„Całe moje zawodowe życie wzięło się z pasji” – mówi Roman Kołtoń. Ta właśnie pasja towarzyszy mu od lat, czy to podczas komentowania meczów, pisania książek, czy prowadzenia kanału „Prawda Futbolu” na YouTube. Tę właśnie prawdę futbolu nasz rozmówca wyjawia w rozmowie z redaktorem Futbolowej Rebelii.
Futbolowa Rebelia: Podczas naszego pierwszego spotkania rozmawialiśmy o finale Ligi Mistrzów z 2001 roku, kiedy to Valencia mierzyła się z Bayernem Monachium na San Siro. Dla mnie był to pierwszy oglądany w TV finał Ligi Mistrzów, natomiast dla Ciebie pierwszy skomentowany. Jakie emocje towarzyszyły Ci w tamtym momencie?
Roman Kołtoń: Niesamowite. Miałem wtedy 31 lat i fakt, że będę komentował tak ważny mecz to jest coś niesamowitego. Mecz był bardzo zacięty, emocjonujący. W dodatku na legendarnym San Siro, na którym byłem już wcześniej podczas finału Pucharu UEFA, pomiędzy Interem i Schalke. Natomiast finał Champions League w 2001 roku był emocjonujący, zakończony rzutami karnymi. Także wielkie emocje związane z komentowaniem tego, ale to chyba wszystko z pasji się wzięło. Całe moje życie zawodowe wzięło się z pasji.
Komentowałeś również takie imprezy jak Mundial, czy Euro. Jaka jest różnica w samym przygotowaniu? Jak wygląda taka impreza z punktu widzenia komentatora?
Wiesz co? To jest zawsze duży wysiłek. Mundial jest bardzo wyczerpującą imprezą.Obciążenie psychiczne jest spore, bo człowiek żyje tymi meczami. Później są takie dni bez meczów, pomiędzy poszczególnymi fazami i wtedy można nadrobić troszeczkę braki snu. Natomiast jak jesteś na takiej imprezie to logistyka jest niesamowicie ważna. Jako młody dziennikarz byłem na mundialu we Francji w 1998 roku i widziałem 21 meczów na stadionach. Przez cały turniej mieszkałem w Paryżu i faktem jest że dwa stadiony w tym mieście umożliwiły mi obejrzenie kilkunastu meczów. Ale wybrałem się też do Lyonu, Lens, na pewno byłem w Marsylii na półfinale Holandia-Brazylia. W Korei i Japonii natomiast widziałem dużo mniej meczów ze stadionu, w Niemczech skomentowałem na stadionach kilkanaście meczów. W 2008 komentowałem trzy z czterech ćwierćfinałów jako komentator, nota bene podróżując samochodem pomiędzy Austrią, a Szwajcarią. Ileż razy krążyłem przez te tunele w Alpach… Na pewno jest to wyzwanie jeśli chodzi o organizm, o funkcjonowanie. Co do przygotowania się to wiadomo, że człowiek przygotowuje się bezpośrednio do danego spotkania, natomiast bez backgroundu bardzo trudno dobrze skomentować mecze piłkarskie. Ja na co dzień się tym zajmuję. To nie jest tak, że oglądam tylko mecze Ligi Mistrzów. Żeby obejrzeć Champions League, to oglądam też mecze lig zagranicznych. Wybieram sobie poszczególne mecze, wybieram sobie skróty, czytam prasę zagraniczną, strony danych klubów, gdzie można wiele wyłowić. Nawet kibicowskie strony są bardzo pożyteczne, pozwalające się odpowiednio przygotować do takiego meczu. Ale jak robisz to z pasji to wszystko jest łatwiejsze. Dla mnie obejrzeć mecz w weekend to jest sama przyjemność.Aczkolwiek dziś weekendowych transmisji piłkarskich jest kilkadziesiąt, więc też należy je selekcjonować. Ostatnio nauczyłem mojego synka oglądania skrótów meczów. Byliśmy w Zakopanem około roku temu i przed snem mógł ze mną obejrzeć kilka skrótów piłkarskich spotkań. Teraz on sam mnie wzywa do oglądania skrótów meczów, więc to też ułatwia mi życie. Mamy możliwość spędzenia wspólnie wolnego czasu i obejrzenia skrótów. On sam ma radochę z możliwości podpatrzenia tych piłkarzy.
