Murat Yakin zwyciężył. Trudna droga do chwały szwajcarskiego selekcjonera

Szwajcarska solidność. Wryło nam się to w kibicowskie mózgi jak mantra powtarzana przy okazji każdej wielkiej piłkarskiej imprezy. W Niemczech już po dwóch kolejkach można było odhaczyć kolejne turniejowe bingo – Shaqiri strzela pięknego gola, Sommer ratuje zespół kilkoma świetnymi paradami, a Szwajcarzy, jak to Szwajcarzy, po dwóch kolejkach mają już cztery punkty i są o mały kroczek od kolejnego z rzędu awansu do fazy pucharowej. Niby można było wzruszyć ramionami, bo każdy niedzielniak się tego po Helwetach spodziewał. To, co jednak wydarzyło się później, przerosło wszelkie oczekiwania. Tym bardziej, że ostatnie piłkarskie miesiące zdecydowanie nie smakowały tamtejszym kibicom, jak słodka czekolada Toblerone.

Tegoroczny sukces ma twarz Murata Yakina. Gościa, który za linią boczną wygląda, jakby wyciągnięto go prosto z gry Hideo Kojimy lub roli szefa mafii w amerykańskim filmie akcji. Trenerem jednak jest znacznie mniej ekscytującym. Rolę selekcjonera kadry narodowej otrzymał w końcu po… trzech fatalnych kadencjach w lidze szwajcarskiej.

Gdy kadry nie chciał objąć Lucien Favre, to właśnie Yakina w 2021 roku namaszczono na następcę Vladimira Petkovicia. Wbrew pozorom zdążył już spędzić z „Nati” bardzo dużo czasu (36 meczów – o 8 więcej niż zaliczyli wszyscy trzej ostatni selekcjonerzy reprezentacji Polski razem wzięci), lecz w jego umiejętności przez ostatni czas zdawała się mieć wiarę jedynie federacja. Gorąco było po łomocie od Portugalii w Katarze, gorąco było w drugiej połowie eliminacji EURO, podczas której Szwajcarzy byli w stanie pokonać jedynie słabiutką Andorę. Z każdym miesiącem coraz mocniej kwestionowano jego podejście taktyczne i personalia, a po nieprzychylnym losowaniu przewidywano pierwsze od ponad dekady pożegnanie się z turniejem w grupie.

Dominique Blanc, prezes szwajcarskiego ZPN uspokajał: „Nawet, jeśli zaliczyliśmy ostatnio cztery remisy i jedną porażkę w ostatnich spotkaniach kwalifikacyjnych, Murat Yakin ma nasze pełne zaufanie”. Dziś można powiedzieć, że znowu wyszło na jego. Szwajcaria nie tylko po raz drugi z rzędu awansowała do ćwierćfinału mistrzostw Europy, ale i zrobiła to wzorowo, w nienagannym stylu stawiając się Niemcom, czy wyrzucając po drodze obrońców tytułu.

Ten gorszy z braci

Teoretycznie Murat Yakin wiedzę niezbędną do pojmowania i wypowiadania się na temat sportu posiada, bowiem (uwaga!) grał kiedyś piłkę. I to przez wiele lat, na całkiem przyzwoitym poziomie. W Szwajcarii święcił sukcesy jako środkowy obrońca Bazylei, a także był częścią drużyny narodowej, która reprezentowała kraj podczas mistrzostw Europy w 2004 roku. Swoje pograł także w Bundeslidze, konkretnie w Stuttgarcie i Kaiserslautern, gdzie trafił dwa lata po zakończeniu legendarnego sezonu 1997/98. Karierę zakończył w 2006, więc na bardzo ważne dla Szwajcarii ME w 2008 roku nie pojechał, w przeciwieństwie do jego młodszego brata, Hakana. Zgadza się – to dokładnie ten, który później w meczu o honor z Portugalią ustrzelił dublet.

