Kto zostanie mistrzem Hiszpanii? Wywiad z historykiem i hispanistą, prof. UAM Filipem Kubiaczykiem

Sezon 2025/2026 w LaLiga EA Sports właśnie się rozpoczął. W rozmowie z profesorem UAM, dr. hab. Filipem Kubiaczykiem, historykiem i hispanistą, autorem naukowych książek nt. hiszpańskiego futbolu w wydaniu mężczyzn i kobiet, prognozujemy, co może wydarzyć się w męskiej i kobiecej piłce nożnej na Półwyspie Iberyjskim w kolejnych miesiącach. Podsumowujemy także sprawy, które interesowały opinię publiczną w ostatnim czasie. Nie unikamy kwestii spornych i kontrowersyjnych.

Bartłomiej Najtkowski: Często mówi się, że beniaminek Premier League jest w stanie wydać grube miliony na wzmocnienia, a ekipy z aspiracjami, rywalizujące w LaLiga, w wyniku rygorów finansowych, nie mogą poszaleć na rynku transferowym. Jednak warto zwrócić uwagę na Atlético Madryt, którego zakupy, tak jak przed rokiem, robią wrażenie. Diego Simeone chce odświeżyć środek pola. Rodrigo De Paul dołączył do Leo Messiego w Interze Miami, a stołeczną drużynę zasilili dwaj pomocnicy, którzy w poprzednim sezonie wyróżniali się w Villarrealu i Betisie: Álex Baena i Johny Cardoso. Czy tym razem Atlético rzuci wyzwanie gigantom?

Filip Kubiaczyk: Atlético Madryt w każdym z ostatnich sezonów było jednym z głównych kandydatów do zdobycia tytułu mistrzowskiego. W tym sezonie również nim będzie. Sprowadzenie Baeny i Cardoso tylko to potwierdza.

Do tego na Metropolitano trafili inni interesujący zawodnicy, jak Thiago Almada, Dávid Hancko, Marc Pubill czy Giacomo Raspadori. Według mnie Atlético będzie w nadchodzącym sezonie mocniejsze niż w poprzednim. Myślę, że Cholo Simeone będzie chciał też wreszcie wszystkim pokazać, zwłaszcza swoim krytykom, że mając do dyspozycji tak jakościowych piłkarzy, jest w stanie skutecznie rzucić wyzwanie Realowi Madryt i FC Barcelonie. Bo jeśli nie teraz, to kiedy? Czy Atlético jest w stanie wygrać ligę w tym sezonie? Tak. Choć porażka w pierwszym meczu z Espanyolem, dokonane przez Simeone zmiany, a zwłaszcza reakcja Juliana Alvareza wskazują na pewne napięcia i nieporozumienia.

Joan Laporta przeliczył się jeśli chodzi o transfer Nico Williamsa, FC Barcelona musi zaufać chcącemu się odrodzić w wielkiej piłce i poza swoim krajem Marcusowi Rashfordowi. Jednak niesmak pozostał po tym jak Marc André ter Stegen poszedł na wojnę z zarządem, przy czym klubowa wierchuszka, która przyzwyczaiła nas do prowizorki, oczywiście też powinna zdobyć się na głęboką refleksję. Choć doszło do porozumienia, to było przedziwne. Oddanie Camp Nou do użytku cały czas się opóźnia, zamieszanie wywołały loże VIP na stadionie i opłaty za nie, do tego dochodzi umowa z Demokratyczną Republiką Konga, w Barcelonie znowu jest niespokojnie?

W FC Barcelonie zawsze dużo się dzieje, zdążyliśmy chyba się do tego przyzwyczaić. Sprawa z ter Stegenem wizerunkowo chluby klubowi nie przynosi, umowa z Demokratyczną Republiką Konga jest różnie oceniania, na nowym Camp Nou Barça w końcu zagra – nie robiłbym afery z tego, że finalizacja tak poważnego przedsięwzięcia się przeciąga. Jeśli natomiast chodzi o niedoszły transfer Nico Williamsa, to z jednej strony jestem w stanie zrozumieć obawy piłkarza związane z tym, jak wygląda kwestia rejestracji piłkarzy w tym klubie, ale trudno mi zrozumieć sposób, w jaki dwukrotnie komunikował w mediach społecznościowych to, że zostaje w Athletic. W efekcie zraził do siebie część kibiców swojego klubu, zniszczono też mural z jego wizerunkiem w Bilbao.