Dziś nie brakuje Ci komentowania?
Nie. Nigdy nie chciałem być komentatorem. Szczerze? Raczej to wynikało z przypadku, bo byłem dziennikarzem. Najpierw w Canal+ byłem tym drugim komentatorem, puentującym pewne rzeczy. W 2000 roku razem z Matim Borkiem dostaliśmy niesamowitą szansę od Mariana Kmity, który objął redakcję sportową Polsatu w 1998 roku. To właśnie Marian zaufał tak młodym ludziom w kontekście komentowania Ligi Mistrzów, czy Mundialu 2002. Podczas Mistrzostw Świata w Korei i Japonii Mati miał 29 lat, ja 32. Razem skomentowaliśmy nie tylko mecze Polaków, ale i finał Brazylia – Niemcy. To się nigdy wcześniej nie zdarzyło w historii polskiej telewizji. Wtedy kanał Polsatu Sport dopiero się rodził, więc było mało ludzi i doszło do tego, że w weekend komentowałem cztery mecze Bundesligi. Piątkowy, dwa sobotnie i niedzielny. Dodatkowo miałem program- Supergol. To było szaleństwo, byłem pracoholikiem, natomiast z pasji jest wszystko łatwiej. Komentowałem bardzo dużo meczów samodzielnie. Teraz w Polsacie, Eleven, Viaplay czy Canalu zawsze jest przydzielonych dwóch komentatorów do danego meczu, ale kiedyś tak nie było. Często był samodzielny komentator, natomiast te najważniejsze mecze komentowałem najczęściej w parze z Matim. Ale czy mi tego brakuje? Nie wiem. Jakby ktoś mi powiedział – Roko masz komentować daną ligę – to bym się bardzo poważnie zastanowił. Przez to, że rzadziej komentuję, a częściej występuję w programach i studiach to mogę obejrzeć mecze, na których mi zależy. Mogę sobie wybrać mecze, które chcę zobaczyć. Absolutnie świadomie wybieram sobie np. spotkanie Liverpoolu z Manchesterem United, bo mnie to ciekawi. Niekoniecznie ten mecz bym komentował. Ostatnio oglądam występy Polaków grających w zagranicznych ligach. Zdarza mi się oglądać Clermont w lidze francuskiej, czy Vitesse Arnhem w lidze holenderskiej, a pewnie nie komentowałbym tych meczów. Nie miałem marzenia, że będę komentatorem, ja sobie wymyśliłem że jestem dziennikarzem.
A dziś masz takiego swojego najlepszego komentatora?
Jest bardzo dużo komentatorów, których lubię słuchać. Nawet ostatni mundial to pokazał. Podczas mundialu napisałem takiego tweeta: „Mundial to Szpakowski, Szpakowski to Mundial”. W Salzburgu miałem okazję z nim spędzić 2-3 dni. Pojechałem tam jako drugi komentator i wtedy z Darkiem przegadaliśmy kilka godzin. Jego głos, emocje, umiejętność czytania danego meczu przez emocje, to jest coś niesamowitego. Natomiast komentatorów klasowych jest sporo. Tomek Ćwiąkała, który ma też bardzo ciekawy kanał na YT. Mateusz Święcicki, który jest komentatorem, ale też dokumentalistą. To jest coś niesamowitego, jak Ci chłopcy się rozwijają na naszych oczach. Uważam też, że Szymon Rojek, Marcin Lepa z Polsatu Sport to bardzo ciekawi komentatorzy, mający wielki background. W Viaplay jest plejada ciekawych, młodych komentatorów. W Eleven tych chłopaków się słucha, bo robią to z pasji, jak Chabiniak czy Dumanowski. Tak więc jest mnóstwo ciekawych komentatorów, których lubię po prostu posłuchać. Kiedyś mówiło się, że zagadujemy transmisje i dość szybko to porzuciliśmy z Matim. Raczej w duecie staraliśmy się czytać grę, nie zagadywać transmisji. Prowadziliśmy