Pod pewnymi względami przypomina to przypadek Pawła i Piotra Brożka – napastnik i obrońca, jeden zapamiętany za swoją karierę piłkarską, drugi trochę zapomniany. Oczywiście całe porównanie mocno na wyrost, bowiem nie da się zrównać braci Yakinów i braci Brożków zachowując jakiekolwiek proporcje (koniec końców Murat rozegrał prawie 50 występów w narodowych barwach), jednak panowie wciąż mają ze sobą wiele wspólnego – chociażby fakt, że cała czwórka w jakiś sposób jest powiązana z Turcją. Rodzice Hakana i Murata to przedstawiciele pokolenia imigrantów znad Bosforu, którzy w poszukiwaniu lepszego życia przeprowadzili się na przedmieścia Bazylei. Łącznie mieli aż dziewięcioro dzieci, a wakacyjne podróże do rodzinnego kraju odbywali pociągiem, gdyż nie było ich stać na samolot.

Miłość do piłki okazała się złotą drogą. Nie tylko dla nich. W pierwszej dekadzie XXI wieku niemała część szwajcarskiej reprezentacji składała się z graczy tureckiego pochodzenia. Na wspomnianym EURO 2008 doszło zresztą nawet do symbolicznego meczu Szwajcarii z Turcją, wygranego przez tych drugich 2:1. Ciekawostką jest, że gola dla gospodarzy zdobył właśnie Hakan Yakin, a asystował mu pochodzący z Kurdystanu Eren Derdiyok – również urodzony w Bazylei. W tamtej drużynie grał też Gokhan Inler, także posiadający turecki paszport.

Bracia Yakin byli nierozłączni. Razem grali w piłkę w Bazylei i razem poszli w trenerkę. Choć nieco większą karierę na boisku zrobił Hakan, to przy linii bocznej właśnie Murat odnajdywał się lepiej. Na początku w FC Luzern trenował nawet swojego brata, lecz później obaj pracowali razem w Schaffhausen. Murat jako trener, Hakan jako asystent. W międzyczasie bohater tekstu mógł wpisać sobie do CV jeszcze dwa sezony (i dwa mistrzostwa!) w Bazylei, a także przygodę w Spartaku Moskwa, która jednak nie skończyła się najlepiej. Prawdziwy kataklizm przyszedł dopiero później. Grasshoppers? Spadek z ligi. Sion? Fatalny sezon, choć ze strefy spadkowej udało się już wyślizgnąć. Powrót do Schaffhausen? Pierwszy sezon – 9. miejsce w drugiej lidze szwajcarskiej, drugi sezon – czwarte miejsce, bez awansu. Niezbyt obiecujące portfolio jak na przyszłego opiekuna kadry…

Wątpliwe eliminacje

O Muracie Yakinie – już pracującym na stanowisku selekcjonera – w ten sposób wypowiadał się jego były partner ze środka obrony, Stephane Grichting:

„Muratowi trudno jest kwestionować samego siebie. Jako gracz zawsze był utalentowany i nie zawsze musiał dawać z siebie 100%, czasami jest nawet trochę zadufany.”

Ten cytat chyba najlepiej podsumowuje, jak przez ostatni rok grała reprezentacja Szwajcarii. Na EURO 2024 Helweci dostali się dopiero z drugiego miejsca w swojej grupie eliminacyjnej, zaledwie z dwoma punktami przewagi nad trzecim Izraelem. Rywale poziomem nie straszyli – Rumunia, Białoruś, Kosowo i Andora to drużyny, od których Szwajcarzy powinni być wyraźnie lepsi, lecz podczas meczów nie pokazywali tej organizacji, jaką widzimy teraz na turnieju. Zdawali się grać na pół gwizdka, byli ospali, niedokładni i popełniali zadziwiająco wiele błędów. Mecze z Kosowem (2:2 i 1:1) i Białorusią (3:3) były absolutnymi festiwalami pomyłek defensywnych i bardziej przypominały sparingi, aniżeli mecze o punkty. Hitem okazał się rewanż z „Dardanet” (1:1), na który niegrający już o nic rywale wystawili mocno okrojony skład, podczas gdy po szwajcarskiej stronie boiska znajdowali się Yann Sommer, Granit Xhaka czy Manuel Akanji. Bardzo często tracili także koncentrację wraz z przebiegiem meczu. Jak z Rumunią w Bukareszcie, potrafili prowadzić 2:0, by w ostatnich minutach spotkania stracić dwa gole i wypuścić trzy punkty w końcówce.

