Soft power czy soft dependence? Futbolowa Afryka po dekolonizacji

Kiedy afrykańska reprezentacja narodowa zatrudnia
europejskiego selekcjonera, decyzja ta niemal zawsze
przedstawiana jest jako pragmatyczna. „Doświadczenie”,
„know-how”, „międzynarodowy warsztat” – te argumenty
regularnie powracają w komunikatach federacji piłkarskich
i komentarzach ekspertów. Futbol ma być przecież wolny
od polityki, a boisko przedstawiane jest jako przestrzeń
czystej rywalizacji. Problem polega na tym, że historia
afrykańskiego futbolu – podobnie jak historia Afryki jako
takiej – nigdy nie była wolna od relacji władzy.


Sport od dawna funkcjonuje jako narzędzie soft power.
Państwa wykorzystują go do budowania prestiżu, wpływów
kulturowych i symbolicznej obecności na arenie
międzynarodowej. W przypadku Afryki coraz częściej
warto jednak zapytać, czy futbol rzeczywiście wzmacnia
sprawczość postkolonialnych państw, czy raczej
reprodukuje ich zależność – tym razem w miękkiej,
kulturowej formie.

Trener jako nośnik władzy

W klasycznych analizach postkolonialnych sport pojawia
się przede wszystkim jako narzędzie dominacji kulturowej
w epoce kolonialnej. Brytyjczycy eksportowali futbol do
swoich kolonii, Francuzi traktowali go jako element „misji
cywilizacyjnej”, a europejskie modele organizacji sportu
stopniowo wypierały lokalne praktyki. Po dekolonizacji
miało się to zmienić – afrykańskie państwa przejęły
federacje, stadiony i reprezentacje narodowe, a wraz z nimi
symboliczne prawo do decydowania o własnym sporcie.


W praktyce jednak kluczowa władza często pozostała poza
kontynentem. Nie chodzi już o zawodników – ci od lat
stanowią globalną elitę i realnie współtworzą światowy
futbol. Chodzi o trenerów. Selekcjoner reprezentacji
narodowej nie jest wyłącznie specjalistą od taktyki. To
figura autorytetu, nośnik wiedzy i interpretator futbolowej
nowoczesności. Jego pochodzenie ma znaczenie
symboliczne, a często także polityczne.


Zatrudnianie zagranicznych trenerów przedstawiane bywa
jako neutralny wybór kompetencji. Tymczasem bardzo
często działa tu mechanizm znany z epoki kolonialnej:
przekonanie, że wiedza „z zewnątrz” jest z definicji lepsza,
bardziej obiektywna i nowoczesna niż ta lokalna.
Afrykański trener musi najpierw udowodnić swoją wartość
poza Afryką, aby zostać w pełni uznanym we własnym
kraju. Europejski – otrzymuje kredyt zaufania niemal
automatycznie.



Od drenażu mięśni do drenażu mózgów

Migracja afrykańskich piłkarzy do Europy bywa opisywana
jako „drenaż mięśni” – odpływ talentu, który osłabia
lokalne ligi, ale jednocześnie przynosi indywidualny awans
społeczny. W przypadku trenerów mamy do czynienia z
innym, mniej widocznym procesem: drenażem mózgów,
który nie polega na fizycznej migracji, lecz na
systematycznym pomijaniu lokalnej wiedzy i kompetencji.


Afrykańscy szkoleniowcy rzadko otrzymują możliwość
długofalowej pracy z reprezentacjami narodowymi. Często
pełnią role tymczasowe lub pomocnicze, podczas gdy
kluczowe decyzje powierzane są trenerom z Europy. Nawet
sukcesy osiągane przez lokalnych selekcjonerów bywają
interpretowane jako wyjątki, a nie dowód na istnienie
trwałego potencjału szkoleniowego.


