Reprezentacja Polski pod wodzą Fernando Santosa pokonała w Warszawie kadrę Niemiec 1:0. Chociaż było to jedynie spotkanie towarzyskie, miało ono wymiar szczególny, gdyż stanowiło pożegnanie Jakuba Błaszczykowskiego, jednego z najlepszych polskich piłkarzy w XXI wieku. Na Stadionie Narodowym znalazł się także redaktor Futbolowej Rebelii.
Wiele było dywagacji przed towarzyskim meczem z Niemcami, który odbył się kilka dni przed eliminacyjną batalią z Mołdawią w Kiszyniowie. Potrzebny, czy niepotrzebny? Jaki sens ryzykować kontuzje i dodatkowo obciążać zawodników po morderczym sezonie z mundialem po drodze? Pytania można było mnożyć. Sam selekcjoner Fernando Santos był sceptyczny, nie podchodził do tego tematu z aprobatą i dał temu wyraźny upust kilka tygodni temu. Zrobiło się z tego małe zamieszanie w piłkarskiej centrali, później Portugalczyk do spółki ze swoim pryncypałem Cezarym Kuleszą próbowali gasić wizerunkowy pożar, ale oczywiste było, że to kurtuazja. Ze szkoleniowego punktu widzenia selekcjonerowi dziwić się nie można. Podobnie jak władzom PZPN-u, które jednak podeszły do tematu w odwrotny sposób chcąc symbolicznie pożegnać legendę polskiej piłki, jaką niewątpliwie jest Jakub Błaszczykowski. Mecz, mimo że towarzyski, cieszył się ogromnym zainteresowaniem, bo wiadomo jakie emocje w narodzie wywołuje reprezentacja Polski. Zwłaszcza jeśli nad Wisłę przylecieć mają nasi zachodni sąsiedzi z Niemiec. Czy mógł on jednak dać odpowiedź na frapujące kibiców pytania? Pewnie w jakiś sposób tak, ale należy pamiętać, że mecze towarzyskie nie są raczej żadnym wykładnikiem, na bazie którego można budować solidne fundamenty reprezentacji.
Owszem, było zwycięstwo, to z pewnością mocno poprawiło i podbudowało morale tej drużyny. Nawet jeśli Die Maanschaft od kilku lat nie przypominają kadry, która biła się na każdym turnieju o najwyższe cele. Nie zagraliśmy porywającego spotkania, nie wykreowaliśmy mnóstwa dogodnych sytuacji, nie przecieraliśmy oczu ze zdumienia, bo świetnie gramy. Przyznam zupełnie szczerze, że nie zaskoczył mnie zatem jakoś przebieg tych zawodów. Narzekaliśmy na Michniewicza za ultradefensywny styl, ale pamiętajmy, że następcą polskiego trenera został szkoleniowiec, który również słynie z defensywnego stylu. Oczywiście po wizerunkowym skandalu ta zmiana była potrzebna i jestem przekonany, że w dalszej perspektywie przyniesie nam więcej korzyści, ale nie oczekujmy też cudów. Myślę, że sam Santos także to doskonale rozumie i mecze z zespołami z europejskiej czołówki tak właśnie będą wyglądać. Trudno bowiem zakładać, że -z całym szacunkiem dla danych nacji- przeciwko Albanii, Mołdawii, czy Wyspom Owczym oddamy piłkę i będziemy czekać na własnej połowie. Nie spodziewam się zatem fajerwerków, ale jestem przekonany, że z takim fachowcem, który jako selekcjoner już z niejednego pieca chleb jadł, możemy zrobić postęp i rozwinąć się jako kadra. Najważniejsze w starciu z Niemcami było to, by to spotkanie zakończyć bez urazów, a dzięki temu, że zdołano wygrać, zbudowano także większą pewność siebie i wpłynęło mocno na morale. Każda drużyna będąca na początku drogi u sterów nowego trenera potrzebuje takiego momentu, który ją zbuduje. Być może potyczka z naszymi zachodnimi sąsiadami zbuduje kadrę Santosa? Nikt chyba nie miałby nic przeciwko temu. Mimo wpadki w Pradze jestem przecież przekonany, że za rok zagramy na niemieckim EURO i żywię nadzieję, że towarzyskie starcie z gospodarzami tego turnieju było początkiem solidności kadry Santosa. Nawet jeśli mielibyśmy być bardzo pragmatyczni, ale historia pokazuje, że Santos wie, jak osiągać w ten sposób sukcesy.
Dodaj komentarz