Rebalia on Tour: Lech Poznań vs Radomiak Radom

W sobotę 27 października w ramach 13. kolejki PKO BP Ekstraklasy wybrałem się na mecz do Poznania, gdzie miejscowy Lech podejmował będącego w dolnych rejonach tabeli Radomiaka Radom. Zaplanowane na godzinę 20:15 zawody sprawiły, że w zasadzie od samego rana przygotowywałem się do wyjazdu do Wielkopolski.

Termin sobotni to właściwie idealny dzień na rozegranie meczu, zwłaszcza jeśli do pokonania jest pewien fragment naszego kraju, a biorąc pod uwagę późną godzinę rozpoczęcia meczu, należało to sensownie zorganizować pod kątem logistycznym, w związku z czym nie chcąc wracać po nocy i wrócić do domu nad ranem uznałem, że najrozsądniej będzie po prostu nocować w urokliwym Poznaniu.

Podróż samochodem, gdzie do pokonania jest 300 km, nie kalkulowała się, więc zważywszy, że niedaleko mojego miejsca zamieszkania znajduje się stacja PKP, z której można bezpośrednio pojechać pociągiem relacji Lublin-Poznań, postanowiłem skorzystać z usług państwowego przewoźnika i tak drobnym gestem wesprzeć krajową spółkę.

Cztery godziny jazdy do miejsca docelowego trochę się przedłużyły ze względu na małe opóźnienie pociągu, ale tuż przed godziną 11 wyruszyłem na weekend do miasta nieodłącznie kojarzonego z koziołkami. Opóźnienie też mi jakoś mocno nie przeszkadzało, bo planowy przyjazd do Poznania miał mieć miejsce około pięć godzin przed rozpoczęciem meczu.

Sama podróż bardzo wygodna, choć pod koniec dawała się już we znaki. Na Dworcu Głównym w Poznaniu zlokalizowanym tuż przy galerii Avenida, zameldowałem się chwilę po godzinie 15, skąd udałem się do zarezerwowanego w trakcie podróży hotelu, który mieścił się tuż obok Starego Miasta. Swoją drogą znalezienie odpowiedniego noclegu wbrew pozorom nie było tak oczywiste, ponieważ właśnie w miniony weekend w Poznaniu odbywała się konferencja energetyczna i mnóstwo przedstawicieli i pracowników z tej branży zjawiło się tego dania w stolicy Wielkopolski, przez co dostępność miejsc hotelowych była raczej znikoma.

Także i pod kątem wspomnianej wcześniej logistyki rozpatrywałem różne opcje, bo przyznam szczerze, że nie znałem kompletnie tego miasta, w którym byłem dopiero drugi raz w życiu. Należało zatem wszędzie porównać odległości i tak z dworca do hotelu spacer trwał mniej więcej kwadrans, a z kolei stadion znajdował się już trochę dalej, bo prawie sześć kilometrów od mojej bazy noclegowej. Jednak dzięki sprawnej aplikacji oraz hotelowej recepcji dowiedziałem się, że jeden z kursujących w promieniu kilkuset metrów tramwajów, dojeżdża pod stadion przy ul. Bułgarskiej.

Zanim jednak pojechałem na miejscowy obiekt, wybrałem się na Stare Miasto, które jest niewątpliwie dumą poznaniaków. Spotkać można było na nim mnóstwo turystów, którzy ochoczo robili zdjęcia obecnych tam kolorowych budynków i fontann. W oczy rzuciła się też bardzo duża kolejka, która ustawiła się po miejscowy przysmak, czyli rogale świętomarcińskie. Być może także dlatego, że to element poznańskiej kultury i tradycji, zwłaszcza że w mieście rokrocznie obchodzony jest Dzień Świętego Marcina, który przypada na 11 listopada. Przyznam, że sam dołączyłem do grupy oczekujących w kolejce i mogę stanowczo powiedzieć, że było warto. Takich rogali świętomarcińskich jak w Poznaniu nie ma chyba nigdzie indziej. 

