This is England #17: Derby bez nienawiści, czyli o wyjątkowości Derbów Merseyside

Derby piłkarskie. Dla niektórych najważniejszy mecz sezonu, dla innych wręcz święta wojna. Bez względu na określenie, mecz, który dla każdego fana piłki jest szczególny. Na całym świecie takich rywalizacji jest ogrom. W Glasgow oglądamy walkę Celticu i Rangers, w Buenos Aires starcia Boca z River Plate, w Hamburgu jest to Hamburger vs Sankt Pauli,  a w Madrycie Realu z Atletico. Niektóre z tych rywalizacji wzięły się z przyczyny religijnych, inne politycznych, najczęściej jednak rodziła je po prostu rywalizacja sportowa. A wszystkie łączy jedno. Szczera i nieskończona nienawiść do sąsiada.

Na tym tle wyróżnia się jedna rywalizacja. Mecze Liverpoolu z Evertonem nazywane derbami Merseyside lub po prostu derbami przyjaźni. Przyjaźń, to ostatnie czego oczekiwano by po derbowych rywalach, a jednak fani Liverpoolu i Evertonu darzą siebie specjalnym uczuciem. Choć każde starcie tych drużyn to gwarant wymiany tysięcy uszczypliwości, a menedżerowie jak i piłkarze obu drużyn nieraz sobie dogryzali, a żadne mecze w historii Premier League nie przyniosły tylu czerwonych kartek, to rywalizacja tych drużyn nie jest podszyta absolutną nienawiścią. Skąd więc bierze się fenomen derbów przyjaźni?

Historia obu klubów jest ze sobą związana od samego początku, Liverpool bowiem powstał po to, by pokonać Everton. Jakkolwiek to brzmi, taka jest właśnie prawda. Był rok 1892, a Everton rozgrywał swoje mecze na stadionie przy Anfield Road, dziś jednoznacznie łączonym z Liverpoolem. A raczej kończył je rozgrywać, bowiem 15 marca 1892 roku opuścił Anfield oskarżając właściciela boiska – Johna Houldinga – o zbyt wysoką podwyżkę czynszu, mimo czerpania dodatkowych zysków kosztem klubu. Houlding został z pustym boiskiem i poczuciem wystawienia przez Everton. Oba te problemy mógł rozwiązać w jeden sposób – zakładając konkurencyjny klub piłkarski. Już kilka miesięcy później Everton Athletic, wkrótce przemianowany na Liverpool Football Club, powstał i rozpoczął długą historię walki o prymat w mieście z Evertonem. Gdy Houlding umarł w 1902 roku, jego trumnę nieśli piłkarze obu klubów.

Aktów solidarności w historii było więcej, w tym te najważniejsze, po katastrofie na Hillsborough. 15 kwietnia 1989 roku, podczas półfinału Pucharu Anglii zawaliła się trybuna, a śmierć poniosło 96 kibiców Liverpoolu. Media i rząd oskarżały o to nikogo innego jak fanów „The Reds”, którzy o sprawiedliwość musieli walczyć 23 lata. Dopiero po ćwierć wieku, rodziny ofiar i cała społeczność kibicowska Liverpoolu doczekały się śledztwa z prawdziwego zdarzenia i wykazania nieprawidłowości zarówno w przygotowaniu stadionu jak i organizacji ochrony, które doprowadziły do katastrofy. Choć Liverpool otrzymał pomoc od wielu klubów, to nikt nie zaangażował się w nią tak bardzo jak fani Evertonu, ramię w ramię stojący w walce o sprawiedliwość z kibicami z Anfield. I choćby za to, klub ten zyskał wieczny szacunek w oczach prawdziwych kibiców Liverpoolu.

Jednak ich jedność istniała już wcześniej. W końcu między iloma derbowymi rywalami doszło aż do 30 bezpośrednich transferów, o pośrednich nie wspominając? W ilu klubach, zawodnicy, ba – legendy klubu – jak Robbie Fowler czy Peter Reid, przyznawali się do kibicowania derbowym rywalom za dzieciaka. W końcu, jacy inni derbowi rywale mogliby stanąć ramię w ramię na meczu o trofeum, tak jak zrobili to fani i piłkarze Liverpoolu w finale pucharu ligi 1984 i wspólnie śpiewać „Merseyside! Merseyside!” będąc dumnym nie tylko ze swej drużyny, ale z tego, że dwa najlepsze kluby z kraju są z ich miasta?