też programy publicystyczne, w których mogliśmy sobie pogadać, więc nie było potrzeby zagadywania transmisji. Ja jednak bardzo dużo śledziłem niemieckich komentatorów i oni są bardzo oszczędni w przekazie. Miałem okazję całkiem niedawno gościć w domu Marcela Reifa, słynnego niemieckiego komentatora, mającego polsko-żydowskie korzenie. Niesamowita historia. Jego tata cudem uratował się z Holokaustu. Mieszkał w Wałbrzychu. Marcel jako dziecko swój pierwszy mecz widział na Legii, później wyemigrował z rodziną do Izraela, następnie do Niemiec i na końcu stał się najbardziej znanym niemieckim komentatorem w historii. Mówi trochę po Polsku, ale rzeczywiście jego polski jest na takim poziomie, że za chwilę przechodzi na język niemiecki. Miał niesamowity zmysł obserwacyjny i bardzo był stonowany w swych komentarzach. Czasami nazwisko i od razu jakaś puenta. Kilka nazwisk i milczenie. Marcel Reif nie jest jedynym takim niemieckim komentatorem. Wielu niemieckich komentatorów bardzo oszczędnie komentowało mecze. W Polsce jest jednak troszeczkę inaczej.
Jak postrzegasz Tomasza Hajto w roli eksperta?
Tomek Hajto bardzo dobrze rozczytuje sytuacje boiskowe. On ma taki zmysł jak mało który piłkarz, czy trener. Jest i eks-piłkarzem i eks-trenerem.Potrafi rozczytywać bardzo konkretnie sytuacje boiskowe, mówiąc o aspektach technicznych i taktycznych. Słucham wielu polskich piłkarzy albo trenerów, którzy nie mają takiej umiejętności. Tomek w duecie z Matim Borkiem był w pewnym momencie niesamowicie rozpoznawalny i popularny. Jego powiedzonka stały się kultowe, jak „truskawka na torcie”. Natomiast dziś częściej występuje jako ekspert w studiu i spotykając go tam widzę jak potrafi rozczytać konkretną sytuację boiskową, odnosząc się do aspektów technicznych. Nie każdy były piłkarz potrafi tak rozczytać, jak powinieneś być ułożony ,czy powinieneś tu przesunąć, tam się znaleźć. On potrafi bardzo dobrze to robić.
A z byłych trenerów, piłkarzy masz taką osobę która jest takim top ekspertem?
Mam przyjemność i honor śledzenia na co dzień człowieka, którzy współtworzy Prawdę Futbolu – Zbigniewa Bońka. Zibi trafia w punkt i zjadł zęby na piłce, bawi się tą piłką. Jestem pod wrażeniem liczby oglądanych przez niego meczów ekstraklasy podczas weekendu. Ja wybieram z kolejki 2-3 mecze, natomiast on 6-7, a jak nie ma wnuków u siebie to osiem. Często nie mogę zrobić „Prawdy Zibiego” ze Zbyszkiem, bo dziś jest np. poniedziałkowy mecz o 19, więc musimy zrobić Prawdę Zibiego o godzinie 18. Bardzo ważne jest żeby ekspert czy komentator nie posługiwał się tylko pewną impresją z przeszłości, ale żeby znał teraźniejszość. Mógł się odnieść do konkretnych nazwisk, sytuacji, bo to jest bardzo ważne. Natomiast Zibi ma jeszcze niesamowitą puentę. Gdy był jeszcze prezesem PZPN to pytałem go, kiedy będzie Prawda Zibiego. Odpowiadał, że jak skończy prezesurę to będzie Prawda Zibiego. Traktowałem to trochę jako żart. Cieszę się, że rzeczywiście dotrzymał słowa, choć nie odbierałem tego jako obietnicy. To było troszkę w konwencji żartu. My się znamy ponad 25 lat i zrobiłem kilkaset rozmów, materiałów z Bońkiem, ale że wkroczy z Prawdą Zibiego do Prawdy Futbolu, to się