Liga chuliganów #3: Christo Stoichkov i jego wszystkie przypały, czyli historia bułgarskiego boga futbolu

Pies, Sztylet, El Pistolero. Boiskowy geniusz z zabójczą lewą nogą, niewyparzonym pyskiem i kompleksem boskości. Bułgarska ikona lat 90. i gwiazda FC Barcelony czasów Cruyffa. Poznajcie historię Hristo Stoichkova.

W barze spotykają się Diego Maradona, Pele i Hristo Stoichkov.

-Wiecie co, panowie? – zaczyna Boski Diego – Przed tygodniem spotkałem Boga i powiedział mi, że jestem najlepszym piłkarzem w historii.

-Bzdura! – odpowiada Pele – Ja go widziałem wczoraj  i wyraźnie zaznaczył, że to ja byłem najlepszy we wszechświecie.

Na to wszystko odzywa się zdziwiony Hristo Stoichkov:

-Chłopaki, przecież ja wam nic takiego nie mówiłem…

Chociaż Soichkova raczej nikt nie określiłby mianem futbolowego GOAT-a, to dowcip ten doskonale obrazuje osobowość bohatera tego tekstu. Poznajcie jego historię.


Pies z Płowdiw rusza na łowy

Stoichkov urodził się 8 lutego 1966 roku w Płowdiw. Jego ojciec był bramkarzem miejscowego klubu Spartak. Sam Hristo był dzieckiem sprawiającym sporo problemów. Pewnego razu pokłócił się z kolegą z podwórka i w czasie bójki, zaczął go gryźć. Od tego momentu rówieśnicy przezywali go pies. Sam podkreślał, że nie miał szczęśliwego dzieciństwa i wychowywała go głównie ulica, a gdyby nie talent do piłki, skończyłby jako miejscowy złodziej.

Przygodę z futbolem rozpoczął jako 11-latek w lokalnym zespole o nazwie Maritsa. W 1982 roku trafił do drużyny Chebros Charmanli, gdzie po raz pierwszy przykuł uwagę największych bułgarskich drużyn. Stoichkov strzelił dla Chebrosa 14 goli. Co prawda zespół ten występował na trzecim szczeblu rozgrywkowym, ale Hristo miał wówczas 16 lat, co już sprawiało, że jego wyczyn mógł zrobić wrażenie. W 1984 roku młody talent trafił do jednego z największych zespołów w kraju – CSKA Sofia.

W zespole ze stolicy Bułgarii zadebiutował w lutym 1985 roku, dokładając drobną cegiełkę do zdobycia przez ekipę z Sofii mistrzostwa i pucharu kraju. Jego ognisty temperament sprawił jednak, że już u progu zawodowej kariery, był bliski jej zaprzepaszczenia. Wszystko przez awanturę, która miała miejsce w finale Pucharu Bułgarii. Tam CSKA mierzyło się w meczu derbowym z Lewskim. W pewnym momencie Piłkarze Lewskiego zaczęli gorąco protestować przeciwko braku odgwizdania rzutu karnego przez arbitra, za rzekome dotknięcie piłki ręką w polu karnym przez jednego z rywali. Zawodnicy CSKA doskoczyli do nich natychmiast, by w dość wyrazisty sposób wyjaśnić im, że o żadnym rzucie karnym nie może być mowy. Jednym z najaktywniejszych uczestników tych zajść był Hristo. Część świadków tamtych wydarzeń twierdzi, że już po meczu, gdy piłkarze Lewskiego przebywali w szatni, Stoichkov wparował do niej ze zdobytym trofeum, by ostentacyjnie zamanifestować swoją radość ze zwycięstwa.

Mniej powodów do radości nastoletni talent miał w chwili, gdy bułgarska federacja nałożyła na uczestników wspomnianej bójki dożywotnią dyskwalifikację. Ostatecznie jednak po odwołaniu, kara ta została skrócona do jednego sezonu zawieszenia.

Po powrocie do składu CSKA, talent Hristo stopniowo się rozwijał. W sezonie 1988/1989 Stoichkov z 23 golami na koncie sięgnął po tytuł króla strzelców ligi bułgarskiej. Dodatkowo CSKA z dobrej strony pokazało się na arenie międzynarodowej, co również w dużej mierze było zasługą ich młodego snajpera. Ekipa z Sofii, występująca w tamtym czasie pod nazwą CFKA Sredec, dotarła do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Tam natrafiła na FC Barcelonę, którą w tamtym czasie prowadził Johan Cruyff.