Na stadion wybrałem się zatem niemal spod samego hotelu B&B linią tramwajową nr 13, a na przystanku spotkałem kibica ubranego w barwy miejscowego Lecha. Przyznał, że jest na każdym meczu Kolejorza, mimo że dojeżdża za każdym razem 150 kilometrów, bo mieszka na samej granicy województw wielkopolskiego oraz pomorskiego. Kiedy zapytałem go zatem skąd miłość akurat do Lecha, a nie np. Lechii Gdańsk stwierdził, że w zasadzie Lech był u niego w domu od zawsze, a jako uczeń szkoły podstawowej z wypiekami na twarzy w telewizji oglądał pamiętne boje Kolejorza z Juventusem oraz Manchesterem City w Lidze Europejskiej. W tramwaju oczywiście tłok, choć do meczu pozostało jeszcze półtorej godziny, a w drodze na stadion porozmawialiśmy o sytuacji w tabeli i klubowych zgodach oraz kosach, gdyż na ulicach widać było także kibiców zaprzyjaźnionych ekip, czyli Arki Gdynia oraz ŁKS-u Łódź. Po dotarciu na Bułgarską napotkałem jednak pewien problem organizacyjny, bo jak się okazało, zaginęła moja akredytacja, więc pracownik zadzwonił do Biura Prasowego i przyznano, że faktycznie nastąpiła pomyłka i przyniesiono mi świeżo wydrukowaną przepustkę. Enea Stadion z zewnątrz podświetlany nazwami obu klubów oraz sam widok z wysokości trybun wyglądał naprawdę bardzo widowiskowo, więc w żaden sposób nie zawiodło to moich oczekiwań i wyobrażeń o tym obiekcie.

Sam mecz był naprawdę ciekawy, bo Lech mocno rzucił się na przyjezdnych. Nie było to jakoś zaskakujące, wszak gospodarze byli liderem rozgrywek, a do tego naturalnie chcieli wykorzystać atut własnych czterech ścian. Radomiak przetrwał pierwsze minuty naporu, ale widać było, że cała gra jest pod kontrolą Lecha czego efektem była bramka Joela Pereiry zostawionego bez żadnej asekuracji przy rozegraniu stałego fragmentu gry. W późniejszych minutach świetnej okazji sam na sam z Maciejem Kikolskim nie wykorzystał z kolei Mikael Ishak. Ciągle trwała jednak przewaga Lecha, która nie przyniosła kolejnych bramek, a tuż po przerwie to radomianie za sprawą Zie Ouattary wyrównali stan meczu i trzeba przyznać, że na drugie 45 minut z szatni wyszła kompletnie odmieniona drużyna, która zaskoczyła lidera. Zieloni nieco się cofnęli, czekając na Kolejorza, ale nadal konstruowali akcje ofensywne, które mogli zamieniać na bramki. Nic jednak z tego nie wyszło w przeciwieństwie do Lecha, który dzięki boiskowej inteligencji Afonso Sousy i dograniu do Ishaka zadali decydujący cios. Miejscowi napotkali zwłaszcza w drugiej połowie silny opór, którego chyba nie do końca się spodziewali, a w radomskim obozie czuć było spory niedosyt, bo Radomiak absolutnie nie musiał przegrać tego meczu.

Po samym spotkaniu udałem się na konferencję prasową, po której wróciłem do hotelu, analizując w drodze powrotnej jeszcze skrót meczu i zapis konferencji pomeczowej. W niedzielę po śniadaniu wybrałem się jeszcze na godzinny spacer po wspomnianym Starym Mieście i wyruszyłem w stronę dworca, z którego odjechałem tuż przed godziną 14. 

Pobyt w Poznaniu będę świetnie wspomniał, bo miasto w jesiennej szacie barw oraz w tym okresie, w którym za chwilę będzie się tam odbywał wspomniany już Dzień Świętego Marcina, naprawdę mi się podobało. Samo miasto to oczywiście też świetna opcja, by wybrać się tutaj na weekend lub kilka dni. Z perspektywy sympatyka Radomiaka tylko wynik mógłby być nieco inny, ale tragedii i tak nie było. Dopisała także pogoda, która dopełniła udany i przyjemny wypad za swoją drużyną.

Bartłomiej Jędrzejczak 

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