Yakin podczas swojej kariery klubowej dał się poznać jako trener, który dostosowuje grę drużyny do przeciwnika. Na mundialu w Katarze jego drużyna miała kilka różnych oblicz i w każdym meczu pokazywała inne – minimalistyczne zwycięstwo z Kamerunem, twarda gra przeciwko faworyzowanej Brazylii i pełna pasji gra w meczu z Serbią poprzedziły kataklizm, jaki zdarzył się w 1/8 finału. Selekcjoner podjął niespodziewaną decyzję i po raz pierwszy na turnieju wystawił formację z trójką stoperów, która nie sprawdzała się w przedmundialowych sparingach. Wiara w zadziałanie efektu zaskoczenia szybko jednak przeistoczyła się w weryfikację błędów taktycznych, a Portugalczycy szybko rozwinęli skrzydła, ładując do bramki Yanna Sommera sześć bramek.

To właśnie po tym meczu pojawiły się pierwsze wątpliwości co do pracy selekcjonera, którego decyzjom dziwili się nawet sami piłkarze. Xherdan Shaqiri w pomeczowym wywiadzie wspominał, że drużyna była kompletnie nieprzygotowana na tak radykalną zmianę, a sama zmiana systemu ich zupełnie zaskoczyła. Yakina nie wywożono na taczkach, lecz już wtedy zastrzeżeń było wiele. Nawet jeśli Szwajcarzy lepiej czuli się przy grze piłką, to personalne wybory szkoleniowca zdawały się blokować rozwój kadry. Przywiązanie do niektórych nazwisk i niechęć do bocznych obrońców (nieraz występowali tam Freuler czy Edmilson Fernandes, podczas gdy powołań nie otrzymywał, chociażby Jordan Lotomba) to tylko niektóre z nich.

EURO 2024, czyli najważniejszy egzamin zdany na piątkę

Od samego początku pojawiały się wątpliwości co do tego, czy Szwajcaria na EURO 2024 w ogóle zdoła wyjść z grupy. Nie tylko z powodu słabej pozycji selekcjonera, bo drużynę nawiedziła plaga kontuzji. Wypadł Sow, wypadł Zakaria, walkę z czasem ledwo co zdołał wygrać Embolo. Przed meczem otwarcia z Węgrami wiele rzeczy stało pod ogromnym znakiem zapytania.

Na zgrupowanie przed turniejem Murat Yakin zaczął dawać szanse Kwadwo Duahowi. Urodzonemu w Londynie, a pochodzącemu z Ghany 27-letniemu napastnika Łudogorca, który miał na koncie 10 goli i 5 asyst w zakończonym sezonie ligi bułgarskiej. Mimo posiadania szwajcarskiej narodowości nie był w kraju zauważany, a po raz pierwszy polecił go asystent, Giorgio Contini, z którym selekcjoner intensywnie przed turniejem współpracował. 27-latek zagrał 45 minut w sparingu z Estonią, po czym 11 dni później… wyszedł w pierwszym składzie na mecz otwarcia, już po dwunastu minutach otwierając wynik. Nie można było trafić lepiej.

„Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takich uczuć, jakie towarzyszyły mi w tamtym momencie. Wszystko eksplodowało. Jeśli chodzi o emocje, był to najlepszy gol, jaki strzeliłem w mojej karierze.”