Barca nie miała za to takich problemów w starciu z CSKA, wygrywając w dwumeczu aż 6-3. Autorem wszystkich trzech goli dla ekipy z Sofii był natomiast Hristo, który swoją bardzo dobrą grą przykuł uwagę Cruyffa. W tamtym momencie Holender zapragnął mieć bułgarskiego napastnika w swoim zespole.

Skandal na starcie i zaufanie Cruyffa

Szczególnie skorzy do sprzedaży swojej największej gwiazdy nie byli jednak działacze CSKA. Namówienie ich na transfer Stoichkova, zajęło Katalończykom jeszcze rok. W tym czasie Hristo wyrósł na absolutnego dominatora w lidze bułgarskiej, kończąc drugi sezon z rzędu z koroną króla strzelców na głowie, dzięki zdobyciu niesamowitej liczby 38 goli w 30 meczach. W tym czasie napastnik CSKA na stałe zagościł również w reprezentacji swojego kraju.

W końcu przed sezonem 1990/1991 Cruyff dopiął swego i Hristo za kwotę 4,5 miliona dolarów zjawił się na Camp Nou. Świeżo upieczony zdobywca trofeum Złotego Buta, czyli nagrody dla najlepszego strzelca w ligach europejskich, wszedł taranem do nowego zespołu, strzelając gola w każdym z trzech pierwszych meczów ligowych w nowym klubie.

W grudniu 1990 roku Stoichkov wziął udział w swoim debiutanckim spotkaniu w El Classico. Niestety ten mecz ponownie skończył się skandalem z jego udziałem, po którym Bułgar otrzymał wielomeczową dyskwalifikację. Było to pierwsze spotkanie w ramach dwumeczu o Superpuchar Hiszpanii.

W 39 minucie tej rywalizacji pochodzący z Płowdiw piłkarz został ostro zaatakowany przez obrońcę Królewskich Chendo. Arbiter tego spotkania – Ildefonso Urizar Aspitarte – chwilę później napomniał żółtą kartką… Johana Cruyffa, który gorąco protestował przy linii bocznej, domagając się ukarania gracza Realu. Reakcja sędziego jeszcze bardziej rozeźliła holenderskiego szkoleniowca, który nie ustawał w atakach słownych na rozjemcę tego meczu. Ten w końcu postanowił wyrzucić Cruyffa na trybuny, co spowodowało olbrzymią wrzawę wkurzonej publiczności, licznie zgromadzonej tego dnia na stadionie Camp Nou. Nerwowa atmosfera udzieliła się także Bułgarowi. On również obrzucił sędziego stekiem inwektyw, za co w końcu zobaczył kartkę w krwistym kolorze. A może lepiej byłoby powiedzieć, że w kolorze płachty używanej przez torreadorów? Bo zadziałała ona na Bułgara niczym wspomniana płachta na byka. Zagotowany Stoichkov podszedł do sędziego Aspitarte i nadepnął mu na stopę, powodując, że ten z grymasem bólu na twarzy zaczął utykać. Tak wspominał tamten moment w swojej autobiografii sam Hristo:

Nadepnąłem piętą na prawą nogę sędziego, niezbyt mocno, a on skoczył jak oparzony. Publiczność zakołysała się jak w transie. Określenie „wrzący wulkan” nie jest wystarczająco dobitne, by opisać to, co się wydarzyło. Aby wyeliminować ryzyko dalszych ekscesów, sztab oddelegował mnie do szatni. Odchodziłem zrozpaczony, ale za to towarzyszyło mi moje imię – energicznie skandowane przez 100 tysięcy kibiców na trybunach. Przypominałem gladiatora, któremu widzowie kciukiem wzniesionym ku górze darowali życie. W tamtej chwili, kiedy opuszczałem boisko, naprawdę nie wiedziałem, dokąd doprowadzi mnie cała ta histeria.