Co przemawia za Barceloną w tym sezonie?

Największym atutem tej drużyny będzie jej trener. W ubiegłym sezonie Hansi Flick stworzył zespół kompletny, grający piękny, ofensywny futbol, który wygrał ligę, Puchar Króla, Superpuchar Hiszpanii i doszedł do półfinału Ligi Mistrzów. FC Barcelona ma wreszcie trenera na miarę potencjału piłkarzy, którzy w niej grają. Czy może ponownie wygrać ligę? Oczywiście.

Nowy projekt Xabiego Alonso zapowiada się arcyciekawie. Powinniśmy chyba zwrócić uwagę na to, że Bask rozpoczyna tę misję w Madrycie od przebudowy defensywy. Álvaro Carreras, Dean Huijsen, Trent Alexander-Arnold istotnie wzmocnią zespół. Co istotne, wszyscy trzej grają nowocześnie, ofensywnie. A my możemy powiedzieć, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ, gdyż Raul Asensio, który w drugiej fazie poprzedniego sezonu wszedł przebojem do drużyny, chociażby podczas KMŚ zaliczał wpadki, nie znalazł uznania w oczach nowego trenera. W dodatku zszargał sobie reputację aferą obyczajową, która jeszcze nie ma swojego finału.

Tak. Ostatni sezon dla „Królewskich” był totalnie nieudany. Nie zdobyli mistrzostwa Hiszpanii, przegrali finał Pucharu Króla i Superpuchar Hiszpanii (bolesne porażki w Klasykach!), odpadli w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, a Vinicius Jr. nie zdobył Złotej Piłki. Dla prezesa i kibiców drużyny, która z definicji jest nastawiona na zwyciężanie i sportowe „miażdżenie” (machacar) swoich przeciwników były to z pewnością mocne piłkarskie ciosy. Do tego, na skutek określonych sytuacji (bojkot gali Złotej Piłki, mocna krytyka sędziów, etc.), ucierpiało też słynne señorío klubu. Katalońska prasa pisała wręcz o upadku drużyny Florentino Péreza, wytykając Realowi brak sukcesów i publiczne użalanie się nad sobą. W związku z tym prezes „Królewskich” podjął konkretne działania naprawcze.

Możemy chyba mówić o gruntownej przebudowie zespołu?

Odejście Carla Ancelottiego i zatrudnienie Xabiego Alonso na stanowisku trenera, a także przyjście nowych, znakomitych piłkarzy, jak wymienieni Carreras, Huijsen, Alexander-Arnold oraz jednego z najbardziej utalentowanych młodych piłkarzy na świecie Franco Mastantuono czy walecznego obrońcy Álvaro Carrerasa pokazują, że Real chce szybko odpowiedzieć, wrócić na zwycięską ścieżkę i jednocześnie spogląda w przyszłość.

Biorąc pod uwagę trenerskie predyspozycje Alonso i jakość piłkarzy, których ma do dyspozycji, to, że Real ponownie zacznie zwyciężać, jest tylko kwestią czasu. Zespół „Królewskich” powinien być w tym sezonie głównym kandydatem do triumfu w lidze.

Jak Pan ocenia Gironę? Miguel Gutiérrez odszedł do Napoli, czyli Katalończycy stracą kolejną ważną postać ze świetnego sezonu 2023/2024. Za to pod wodzą Michela będą chcieli odzyskać rezon Thomas Lemar i Axel Witsel, którzy wyglądają na piłkarzy będących w schyłkowej fazie swoich karier. Trudno chyba prorokować, że zobaczymy znowu ekscytujący, brawurowy zespół.

Po olbrzymim sukcesie z sezonu 2023/2024, w którym kataloński klub ostatecznie zajął trzecie miejsce w tabeli (a przez długi czas był liderem), krusząc nieco madrycko-barceloński duopol, było pewne, że kolejny sezon będzie dla niego niezwykle trudny. To sytuacja, z którą zawsze muszą się zmierzyć drużyny-rewelacje po świetnych sezonach w ich wykonaniu. I tak też się stało w tym przypadku. W sezonie 2024/2025 zespół ten, po odejściu kilku kluczowych piłkarzy, nie grał już tak widowiskowo i walczył o utrzymanie w lidze. Ostatecznie zajął 16. miejsce, zdobywając 41 punktów. Jednym słowem, rzeczywistość dla klubu z Montilivi okazała się brutalna. Najważniejsze jest jednak to, że udało mu się utrzymać w pierwszej lidze. Czego mogą spodziewać się kibice Girony FC w nadchodzącym sezonie? Míchel zapewnił, że jego zespół będzie mocny, zwłaszcza u siebie. To, czy przyjście doświadczonych piłkarzy, jak Lemar i Witsel, okaże się realnym wzmocnieniem tego klubu, zweryfikuje boisko. Myślę jednak, że ten sezon w wykonaniu Girony FC nie będzie się znacząco różnił od poprzedniego (przewiduję miejsce w drugiej połówce tabeli).