nie spodziewałem. To jest chwała dla Prawdy Futbolu, że mam takiego eksperta. Muszę powiedzieć, że klasa światowa jeśli chodzi o Prawdę Futbolu. Mamy gościa, który był najlepszym piłkarzem mundialu 1982. Jako 12-latek oglądałem ten mundial i zachwyciłem się Polską reprezentacją. Ostatnio widziałem, że portal Sofascore sporządził na podstawie swojego algorytmu mundiale od 1970 roku i wyszły nieprawdopodobne rzeczy. Józek Młynarczyk był najlepszym bramkarzem tego mundialu, a Boniek był najlepszym piłkarzem. Lepszym niż Maradona, Zico, Rummenigge. Oczywiście z reprezentacją Zibi był trzeci na świecie, strzelał bramki, asystował. Za mecz z Peru miał notę 9,8. Natomiast z Belgią strzelił hat-tricka i miał ocenę ponad 9. Cieszę się, że regularnie występuje na antenie Prawdy Futbolu. Natomiast nie brakuje ludzi bardzo fajnie się wypowiadających, musiałbym dużo nazwisk wymienić, więc w tym momencie wole się pochwalić, że Zibi Boniek jest współpracownikiem PF.
Od jakiego momentu nawiązała się miedzy wami taka nić sympatii?
Od pierwszego spotkania. Pracując w Przeglądzie Sportowym w 1994 roku dostałem zlecenie, stworzyć „Alfabet Bońka”. Poszedłem na rozmowę do hotelu Victoria w Warszawie. Miałem jeden atut, którego Boniek chyba wtedy nie mógł przewidzieć. Przeczytałem kilka razy biografię Zibiego: „Na polu karnym”, napisaną przez Krzysztofa Wągrockiego, czy „Prosto z Juventusu” autorstwa Andrzeja Persona, więc znałem praktycznie każdego piłkarza Widzewa i Juventusu. On patrzył i nie mógł uwierzyć, że nastolatek odpytuje go i zna bez problemu skład Juve. To go zaskoczyło. Po napisaniu„Alfabetu Bońka” Zbyszek zadzwonił do mnie, do Przeglądu Sportowego. Odbieram i w słuchawce słyszę: „Z tej strony Boniek”. Przedstawiam się, a on: „To Ty napisałeś ten alfabet? Niezły, naprawdę niezły”. Duże zaskoczenie dla mnie, bo Zbyszek to osoba, która rzadko kiedy chwali kogoś.Tak więc od pierwszego momentu złapaliśmy feeling. Co nie znaczy, że nie było burzliwych chwil między nami.
Czy po latach pracy w tej branży nadal odczuwasz taką samą fascynację tym zawodem? Czy masz jednak momenty przesytu?
Nie wyobrażam sobie życia bez futbolu. Interesuję się historią i zaskakuje mnie ten świat XXI wieku. Jedna z moich ostatnich lektur to „Polska – Rosja. Historia obsesji, obsesja historii” Andrzeja Chwalby i zafascynowała mnie, ta jego dyskusja. Czytam książki historyczne, ale za chwilę jednak ten futbol mnie pochłania. Dodatkowo mam takiego pęciolatka, który nie dość, że chce ciągle grać w piłkę w tym korytarzyku, to chętnie ogląda mecze. Praktycznie każdy mecz mundialu oglądał. Ostatnio otrzymałem dwa albumy Mistrzostw Świata 2022 z Kickera. Te albumyprzez godzinę oglądaliśmy. Ostatnio dostrzegł noty piłkarzy w skali niemieckiej, więc musiałem mu tą skalę wytłumaczyć. Ogląda skład Argentyny i patrzy jaką notę otrzymali poszczególni piłkarze. Jest tym zafascynowany. Jako dziecko miałem to samo. Kupowałem wszystkie możliwe gazety sportowe i wycinałem wszystko co było możliwe. Już się nic nie zmieni, tak podążam z tym przesłaniem, że futbol to moje życie. Mundialami odliczam życie. Powiedziałem te słowa mając 30 lat, dziś mam ponad 50 i nic się nie zmieniło.