Również fani Barcelony mogli zacząć się poważnie zastanawiać, czy oburzające zachowanie ich nowego nabytku nie przekreśli jego dalszej kariery na Camp Nou. Początkowo Bułgar miał zostać zawieszony na pół roku, ale odwołanie od kary kolejny raz przyniosło skutek i  ostatecznie Hristo odpoczywał od futbolu tylko dwa miesiące.

Zresztą samemu Cruyffowi taka postawa jego bułgarskiego snajpera w pewnym stopniu imponowała. Hristo emanował nieposkromioną energią, a tego elementu, w odczuciu holenderskiego geniusza, brakowało Blaugranie.

Barcelonie gramy ofensywny i agresywny futbol. To dlatego, że wszyscy w zespole prezentują agresywną i ofensywną postawę. Jeśli są gwiazdorzy, którzy nie są agresywni, jak można stworzyć agresywną drużynę? Niemożliwe. Zanim przyszedł Stoichkov, mieliśmy zespół bardzo miłych ludzi. Ale nie można mieć zespołu, złożonego tylko z bardzo miłych ludzi. Potrzebujesz kogoś takiego jak Stoichkow, który jest agresywny w pozytywny sposób. Idzie po piłkę, a gdy ją dostanie, strzela na bramkę.

Mówił Cruyff. Hristo miał dodać pikanterii zespołowi złożonemu ze świetnych piłkarzy, ale będących w większości dżentelmenami, hołdującymi klubowemu sloganowi „Mes que un club”. Danie które gotował holenderski szkoleniowiec, miało nieco mdły smak, a bułgarska papryczka chilli, była w mniemaniu Holendra przyprawą, która miała nadać tej potrawie kulinarnej głębi.

Złote lata Barcy i duet z Romario

W latach 1961-1990 Barca dołożyła do klubowej gabloty zaledwie dwa puchary za mistrzostwo Hiszpanii. Cztery kolejne zgarnęła w latach 1991-1994, czyli w czasie czterech pierwszych kampanii Hristo w ekipie Dumy Katalonii. W dodatku w 1992 roku podopieczni Cruyffa zapewnili Blaugranie jej pierwszy triumf w Pucharze Europy, przemianowanym rok później na Ligę Mistrzów, pokonując po dogrywce w finale rozegranym na Wembley Sampdorię. Sam Stoichkov w swoich pierwszych czterech sezonach spędzonych na Camp Nou, ani razu nie zszedł poniżej granicy 20 goli we wszystkich rozgrywkach, stając się rdzeniem formacji ofensywnej Dumy Katalonii.

Niebawem katalońscy fani nadali mu pseudonimu Sztylet, gdyż mógł zaatakować  rywali tak niespodziewanie, jak skrytobójca-asasyn. Fani Barcy nazywali go także El Pistolero, przydzielając po raz pierwszy ten pseudonim swojemu piłkarzowi dwie dekady przed tym, nim na Camp Nou pojawił się Luis Suarez. Stoichkov wpędzał rywali w bezustanne poczucie zagrożenia. Zostawienie mu kawałka wolnego miejsca, groziło odpaleniem rakiety ziemia-powietrze, którą aktywował przy pomocy swojej lewej nogi.

W pierwszych latach swojego pobytu w stolicy Katalonii Stoichkov współpracował w ataku głównie z Michaelem Laudrupem. Duńczyk odgrywał jednak przede wszystkim rolę ofensywnego pomocnika, natomiast przed sezonem 1993/1994 Cruyff postanowił dokooptować do składu napastnika z krwi i kości. Szeregi Blaugrany zasilił Brazylijczyk Romario, który przez kilka wcześniejszych lat rządził w lidze holenderskiej, będąc graczem PSV. Decyzja o transferze reprezentanta Canarinhos wcale nie przypadła do gustu Stoichkovowi.

To głupota kupować czwartego obcokrajowca. A jeśli już kierownictwo klubu tak chce, powinno sprowadzić do Barcelony mojego rodaka Lubo Peneva. Ile kosztował Brazylijczyk? 600 mln peset? Dodam 200 mln z własnych oszczędności i kupmy Lubo.

Mówił Bułgar krótko po ogłoszeniu informacji o tym, że Romario dołączy do zespołu z Camp Nou.