Załamuje Pan ręce, patrząc na Sevillę, jej kilkusettysięczny limit płac, co na tym poziomie jest wręcz absurdalne? Wojna panów del Nido o wpływy w klubie to już temat rzeka, ale teraz Sevilla jest organizacyjnym kuriozum. Fakt, że jej gwiazdor Dodi Lukebakio nie chce opuścić Estadio Ramón Sánchez-Pizjuán, może cieszyć fanów ekipy z Andaluzji.

Cóż, jestem bardzo ciekawy, jak będzie wyglądała w tym sezonie gra drużyny z Sánchez Pizjuán, która „nigdy się nie poddaje”, jeśli odwołamy się do słów klubowego hymnu. Wewnętrzny konflikt w klubie piłkarskim zawsze odbija się negatywnie na jego funkcjonowaniu. Nowym trenerem został Matías Almeyda a nowym dyrektorem sportowym Antonio Cordón. To oni mają pomóc Sevilli FC w trudniej sytuacji. Nie będzie to jednak proste. Mówimy tutaj bowiem o wielopłaszczyznowym kryzysie (problemy finansowe, kontuzje zawodników, atmosfera w klubie, krytyka kibiców, etc.). Na Sánchez Pizjuán trafili tacy zawodnicy, jak Alfon González, Gabriel Suazo i Odiseas Vlachodimos. Czy są to jednak nazwiska, które pomogą klubowi z Andaluzji w walce o utrzymanie? Bo chyba trudno oczekiwać, aby walczył on o inne cele? Już w poprzednim sezonie zajął 17. miejsce w tabeli, ledwo broniąc się przed spadkiem. Jak będzie teraz? Życzę Los Sevillistas jak najlepiej.

Jako fan Raúla de Tomása jak Pan patrzy na jego dość smutną historię i niedawne wypowiedzi? Ta znalazła się na poważnym zakręcie, a to chyba jest i tak eufemizm…

Historia Raúla de Tomása pokazuje, że piłkarze, wobec których kibice mają często wielkie oczekiwania, nie są robotami do gry i ślepego wykonywania zaleceń taktycznych trenerów, lecz przede wszystkim ludźmi, których w każdej chwili może dopaść kryzys, załamanie czy depresja. Jego historia to lekcja życia. Rozmowa z RDT, którą przeprowadziła niedawno Maite Martín z dziennika „As”, chwyta za serce. Piłkarz szczerze opowiada w niej o swoich problemach w Espanyolu Barcelona i Rayo Vallecano: o kryzysie emocjonalnym, utracie pewności siebie, braku radości z gry w piłkę i pomocy specjalistów, na którą się zdecydował.

Kiedy napastnik rozpoczął tę walkę ze swoimi demonami?

Jego problemy zaczęły się w Espanyolu, w którym chciał zakończyć karierę, ale z którego jak twierdzi, świadomie pozbył się go ówczesny trener Diego Martínez, który miał nawet naruszyć jego cielesność.

Z kolei kiedy znalazł się w Rayo, mimo że bardzo chciał, aby kibice w Vallecas zobaczyli „najlepszą wersję RDT”, nie potrafił im tego zapewnić. Wyznaje, że nie miał żadnego konfliktu z trenerem Iñigo Pérezem, czy z kolegami drużyny, po prostu nie pasował do stylu gry, do którego nie potrafił się dostosować. To złamało jego pewność siebie i doprowadziło do izolowania się od drużyny.

A to nie wszystko?