Ten mechanizm ma wymierne konsekwencje. Ogranicza
rozwój lokalnych szkół trenerskich, osłabia ciągłość myśli
szkoleniowej i utrwala przekonanie, że prawdziwa wiedza
futbolowa powstaje gdzie indziej. Afrykański futbol
funkcjonuje w stanie permanentnej zależności – nie od
kapitału czy infrastruktury, lecz od autorytetu.


Postkolonialna normalność


Dla wielu działaczy i kibiców taki stan rzeczy nie stanowi
problemu. Przeciwnie – bywa postrzegany jako oczywisty i
racjonalny. To jeden z najbardziej charakterystycznych
mechanizmów neokolonializmu: dominacja, która nie
wymaga przymusu, ponieważ została zinternalizowana.
Afrykańskie federacje same sięgają po zagranicznych
trenerów, przekonane, że tylko w ten sposób można
osiągnąć „nowoczesność”.
Wyniki sportowe coraz częściej podważają jednak tę
logikę.


Co istotne, ostatnie lata przyniosły fakty, które na pierwszy
rzut oka mogłyby wydawać się jej zaprzeczeniem. Dwa
ostatnie Puchary Narodów Afryki wygrały drużyny
prowadzone przez Afrykańczyków, a najlepszy wynik w
historii występów Afryki na mistrzostwach świata –
półfinał turnieju w Katarze w 2022 roku – osiągnęło
Maroko pod wodzą Walida Regraguiego. To właśnie te
sukcesy bywają przywoływane jako dowód na to, że
afrykański futbol uniezależnił się od zagranicznych
autorytetów.


Tyle że ten obraz pozostaje niepełny. Zarówno Regragui,
jak i Emerse Faé, selekcjoner Wybrzeża Kości Słoniowej,
urodzili się i wychowali we Francji. Tam zdobywali
piłkarskie wykształcenie, doświadczenie zawodowe i
kapitał symboliczny, który umożliwił im objęcie funkcji
trenerskich na najwyższym poziomie. Ich sukcesy nie
obalają więc postkolonialnych hierarchii – raczej je
ujawniają.


Afrykański trener bywa w pełni akceptowany dopiero
wtedy, gdy zostanie wcześniej „uwiarygodniony” przez
europejski system. Paradoks polega na tym, że choć obaj
selekcjonerzy konsekwentnie identyfikują się jako
Afrykańczycy i świadomie budują narrację o lokalnej
tożsamości, ich droga do sukcesu prowadziła przez dawne
centrum kolonialne. Afrykańskość staje się w tym układzie
atutem dopiero wtedy, gdy została potwierdzona poza
Afryką.


Futbol po dekolonizacji – i co dalej?


Futbolowa Afryka znajduje się dziś w stanie zawieszenia
między emancypacją a zależnością. Z jednej strony
kontynent ten odgrywa coraz większą rolę w globalnym
sporcie, dostarczając talentów, emocji i alternatywnych
narracji. Z drugiej – wciąż funkcjonuje w ramach porządku,
który przypomina relacje centrum–peryferie znane z epoki
kolonialnej.


Jeśli futbol ma stać się narzędziem realnej soft power, a nie
jedynie jej imitacją, musi nastąpić zmiana nie tylko w
wynikach sportowych, lecz przede wszystkim w sposobie
myślenia o wiedzy, autorytecie i kompetencji.
Dekolonizacja sportu nie polega bowiem na odrzuceniu
wszystkiego, co zewnętrzne, lecz na uznaniu, że lokalna
wiedza nie wymaga zewnętrznej pieczęci, by być uznana za
wartościową.


Dopóki afrykańscy trenerzy będą musieli udowadniać
swoją wartość poza Afryką, aby zostać w pełni
zaakceptowani we własnych krajach, futbolowy
postkolonializm pozostanie nieukończonym projektem. A
soft power afrykańskiego futbolu wciąż będzie bliższa soft
dependence niż rzeczywistej sprawczości.

Maciej Barszcz


Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