Prawda jest jednak taka, że duet, który stworzyli na boisku Romario i Stoichkov, przeszedł do historii i to pomimo tego, że Romario spędził w stolicy Katalonii zaledwie półtora roku, a i czas Bułgara na Camp Nou wkrótce dobiegł końca. Jednakże obydwaj panowie w jedynym pełnym sezonie, który spędzili w Blaugranie razem – a który to okrasili mistrzostwem Hiszpanii i dotarciem do finału Ligi Mistrzów – zdobyli łącznie we wszystkich rozgrywkach aż 56 goli.

Gdy w listopadzie 1994 roku Duma Katalonii rozbiła w meczu grupowym Ligi Mistrzów Manchester United 4-0, zrozpaczony Alex Ferguson żalił się dziennikarzom:

Nie byliśmy w stanie wytrzymać tempa narzuconego nam przez Romario i Stoichkova. Pasja z jaką nas atakowali, była dla nas zupełnie nowym doświadczeniem. To był upokarzający wieczór.

World Cup ’94 i bułgarska złota generacja

Latem 1994 roku Hristo udawał się do Stanów Zjednoczonych jako lider zespołu narodowego, w którym raczej nieliczni kibice upatrywali kandydata do roli turniejowego czarnego konia. Piłkarz FC Barcelony był największą gwiazdą kadry i szefem szatni, chociaż jego ciężki charakter sprawiał, że nie był szczególnie lubiany wśród kolegów z reprezentacji. W ciężkich momentach potrafił jednak brać presję na swoje barki i podnosić morale reszty zespołu.

Podopieczni  Penewa nie zaczęli dobrze amerykańskiego czempionatu. Na inaugurację otrzymali lekcję futbolu od Nigerii, która pokonała ich aż 3-0. Szybko jednak wyciągnęli wnioski i w kolejnym meczu to oni wcielili się w rolę pogromców, wygrywając z Grekami aż 4-0. Pozytywnego kopa przybyszom z półwyspu Bałkańskiego dał z pewnością ostatni pojedynek grupowy, w którym Stoichkov i spółka pokonali przygnębionych po dyskwalifikacji Diego Maradony Argentyńczyków 2-0. Nim Bułgaria odniosła niespodziewany triumf nad Niemcami, wyeliminowała jeszcze w 1/8 finału Meksykanów, do czego potrzebny był konkurs rzutów karnych.

Następnie nadszedł wspomniany niespodziewany triumf nad obrońcami tytułu. Na stadionie New York Giants bułgarzy wyrzucili za burtę Niemców i zadziwili świat, zdobywając awans do półfinału turnieju. As Barcelony zdobył w tamtym spotkaniu pięknego gola z rzutu wolnego:

Kolejny zacięty bój podopieczni Penewa stoczyli w półfinale w którym ich rywalem byli Włosi. W starciu z Italią Stoichkov strzelił gola z rzutu karnego. Było to jego szóste trafienie na tamtym turnieju. Azzurri odpowiedzieli jednak dwoma bramkami innej wielkiej gwiazdy amerykańskiego czempionatu i futbolu pierwszej połowy lat 90. – Roberto Baggio. W meczu o trzecie miejsce wykończeni bitwami stoczonymi z Niemcami i Włochami Bułgarzy, ulegli gładko innej rewelacji tamtych mistrzostw – Szwedom – aż 0-4.

Mimo to piłkarze Dymitara Penewa byli witani w ojczyźnie jak prawdziwi bohaterowie. Czwarte miejsce wywalczone przez Bułgarię na mundialu w 1994 roku, pozostaje do dziś największym osiągnięciem reprezentacji z tego – posiadającego siedem milionów obywateli – państwa. Lata 90. to w ogóle złoty okres  bułgarskiej piłki do którego dziś tamtejsi fani futbolu wracają z olbrzymią nostalgią. Po World Cup 1994 Bułgarzy zaliczyli także debiut na mistrzostwach Europy dwa lata później i zameldowali się na mundialu we Francji w 1998 roku.

Hristo wracał ze Stanów Zjednczonych także z tytułem króla strzelców turnieju, który współdzielił z Rosjaninem Olegiem Salenko. Po powrocie do ojczyzny musiał oczywiście podgrzać atmosferę i wziął na celownik selekcjonera Dymitara Penewa, o którym powiedział:

W naszym sukcesie nie ma żadnej jego zasługi. Marny z niego taktyk, jeszcze gorszy psycholog. Miał po prostu dobrych zawodników.

