Niektórzy mogą czuć się znużeni, bo po raz kolejny, choć Lech nie zachwycał, pokonał na dobrą sprawę bez problemów Wartę i przerwał długą serię bez strzelonego gola. Przy Bułgarskiej zgromadziły się 23 tysiące kibiców, którzy byli świadkami ósmych derbów Poznania w XXI wieku. Co istotne, także ósmej wiktorii Kolejorza w tych starciach.
Oba gole w tym niezbyt atrakcyjnym piłkarsko spotkaniu strzelił chimeryczny Kristoffer Velde. Tym razem Norweg zachował chłodną głowę w polu karnym i szczególnie trafiając na 2:0, wykazał się technicznym kunsztem oraz inwencją.
Poniżej prezentujemy najciekawsze sytuacje (filmik z konta Lecha na platformie X):
Tym, co mogło zwrócić uwagę kibiców i obserwatorów poznańskiej piłki przed meczem, ale także już po zakończeniu rywalizacji, były stoiska Warty Poznań z koszulkami, szalikami i rozmaitymi gadżetami. To był symbol przyjaznych relacji, jakie łączą oba kluby. No i przede wszystkim oznaka normalności w pełnym antagonizmów świecie futbolu, to taka odtrutka na wszelkiego rodzaju przykłady kibicowskiej zajadłości.

Przed spotkaniem rzecznik prasowy Kolejorza Maciej Henszel zapowiadał, że w sektorze rodzinnym będą atrakcje dla rodzin z dziećmi, ponieważ derby Poznania mają swoją specyfikę i są znane z familijnej wręcz atmosfery. To wszystko prawda, niemniej tym razem nie popisała się Ekstraklasa, a wielu lokalnych dziennikarzy słusznie postulowało, by ten mecz został rozegrany w sobotę lub niedzielę po południu lub nawet o 12:30. Tymczasem wybór padł na piątkowy wieczór, przy czym nie było tak źle, skoro na stadion przybyły ponad 23 tysiące osób.
Wsłuchując się w narrację przedstawicieli Warty obecnych na tym meczu, można było zwrócić uwagę na dezaprobatę spowodowaną nieustannym ustalaniem terminów spotkań drużyny Dawida Szulczka w piątek i poniedziałek. Cóż, Bogiem a prawdą, musimy przyznać, że to najprawdopodobniej wynika z małej atrakcyjności Zielonych.
Ich mecze zwykle nie są efektowne. Zespół z Dolnej Wildy potrafi walczyć, ale nie prezentuje widowiskowego futbolu (notabene, można tu wrzucić też kamyczek do ogródka Lecha, bo on mimo znacznie większego budżetu i marketingowego rozmachu w tej rundzie też funduje swoim fanom same mordęgi). W każdym razie nie ma co się żalić, Ekstraklasa tak postanowiła. Toteż trzeba się dostosować i grać.
Koniec strzeleckiej niemocy
W tym meczu Warta grała odważnie, na co zwracał uwagę na pomeczowej konferencji prasowej jej szkoleniowiec. To jednak nie wystarczyło, Lech bowiem miał mecz u siebie, jego kibice dominowali na trybunach. Ponadto Kolejorz miał ogromną ochotę, by w końcu strzelić gola i przerwać niechlubną passę. Po pierwszej połowie gospodarze razili bezradnością, brakiem pomysłu na grę. Mało tego, przekroczyli barierę… 8 godzin bez gola. W drugiej odsłonie rywalizacji to uległo zmianie, a po meczu Mariusz Rumak twierdził, że jego drużyna „zagrała dobre spotkanie”. Z tym można akurat polemizować.
Po meczu jeden z dziennikarzy (Przemysław Chlebicki) zapytał Mariusza Rumaka o głośny wywiad Manuela Arboledy dla TVP Sport. Szkoleniowiec KKS-u przyznał, że nie czytał tej rozmowy, ale powiadomił go o niej rzecznik prasowy Maciej Henszel. Rumak podał w wątpliwość status Kolumbijczyka jako ikony klubu, dodał, że Arboleda nie może się pogodzić z tym, że przed laty w wyniku postanowienia Rumaka nie otrzymał prolongaty kontraktu.
Ciekawe, co o tym myśli większość kibiców Kolejorza. Charyzmatyczny piłkarz z Ameryki Południowej był bowiem swego czasu opoką drużyny z Poznania i ulubieńcem Franciszka Smudy. Sympatyczny, wesoły, z temperamentem. Tymczasem kostyczny Mariusz Rumak wciąż musi wykonać ciężką pracę, by odzyskać zaufanie poznańskiej publiczności, która jest wymagająca.
Dodaj komentarz