Przyczyny tego stosunku są zaskakująco proste, choć jest to wypadkowa kilku czynników. Po pierwsze podłoże tej rywalizacji zawsze było sportowe. Podczas gdy w Manchesterze jeden klub ma się za „miejski”, a drugi większość kibiców zbiera z obrzeży, tak w Liverpoolu oba kluby oddziela zaledwie 1,5 kilometra, a ich kibice są z całego miasta. Podczas gdy w Glasgow jeden zespół reprezentuje protestantów, a drugi katolików, w Liverpoolu kibice wszelkich wyznań i poglądów mieszają się w obu drużynach. Od zawsze liczył się tylko sport.

Po drugie oba kluby były po prostu, całego miasta, rodzinne i należące do wszystkich. W walkach kiboli, do jakich niestety dochodziło i dochodzi do dzisiaj, często atakujesz ludzi ci obcych, nie myśląc o krzywdzie, jaką im wyrządzisz. Ale co jeśli oni nie są obcy? Co jeśli to twoi rodzeni bracia, siostry, ojcowie czy wujkowie? Jeśli to twój najlepszy kumpel ze szkolnej ławki? Dobry współpracownik czy sąsiad, z którym wspólnie palicie grilla? Nawet mniej bystrzy ludzie mają wtedy zahamowanie przed zbędną agresją. A fani Liverpoolu i Evertonu tacy właśnie są. Mieszają się i na stadionach i w codziennym życiu.

Na koniec miasto. Liverpool jako miasto zasługuje na osobną książkę. Transparenty „Scouser not English” podkreślają ich odrębną tożsamość, a choć obecnie nie jest to miasto z syndromem oblężonej twierdzy, to przez lata czuło się samotnie pośród Anglii. Mając ogromną ludność napływową z Irlandii czy Szkocji wykształciło własną kulturę już pod koniec XIX wieku, lecz to w latach 60’ naprawdę znienawidziło resztę Anglii. Wielki kryzys, bieda, głód i bezrobocie nasilały się lub słabły przez kolejne 30 lat, podczas których Liverpool nieprzerwanie czuł się osamotniony. Nie dostawał pomocy od państwa, a wręcz widział w nim przyczynę swej niedoli. Tylko dwie rzeczy dawały im w tamtych czasach radość. Muzyka i piłka nożna. Największy rywal był więc mimo wszystko swój, a nie obcy, jak reszta Anglii.

To właśnie czyni Derby Merseyside wyjątkowymi. Kibice obu drużyn wspólnie zmierzający na stadion, atmosfera zdrowej sportowej rywalizacji zamiast nienawiści i praktyczny brak przemocy (oczywiście, poszczególne wypadki się zdarzają, tak jak i podczas spotkań niederbowych) czyni je jednymi z najradośniejszych derbów świata.

Lecz czy to oznacza „łagodne” derby? Absolutnie nie! Piłkarze i kibice traktują te mecze jako najważniejsze w sezonie, walka o każdą kępkę trawy to bitwa, przy której inne derbowe mecze przypominają towarzyskie spotkania, a pragnienie zwycięstwa jest większe niż gdziekolwiek indziej. Nie bierze się to jednak z nienawiści, a z braterskości.

Bo właśnie tym są dla siebie obydwa kluby. Braćmi. Ich kibice nie skrzywdzą się, pomogą sobie w potrzebie, wyjdą razem na piwo. Lecz każdy, kto miał rodzeństwo, z pewnością zrozumie, jak bardzo można chcieć wygrać z własnym bratem. I dlatego te derby są szczególne. Od pierwszego do ostatniego gwizdka, trwa sportowa wojna. Lecz potem Liverpool i Everton znów są rodziną. I być może najzdrowszą rywalizacją piłkarską świata. 

Wiktor Morawski

fot: commons.wikimedia.org

Jedna myśl na temat “This is England #17: Derby bez nienawiści, czyli o wyjątkowości Derbów Merseyside

Dodaj własny

Dodaj komentarz

Zacznij bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