Złota piłka i zjazd formy

Świetna postawa Hristo zarówno w klubie, jak i reprezentacji, pozwoliła mu odnieść triumf w plebiscycie France Football, dzięki czemu został on uhonorowany Złotą Piłką za rok 1994. Bliski zdobycia Golden Ball, zawodnik Barcelony był już rok wcześniej, wtedy jednak przegrał tę nagrodę z Marco van Bastenem, a przyczyn tej porażki upatrywał w ingerencji Silvio Berlusconiego w wyniki plebiscytu.

To był peak formy bułgarskiego gwiazdora. Od momentu zdobycia przez niego najważniejszej indywidualnej nagrody, jego dyspozycja z każdym kolejnym rokiem zaczynała spadać. Latem 1995 roku robiąca porządki Barcelona pozbyła się pochodzącego z Płowdiw zawodnika. Stoichkov za sumę 15 milionów dolarów powędrował do Włoch, gdzie wraz z Gianfranco Zolą, miał stworzyć superduet atakujących w AC Parmie.

Na półwyspie Apenińskim Hristo spędził jednak tylko jeden sezon.  Jego hitowy transfer okazał się niewypałem. W Serie A Bułgar zdobył zaledwie pięć goli, a jego relacje ze wspomnianym Zolą nie układały się najlepiej. Pobyt zdobywcy Złotej Piłki w Parmie zapamiętał jednak pewien młody bramkarski talent – Gianluigi Buffon – który wchodził wówczas do zespołu ze Stadio Ennio Tardini.

W 1995 roku miałem zadebiutować w barwach Parmy przeciwko Milanowi. Nigdy nie zapomnę, jak się czułem . „Gigi, musisz ich po prostu zatrzymać, tak jak to robisz na treningu”  –  szepnął mi Stoiczkow przed rozpoczęciem meczu. Pomyślałem więc: „W porządku, Hristo, w swoim debiucie zagram tak, jakby to naprawdę była sesja treningowa”. Skończyłem na zero z tyłu.

Przed sezonem 1995/1996 Stoichkov ponownie trafił na Camp Nou. Duma Katalonii wykupiła go z Parmy za 3 miliony dolarów, czyli 1/5 kwoty, którą zarobiła na nim rok wcześniej. Na ławce trenerskiej nie było już Cruyffa. Pojawił się za to dobroduszny Anglik Bobby Robson, który używał Stoichkova głównie w roli jokera wchodzącego na murawę na końcówki spotkań. Jednakże po roku podziękowano za pracę także Robsonowi, a stery Blaugrany objął Louis van Gaal. Słynący z trudnego charakteru holenderski trener, kompletnie nie potrafił znaleźć wspólnego języka z bułgarskim zawadiaką. Stoichkov miał łatkę ulubieńca Cruyffa, którego to szczerze nienawidził van Gaal. Wkrótce stało się jasne, że przyszłość Hristo na pewno nie będzie związana z Barceloną, dopóki rządzi w niej van Gaal. A ten odzyskał tytuł dla Blaugrany po czterech latach przerwy. W dodatku serca kibiców z Camp Nou należały już do nowych goleadorów. Najpierw podbił je Ronaldo, a po jego odejściu zastąpił go inny Brazylijczyk – Rivaldo. Era Stoichkova przeminęła bezpowrotnie.

Pożegnalny tour i koniec kariery

Wkrótce Hristo udał się na krótkie wypożyczenie do ojczyzny, przywdziewając po ośmiu latach przerwy koszulkę CSKA Sofia. Po tym kilkumeczowym epizodzie rozpoczął egzotyczną wędrówkę, odcinając kolejne kupony. Zahaczył na moment o Arabię Saudyjską, by następnie dwa lata pograć w japońskim Kashiwa Reysol, aż w końcu osiadł na dłużej w Stanach Zjednoczonych, gdzie reprezentował barwy Chicago Fire i DC United. Wszystkie te ligi nawet dziś bywają deprecjonowane, przez fanów piłki skupionych na europejskim futbolu. 20 lat temu łatka „lig dla emerytów” była do nich przyszyta o wiele mocniej.