Tę trudną dla niego sytuację pogłębiała krytyka ze strony części kibiców czy dziennikarzy (jeden z nich zasugerował nawet, że piłkarz symuluje depresję). Twierdzi, że nie świętował sukcesu Rayo (zakwalifikowanie się do eliminacji Ligi Konferencji) z kolegami z drużyny i kibicami ponieważ uważał, że nie powinien celebrować tego, do czego nie dołożył nic od siebie. Jednocześnie przeprosił kibiców Rayo za to, że nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Określił się osobą „antyspołeczną” oraz wyznał, że nie identyfikuje się z preferowanym obecnie stylem gry w piłkę nożną w Europie. To niezwykle osobiste wyznania, na które rzadko decydują się piłkarze. Obecnie RDT jest zawodnikiem katarskiego Al-Wakrah SC, w którym trenerem jest Vicente Moreno, z którym łączą go przyjacielskie relacje. Postać Moreno była jednym z głównych czynników, które wpłynęły na jego decyzję o przenosinach do Kataru. Jak zapewnia, w klubie tym „chce ponownie poczuć się piłkarzem” i cieszyć się radością z gry, której mu brakuje, a co będzie dalej, pokażą najbliższe miesiące. Mocno trzymam za niego kciuki i wierzę, że jeszcze zobaczymy go na hiszpańskich boiskach strzelającego efektowne gole.

Celta Vigo jako drużyna, która stawia na wychowanków, zjednała sobie wielu fanów. Teraz daje szansę Bryanowi Zaragozie na odrodzenie. To był ciekawy casus. Jeszcze w gruncie rzeczy nie do końca dojrzały skrzydłowy, który był katem FC Barcelony, zyskał uznanie Bayernu Monachium. Tyle że adaptacja w Niemczech go przerosła, nie znał języka, nie mógł się zintegrować. Czy wybór klubu z Galicji jest dobry?

Myślę, że Celta Vigo może być czarnym koniem tego sezonu LaLiga. Tacy piłkarze jak Bryan Zaragoza, Ferran Jutglà, Borja Iglesias, Ilaix Moriba i legenda klubu Iago Aspas w połączeniu ze świetnym w swoim fachu trenerem Claudio Giráldezem są zapowiedzią udanego sezonu dla drużyny z Galicji.

A jeśli chodzi o Bryana Zaragoza to uważam, że zbyt szybko opuścił on Granadę CF i został rzucony na głęboką wodę w tak wielkim klubie jak Bayern Monachium. Wrócił do Hiszpanii, grał w Osasunie, teraz trafia na Balaídos. Myślę, że jego współpraca z Giráldezem może przynieść dobre efekty ku uciesze Los Celestes.

Patrząc na beniaminków, najbardziej jest Pan ciekaw postawy Realu Oviedo z Santim Cazorlą jako centralną postacią drużyny?

Tak. Powrót Realu Oviedo do pierwszej ligi po 24 latach to historyczne wydarzenie dla kibiców tego klubu. Już w ostatnich sezonach Real Oviedo był bliski awansu, jednak szczęście mu nie dopisywało. Los Oviedistas wreszcie mają swoje powody do dumy i mogą wbić szpileczkę lokalnemu rywalowi Sportingowi Gijón, z którym prowadzą historyczny spór o prymat w Asturii (Sporting gra w drugiej lidze). Mecze na Estadio Carlos Tartiere, gdzie kibice potrafią zgotować żywiołowy doping dla swojej drużyny z pewnością, nie będą łatwe dla żadnego z rywali. Myślę, że to właśnie w meczach na swoim boisku Real Oviedo będzie groźny, szukając punktów potrzebnych do utrzymania w lidze.

Przed finałem kobiecego EURO sportowe dzienniki w Hiszpanii umieściły na okładkach piłkarki. Ostatecznie finał okazał się feralny, a jak Pan może podsumować tę rywalizację, odnosząc się do gry i końcowego wyniku zawodniczek z Półwyspu Iberyjskiego?

Na pewno Hiszpanki z były jednymi z faworytek do zwycięstwa w tym turnieju. Mając do dyspozycji tak znakomite zawodniczki podstawową kwestią jest jednak umiejętność odpowiedniego wykorzystania ich potencjału, co powinno przełożyć się na końcowy sukces. To zadanie, które leży w gestii trenera. Niestety, ale była już trenerka reprezentacji, Montse Tomé nie sprawdziła się w tej roli. Powtórzyła podobne błędy, jakie popełniła podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu w 2024 roku, gdzie Hiszpanki ostatecznie przegrały w meczu o brąz z Niemkami. W finałowym meczu EURO z Angielkami zdjęła mentalną liderkę tej reprezentacji Alexię Putellas i wpuściła na boisko zawodniczkę, która była kompletnie bez formy (Salmę Paralluelo), ignorując jednocześnie napastniczki, których po tym, jak Angielki strzeliły drugiego gola, Hiszpanki potrzebowały jak powietrza, aby wrócić do gry. Mam tutaj na myśli siedzące na ławce rezerwowych Cristinę Martín-Prieto i Albę Redondo. Montse Tomé zdawała się ich nie dostrzegać… Niezrozumiałe zachowanie.