Masz w planach napisanie kolejnej książki?
Przymierzam się. Ostatnio kolega mnie zapytał o okoliczności zatrudniania selekcjonerów. Podesłałem mu różne materiały z mojej serii książek – „Prawda o reprezentacji” – i doszedłem do wniosku, że brakuje takiej prawdy o reprezentacji. Ostatnie lata, od odejścia Nawałki. Brzęczek, Paulo Sousa, Michniewicz. To nie musi być grube, musi być konkretne z wieloma cytatami, faktami.. Tak jak napisałem „Prawdę o Korei”, tam każde zdanie ma sens. Te moje książki zawierają szczegóły zarobków byłych selekcjonerów. Dzisiaj nie jest to łatwe do wyszukania. Niby jest Internet, ale u mnie to wszystko jest w jednym miejscu. Są to poszczególne zdarzenia, konflikty, problemy, jak się rodziły wygrane itd. Natomiast książka, która była moją ósmą napisaną książką w życiu – „Zibi, czyli Boniek” – to była energia kilku lat. Gdyby nie Janek, który jest moim redaktorem (zredagował 6 z 8 moich książek) to nie zrobiłbym tej książki. Był dramatyczny moment. Zaczęła się pandemia i Janek mówi:„Dawaj, zamknijmy Bonka!” I rzeczywiście wtedy przysiadłem. Było wtedy dużo więcej napisane niż wydawca chciał. Musieliśmy to skracać. A Janek zawsze skraca tak: „Tam trzeba coś skrócić, ale musisz sam to zrobić”.Miałem dość i Janek zaproponował, że ja skracam jeden rozdział, a on drugi. Książka ma 800 stron, ale tak naprawdę gdybyśmy ją złamali w pierwotnej konwencji, to miałaby około 1200 stron. Najłatwiej byłoby wyrzucić coś z niej, np. wywiad z Jarguzem, słynnym polskim sędzią. Ja tego nie zrobiłem.Uznaliśmy, że możemy skracać wiele rzeczy, lecz ostatni wywiad którego udzielił w życiu Alojzy Jarguz zostawiamy. Była to niesamowicie barwna postać. Pamiętam tamtą rozmowę. Spędziliśmy wspólnie kilka godzin w Olsztynie. W książce jest jedna anegdota, może dwie o Bońku, ale jest to opowieść o jego życiu. I takich rzeczy nie wyrzucaliśmy. Bo to nie jest książka tylko o Bońku. To jest książka o tamtych Widzewiakach, tamtych bohaterach, reprezentantach. Opisuje tamten świat przedstawiony przez Jarguza, który pozwala zrozumieć świat piłkarza Bońka. Pisanie tej książki kosztowało mnie bardzo dużo energii. Codzienny świat piłki pędzi i nie ma czasu na pracę nad kolejną książką, ale być może taka książka o reprezentacji jednak mnie skusi do jej napisania. Ale jaki tytuł? „Premia!” Albo coś w tym stylu.
Jakie masz oczekiwania wobec nowego selekcjonera?
Duże nazwisko. Dwanaście lat doświadczenia w pracy z innymi reprezentacjami. Miałem okazję troszeczkę zrozumieć Fernando Santosa poprzez rozmowę z Grzegorzem Mielcarskim. Na Prawdzie Futbolu jest olbrzymi z nim wywiad. Mieliśmy rozmawiać 40 minut, a wyszło chyba 1,5 godziny rozmowy. Wydaje mi się, że tego potrzebował polski futbol. Takiej osobowości.
Dziś Santos to ktoś taki jak lata temu Leo Benhakeer?
Tak. Bardzo łatwo mówi się, że zagraniczny trener to najlepsza opcja. Nawałka też był wielką osobowością. Wyniósł tą drużynę na inny poziom. Podobnie jak troszkę zapomniany Jerzy Engel. Janusz Wójcik zawiódł, a Engel zbudował tamtą reprezentację, miał pomysł na nią.