Ktoś taki jak Hristo Stoichkov musiał zakończyć karierę mocnym akcentem i niekoniecznie mówimy tutaj o aspektach sportowych. W 2003 roku Bułgar brutalnie sfaulował w meczu towarzyskim młodego amerykańskiego piłkarza Freddy’ego Llerenę, łamiąc mu nogę w dwóch miejscach. Chłopak zareagował w iście amerykańskim stylu, pozywając byłą gwiazdę Barcelony i żądając od niej pięciu milionów dolarów odszkodowania. Wszystko skończyło się ugodą, której warunki pozostały tajemnicą. W tym samym roku Hristo odwiesił buty na kołku, ogłaszając swoją decyzję na konferencji prasowej zorganizowanej w Barcelonie.

Po karierze

Niebawem Stoichkov rozpoczął karierę jako szkoleniowiec i już w 2004 roku, dzięki swojemu olbrzymiemu autorytetowi otrzymał posadę selekcjonera bułgarskiej kadry. Podobnie jak w czasie kariery zawodniczej, również jako szkoleniowiec, zdobywca Złotej Piłki z 1994 roku, nie potrafił trzymać języka za zębami.  Kłócił się z władzami UEFA, kłócił się z bułgarską federacją i kłócił się z własnymi zawodnikami. Stilian Petrov, który był kapitanem kadry, na jakiś czas zrezygnował z występów w barwach narodowych, nie potrafiąc porozumieć się ze Stoichkovem. Ostatecznie Hristo rozstał się z posadą selekcjonera w 2007 roku, nie potrafiąc przywrócić drużynie narodowej dawnego blasku. W późniejszym czasie Bułgar znajdował jeszcze pracę w roli trenera Celty Vigo, południowoafrykańskiego Mamelodi Sundowns czy rodzimego Liteksu Łowecz. Nigdzie jednak nie osiągał wielkich sukcesów.

fot. Wikimedia Commons

Hristo nadal mocno utożsamia się z klubem z Camp Nou. Jest do tego stopnia związany z Blaugraną, że wielokrotnie wyrażał swoje poparcie dla dążeń niepodległościowych Katalończyków. Szczerze nienawidzi także Realu Madryt. Niegdyś żartował, że Królewscy nigdy nie wypuszczą własnej serii znaczków pocztowych, bo ludzie chcący wysłać list, nie będą wiedzieli, na którą stronę znaczka mają napluć.

Dla mieszkańców Bułgarii, w latach 90. stanowił jedną z najważniejszych osób w państwie. Postać półboską, która zresztą pomimo swojego wybuchowego charakteru, wielokrotnie starała się pomagać rodakom dotkniętym trudami przemiany ustrojowej. Premię za wywalczenie tytułu króla strzelców na mundialu, Stoichkov przekazał domowi dziecka. Z własnej kieszeni zakupił też prawa telewizyjne dla bułgarskiej telewizji, by ta mogła pokazać finał Ligi Mistrzów w którym miał zagrać. Zresztą sam Hristo lubił nawiązywać do swojej boskości:

Imię odziedziczyłem po dziadku i powiem wam, że jeden Hristo – czyli Chrystus – jest w niebie, a drugi na ziemi. Obaj jednak potrafią czynić cuda.

Po awansie na mundial w USA twierdził także, że Bóg musi być Bułgarem. Cóż, on sam chyba bogiem nie był, bo zbyt wiele razy popełniał w życiu do bólu ludzkie błędy. Sam jednak twierdzi, że niczego by nie zmienił:

Kilku rzeczy żałuję, ale nigdy nie opuszczę gardy. Skurwiele, którzy chcą po mnie jeździć, będą zawsze. Nie zmieniłbym w swoim życiu niczego, nawet mimo paru błędów. Jeśli miałbym zaczynać wszystko od zera, moje życie wyglądałoby tak samo. Pozostałbym sobą.

Rafał Gałązka

Grafika główna powstała przy użyciu AI na stronie canva.com

Poprzednie teksty z serii Liga chuliganów:

#1 Stanley Ketchel – Zabójca z Michigan

#2 Keith Moon – Król perkusji, cesarz destrukcji

Jedna myśl na temat “Liga chuliganów #3: Christo Stoichkov i jego wszystkie przypały, czyli historia bułgarskiego boga futbolu

Dodaj własny

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