To nie pierwszy raz, kiedy praca Continiego dała o sobie znać. Przez szwajcarski ZPN zatrudniony został w lutym, a z Yakinem zna się już z Schaffhausen. Panowie mają więc do siebie spore zaufanie, a Contini – swoją drogą bardzo pracowity i znający wiele języków – ma duży wpływ także na przygotowanie taktyczne zespołu.

„Wniósł dużo energii i spokoju. Dyskusje, które prowadzimy na temat szkoleń potrafią trwać nawet trzy godziny, nawet jeśli szkolenie się nie odbyło. Bierze na siebie dużą odpowiedzialność, przeprowadza indywidualne analizy zawodników. Wcześniej nie było to tak szczegółowe.” – mówił Kevin Ehmes, analityk wideo reprezentacji, dla portalu LeMatin.

„Można powiedzieć, że współpracujemy teraz z dwoma głównymi trenerami, lecz ostateczne decyzje podejmuje Muri” – dodał.

Szwajcarzy zdominowali i zdemontowali Węgrów we wzorowy sposób. Wyłączyli z gry wszystkie ich atuty (Szoboszlai i wahadła), co mimo wszystko nie było najtrudniejszym zadaniem, gdyż postawa podopiecznych Marco Rossiego w tym spotkaniu była niesamowicie słaba. Ten mecz wygrał im jednak niesamowity nos selekcjonera, który tym razem trafił ze składem w sedno – Michel Aebischer i Dan Ndoye, czyli zawodnicy Bologni przed turniejem pełniący w kadrze drugoplanowe role, weszli w ten turniej perfekcyjnie. Pierwszy zdobył cudnego gola i zaliczył piękną, przeszywającą asystę, drugi siał spustoszenie na skrzydle. Nagle z początkiem turnieju spod ziemi wyrosło więc trzech nowych zawodników, którzy udowodnili, że można na nich polegać przy budowie trzonu zespołu.

Remis ze Szkocją ustalił już praktycznie komfort Szwajcarów w grupie, i choć nie został osiągnięty w tak dobrym stylu (pod tym względem nieco bardziej przypominał mecze eliminacyjne), to wciąż było po nim o czym rozmawiać – okładkowym tematem był piękny gol Xherdana Shaqiriego, którego tym razem Yakin zdecydował się wystawić w pierwszym składzie. Znów nieomylnie.

Największym szokiem okazał się być jednak pojedynek z Niemcami. Szwajcarzy w żadnym momencie kadencji Yakina nie wyglądali tak dobrze jako całość. Aktywność przez 90 minut, bardzo dobra, kolektywna praca w pressingu, zamykanie wolnych stref. Jako jedyni nie dawali się nabrać na dyrygującego grą Toniego Kroosa, który nie miał takiego pola do popisu, jeśli chodzi o progresywne podania. Po profesorsku grał Granit Xhaka, który u Helwetów pełnił podobną rolę i wywiązywał się z niej znakomicie. Choć Szwajcarzy dali się zdominować w drugiej połowie, to widać było, że są kompletnie innym zespołem niż ten, który widzieliśmy przed turniejem. W 1/8 finału tylko to potwierdzili, nie dając nawet cienia szansy Włochom. Przez cały mecz skompletowali 470 na 512 celnych podań (92%) – to ich najlepszy wynik od 1966 roku, jeśli chodzi o wielkie turnieje.

Nie wiadomo, czy Szwajcarzy zdołają powtórzyć ten wyczyn z Anglią, lecz jako selekcjoner Murat Yakin już na tym turnieju zwyciężył. Nawet, jeśli potrzebował „podpórki” do swoich instynktownych decyzji w postaci starego, dobrego znajomego, to jako czwarty opiekun kadry „Nati” w XXI wieku zdołał udźwignąć presję i doprowadzić drużynę do kolejnego sukcesu.

Adam Kowalczyk

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