Przede wszystkim awansował po 16 latach przerwy na mundial
Tak. Przywrócił wiarę w drużynę. Natomiast Wójcik, który wcześniej wyróżnił się zdobyciem medalu olimpijskiego, nie potrafił tego zrobić. Podczas kadencji Adama Nawałki, Boniek narzucił strategię. Tamta drużyna pojechała wtedy na dwa turnieje. Zauważ, że od rozstania Nawałki z kadrą minęło pięć lat i mamy czwartego selekcjonera. To jest szaleństwo.
Najlepsze lata kariery Roberta Lewandowskiego
Widać to było, że Robertowi nie jest po drodze z Jerzym Brzęczkiem i Czesławem Michniewiczem. Lewy próbował iść drogą obu selekcjonerów, ale się męczył. Jego liczby były drastycznie słabsze niż u Nawałki.
W ubiegłym roku przeprowadziłem też rozmowę z Jurkiem Brzęczkiem, który wspominał o tej 9-sekundowej ciszy Roberta podczas wywiadu. Trener zaprzeczał jakiemukolwiek konfliktowi z kapitanem reprezentacji. Natomiast w jego głosie słychać było ogromny żal do prezesa Bońka, za brak szansy poprowadzenia reprezentacji na Euro.
Ma do tego prawo, natomiast uważam że powinien docenić, że Zbigniew Boniek go wybrał na selekcjonera, co nie było oczywiste. Dostał szansę. Na koniec Boniek podjął bardzo trudną decyzję, moim zdaniem w imię sukcesu kadry na EURO. Sousa chciał zmienić tę drużynę pod względem personalnym, mentalnym, sposobu gry. Czy się udało? Na koniec już zawsze będzie wielkim przegranym przez swoją ucieczkę. Natomiast turniej Euro rozegrał w stylu niespotykanym. W eliminacjach mundialu zajął drugie miejsce , czyli uprawniające co najmniej do baraży. Jakieś cele spełnił. Ucieczka powoduje, że on zawsze będzie naznaczony w tej naszej historii piłki. I słusznie, bo to jest niezrozumiałe, by zwinąć się z pokładu okrętu, kiedy drużyna walczyła o mundial. Natomiast patrząc obiektywnie to Boniek szukał trenera o innym profilu, bo chciał sukcesu, awansu, może ćwierćfinału? Widział w jakim momencie jest Lewandowski. Boniek nie zmieniłby też trenera pod wpływem mediów. Boniek sam widział, że coś się wyczerpało w relacji Brzęczek – piłkarze. Tak ja to postrzegam, ale oczywiście trener Brzęczek ma prawo do własnego poglądu na tę rzeczywistość. Michniewicz też przemknął przez to i miał bardzo trudno. Najpierw awans na mistrzostwa świata, utrzymanie w Lidze Narodów, później mundial. W roli selekcjonera wystąpił w 13 meczach, a pewnie myślał że będzie ich znacznie więcej. To jest wszystko bardzo trudne. Chyba nie powinno to tak wyglądać. Ale mam nadzieję, że to naprawdę będą dwa cykle, a da Bóg też Mundial w 2026 roku. Oznaczałoby to, że mamy sukces, że Santos zmienia drużynę, realizuje cele. Drużyna potrzebuje zmian. Chciałbym jednego, by ta drużyna nie grała strachliwego futbolu, a to się zdarzało za Brzęczka i Michniewicza. Ta drużyna ma potencjał większy niż Albańczycy, Czesi, Węgrzy czy Słowacy. Oczywiście dziś Santos musi korzystać z piłkarzy 2 Bundesligi, Ekstraklasy, ale to nie znaczy, że ta drużyna ma mniejszy potencjał niż nasi grupowi rywale. Nie może grac strachliwego futbolu, bo to nie ma sensu. Zauważ, że drużyna grająca taki futbol wyszła z grupy na mundialu i czy Michniewicz pracuje nadal? Nie. Dziennikarze go zwolnili? Nie bądźmy śmieszni.
Rozmawiał Marcin Gala
Dodaj komentarz