zapewnić sobie utrzymanie w lidze, ale oczywiście docelowo Radomiak chce zakręcić się w górnych rejonach tabeli. Wpisuje się to także w wizję klubu, który od kilku lat systematycznie rósł i się rozwijał. Warto przecież przypomnieć, że jeszcze cztery lata temu radomianie występowali na trzecim poziomie rozgrywkowym, a dzięki kolejnym awansom w Radomiu od dwóch lat oglądają już najwyższy szczebel ligowy w Polsce, rywalizując z najlepszymi zespołami w kraju. Kadra zespołu również wypełniona jest doświadczonymi zawodnikami o odpowiednim potencjale, zatem nie dziwi fakt, że w klubie patrzą raczej w górę, niż w dół.

Pomóc w ambitniejszych planach mają także nowe nabytki, które też pokazują, w jakim miejscu jest teraz Radomiak. Zielone barwy zasilili już choćby Jan Grzesik z Warty Poznań i Michał Kaput, który jest wypożyczony z gliwickiego Piasta. Wartość Kaputa w Radomiu jest wszystkim dobrze znana, bo wychowanek Bugu Wyszków z Zielonymi przebył drogę od drugiej ligi w 2018 roku i zagrał również rundę w Ekstraklasie w sezonie 2021/22, aż zimą wspomnianego sezonu przeniósł się do Gliwic. To z pewnością jeden z pamiętnych żołnierzy trenera Dariusza Banasika, który wprowadzał Radomiaka na salony z tego samego pułapu co wspomniany Kaput. Środkowy pomocnik powinien zatem wskoczyć do składu, bo to ciekawy i wartościowy zawodnik na pozycji nr „6”. Jan Grzesik natomiast to ogromna wartość dodana na boku obrony. Prawy defensor znany chyba każdemu kibicowi Ekstraklasy, od lat jest zaliczany do grona najlepszych zawodników w ligowej stawce na swojej pozycji. Grzesik wybrał Radomiaka, choć mocno jego usługami zainteresowana była też Cracovia. Przyjście defensora zapowiada także bardzo ciekawą rywalizację na prawej obronie z mającym dotąd monopol na granie, ofensywnie usposobionym Damianem Jakubikiem, który świetnie uzupełniał się z grającym po drugiej stronie Dawidem Abramowiczem. Duet bocznych obrońców bardzo często włączał się w akcje ofensywne zespołu, co poniekąd jest bardzo charakterystyczne dla Radomiaka. Do zespołu dołączył też portugalski skrzydłowy Edi Semedo oraz Pedro Henrique z Brazylii, który wzmocni rywalizację z wracającym po kontuzji Leonardo Rochą w ataku. I choć portal radomsport.pl informował już o podpisanej dwuletniej umowie, ciągle jednak brak oficjalnego potwierdzenia transferu Rafała Wolskiego, którego specjalnie przedstawiać nie trzeba, bo jeśli jest zdrowy, to w skali Ekstraklasy jest to fantastyczny zawodnik. Zewsząd dochodzą jednak głosy, że ogłoszenie Wolskiego to kwestia najbliższych godzin. Pochodzący z Głowaczowa pod Radomiem piłkarz miał udaną zwłaszcza jesień, podobnie jak i cała Wisła Płock, która finalnie jednak spadła z ligi. Nikt nie ma wątpliwości, że to dla Radomiaka znaczne wzmocnienie.
Bramkarskie wątpliwości
Z transferów przychodzących na Struga 63 warto także wspomnieć, że po rocznym wypożyczeniu do cypryjskiego Pafos do Radomia wraca również Filip Majchrowicz. Nie ulega żadnej wątpliwości, że rosły golkiper to znakomity bramkarz, który w Radomiaku pokazał to już w pierwszym sezonie po powrocie klubu do elity. Pochodzący z Olsztyna gracz wskoczył do bramki Zielonych w przeddzień inaugurującego sezon 2021/22 spotkania w Poznaniu z Lechem i do końca tamtej kampanii tylko raz ustąpił miejsca Mateuszowi Kochalskiemu, który również miał mocną pozycję w zespole, będąc przecież jednym z ojców awansu do Ekstraklasy.
Efektem udanego sezonu dla Majchrowicza był transfer na Wyspę Afrodyty, ale prześladujące golkipera urazy nie pozwoliły mu zadebiutować w cypryjskiej lidze. Teraz wraca do Radomia, ale wciąż nie wiadomo na dziś, kto będzie jedynką w zespole Constantina Galki. Klub z Radomia bowiem od lat limit młodzieżowca wypełnia bramkarzem, co według opinii wielu ekspertów nie do końca jest zawsze czymś niezbędnym i za wszelką cenę słusznym. Do Radomia trafił już także Krzysztof Bąkowski, który w ramach wypożyczenia z Lecha Poznań ma w nadchodzącym sezonie wypełniać kontrowersyjny przepis. W poprzednim sezonie taki status dzierżył Gabriel Kobylak i generalnie w większości meczów nie spisywał się na miarę oczekiwań, a zespół tracił bezsensowne bramki. Jest to z pewnością kwestia, która spędza kibicom sen z powiek. Na wspomnianej konferencji mówił również o tym Constantin Galca, który twierdzi, że na boisku powinni przebywać ci, którzy w danym momencie są najlepsi, bez względu na wiek. Trudno się ze szkoleniowcem nie zgodzić, bo to dosyć naturalne. Radomiak zatem będzie szukał także zawodnika, który będzie mógł grać również w polu, będąc młodzieżowcem.

Do domu wrócimy, w piecu napalimy
Na zakończenie należy także naturalnie wspomnieć o bardzo istotnej rzeczy dla całego radomskiego środowiska. Po siedmiu latach na wygnaniu Radomiak wraca pod swój historyczny adres. Na ulicy Struga 63 klub od kilku miesięcy ma nową siedzibę pomieszczeń biurowych i szatni, ale wszystko wskazuje na to, że i drużyna zagra w sierpniu na nowym obiekcie, którego budowa trwała już lat tyle, co lata nieszczęść po zbitym lusterku i doprowadzała do depresyjnego stanu chyba wszystkich, którym na sercu leży Radom i Radomiak. Nowy obiekt wraz z przyległą, nowoczesną halą – mimo, że na ten moment z dwoma trybunami – robi imponujące wrażenie. Wszyscy z niecierpliwością czekają na sobotni wieczór 5 sierpnia, bowiem to wtedy o godzinie 20:00 radomskie Warchoły mają otworzyć nowy obiekt i z pewnością nowy etap w historii klubu, spinając przy tym klamrą lata budowy silnego Radomiaka.
fot. główne: radomiak.pl
Fotografie wykorzystane w tekście stanowią własność autora
Dodaj komentarz