Przy okazji startu nowego sezonu Liga F spodziewa się Pan, że zobaczymy kolejną Polkę w tych rozgrywkach, skoro z zawodniczkami pierwszej drużyny FC Barcelony trenuje m.in. Emilia Szymczak, która może grać zarówno na pozycji nr 6, jak i na środku obrony?

Biorąc pod uwagę aktualną sytuację kadrową w tym klubie, myślę, ze szanse na to, że w Liga F zobaczymy częściej grającą Emilię Szymczak, są całkiem spore. W ostatnim czasie z kobiecej Blaugrany odeszło bowiem aż 8 piłkarek (Alba Caño, Jana Fernández, Fridolina Rölfo, Ingrid Engen, Ellie Roebuck, Bruna Vilamala, Martina Fernandez, Judith Pujols).

Barça Femení, mimo że jest samowystarczalną sekcją, stanęła przed koniecznością cięcia kosztów w imię globalnej polityki finansowej klubu. Zobaczymy, w jaki sposób przełoży się to na wyniki drużyny w nadchodzącym sezonie. Uszczuplonej kadrowo „maszynie do zwyciężania” może być trudniej o kolejne zwycięstwa, trofea i podtrzymanie swojej hegemonicznej pozycji w hiszpańskiej piłce kobiecej, a także o skuteczną rywalizację z wymagającymi rywalkami w Lidze Mistrzyń.

Kto jest w takim razie głównym faworytem do zwycięstwa w Liga F w nadchodzącym sezonie?

Mimo sytuacji kadrowej Barçy Femení myślę, że nadal jest to główny kandydat do zdobycia mistrzostwa. Najbardziej ciekawi mnie jednak to, jaki sezon rozegra kobiecy Real Madryt, a zwłaszcza, czy piłkarki „Królewskich” postawią się bardziej swoim rywalkom z Katalonii i będą starały się jeszcze bardziej zmniejszyć dystans dzielący oba kluby w ligowej tabeli. W ubiegłym sezonie zajęły drugie miejsce, zdobywając 8 punktów mniej niż Barça Femení (w sezonie 2023/2024 różnica ta wynosiła aż 15 punktów). Po raz pierwszy udało im się również zwyciężyć w kobiecym Klasyku i to rozgrywanym na Estadi Olímpic w Barcelonie. A może uda im się złamać hegemonię Barçy? Niech ta liga się już zacznie!

Liga F chce iść z duchem czasu? Transmisje w DAZN, a do tego dochodzi wdrożenie systemu wideoweryfikacji FVS (Football Video Support) na sezon 2025/2026!  

Liga F sukcesywnie się rozwija, choć i tak nie omija jej krytyka za to, że wprowadzone zmiany następują zbyt wolno, a niektóre kwestie nie są w ogóle podejmowane. Teoria i plany rozwoju to jedno, praktyka i wprowadzanie ich w życie to drugie (zwraca na to uwagę w swojej książce była piłkarka FC Barcelony Mariona Caldentey). Wprowadzenie systemu wideoweryfikacji FVS (na razie w nadchodzącym sezonie) należy jednak ocenić pozytywnie. To tzw. „tani VAR”, czy też quasi-VAR, a raczej jego zapowiedź.

Na czym będzie on polegał?

Zgodnie z komunikatem wydanym przez Liga F w tej sprawie sędzia, na wniosek sztabu trenerskiego danej drużyny będzie mogła ocenić zgłoszoną sytuację (uznanie bądź nie uznanie gola, przyznanie lub anulowanie rzutu karnego, pokazanie czerwonej kartki, pomylenie tożsamości zawodniczki). Każda drużyna będzie mogła domagać się takiej analizy dwukrotnie w trakcie meczu, z zastrzeżeniem, że zmiana decyzji po takim zgłoszeniu przez sędzię będzie oznaczała, że do klubu „wróci” możliwość zgłoszenia prośby o analizę. Trochę to skomplikowane, ale zobaczy, jak ten system sprawdzi się w praktyce.

Rozmawiał Bartek Najtkowski

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