Wraca La Liga, bez Messiego i Benzemy, ale z Lewandowskim. W związku z inauguracją sezonu Primera Division prezentujemy wywiad z historykiem i hispanistą, prof. Filipem Kubiaczykiem. Zapraszamy!
Sezon 2023/24 La Liga wystartuje już dziś. Kto powalczy o mistrzostwo, kto może być czarnym koniem, czy w hiszpańskiej piłce znowu będą akcenty polityczne, jak Hiszpanie poradzą sobie w walce z rasizmem? Na te i wiele innych pytań odpowiada profesor UAM Filip Kubiaczyk, historyk, hispanista, autor naukowych książek o hiszpańskim futbolu.
Przedsezonowe El Clásico to już norma, Barça i Real spędzili pretemporadę w USA. La Liga podbija rynek amerykański?
„Amerykański Klasyk” staje się powoli stałym elementem tej mitycznej rywalizacji. Mimo że mecze te mają charakter towarzyski, są bardzo emocjonujące i wyczekiwane przez kibiców. Nie towarzyszy im negatywna łatka, jaką ma „arabski klasyk” rozgrywany w ramach Superpucharu Hiszpanii. La Liga zawsze była bardzo popularna w Stanach Zjednoczonych. Ma to oczywiście związek z popularnością, jaką cieszą się tam Real Madryt i FC Barcelona. Myślę, że będzie się ona tylko zwiększać.
À propos Stanów, czy Barcelona miała szansę wygrać batalię o Leo Messiego z Interem Miami? Floryda zauroczyła Messiego komfortem życia, liczną społecznością latynoską, wysoką gażą, ale też brakiem presji i względnym spokojem, z dala od hiszpańskiego zgiełku. Ponadto on i jego ojciec wciąż mają żal do Joana Laporty, który w kampanii blefował. Powrót Leo do Barcy był zatem mrzonką?
Pytanie, które powinniśmy sobie postawić, brzmi: czy prezes Barçy Joan Laporta w ogóle na poważnie rozważał powrót Leo Messiego do klubu? Tak naprawdę od momentu odejścia Argentyńczyka nie mieli ze sobą praktycznie żadnych relacji, co przyznał Messi, kiedy stał się już piłkarzem Interu Miami. Całe medialne zamieszanie związane z jego ewentualnym powrotem do Barçy, zawsze należy oceniać w perspektywie okoliczności, w jakich odchodził z klubu w sierpniu 2021 roku. Nigdy nie powinniśmy też zapominać o słowach, jakie Laporta wypowiedział na konferencji prasowej jeszcze przed oficjalnym pożegnaniem Messiego: „Leo zostawia wspaniałe dziedzictwo. Był piłkarzem z największymi sukcesami w historii klubu, zostawił wspaniały ślad w historii Barçy […] A teraz zaczyna się nowa era. Jest okres przed i po Leo […]. Mamy instytucję, która jest ponad wszystkimi, nawet ponad najlepszym piłkarzem świata. Zawsze będziemy mu wdzięczni”.
To była znamienna wypowiedź.
Słowa te de facto już wtedy zamknęły kwestię jego powrotu. Moim zdaniem Laporta nie powinien ich wypowiadać. Decydując się na transfer do Interu Miami, Messi zachował się racjonalnie. Widać, że wyciągnął wnioski z tego, co go spotkało dwa lata wcześniej. Nie chciał, aby klub jego życia po raz kolejny zwodził go obietnicami i zapewnieniami, że aktywnie działa w kwestii jego transferu, a następnie przeżywać kolejnego rozczarowania.
Coś na potwierdzenie?
Potwierdzają to jego słowa, że chciał wrócić do Barçy, ale nie zamierzał zostawiać tej sprawy w rękach innej osoby. W oczywisty sposób chodziło mu o Laportę. Zapewnił również, że nigdy nie było konkretnej oferty ze strony Barçy, czemu klub zaprzeczył w oficjalnym komunikacie. Messi nie chciał zostać potraktowany podobnie jak w 2021 roku również dlatego, że nie byłoby to dobre dla jego wizerunku. Pamiętajmy też, że Messi mentalnie był już poza klubem od 2020 roku, kiedy chciał odejść z powodu złych relacji z poprzednim prezesem Josepem Marią Bartomeu.
Przypomina się burofax…
To zadziwiające, w jak smutnych, dziwnych i nieprofesjonalnych okolicznościach skończyła się piękna piłkarska historia Messiego w Katalonii. Messi w Miami czuję się doskonale. Składa się na to kilka czynników: profesjonalizm, z jakim przeprowadzono jego transfer (podkreśliłbym rolę, jaką odegrał w tym David Beckham), spokój, który gwarantuje mu życie na Florydzie, która jest jednym z najbardziej zlatynizowanych regionów Stanów Zjednoczonych i nie ma w sobie nic z atmosfery Paryża, w którym nigdy nie czuł się dobrze oraz to, że jest w nowym klubie największą gwiazdą, i nie ma w nim żadnych toksycznych relacji.
Trzeba chyba mieć też na względzie, że za cztery lata w Ameryce Północnej, w tym w USA, zostaną rozegrane kolejne finały mistrzostw świata?
Oczywiście. Messi stał się też częścią „operacji Mundial”, który w 2026 roku zorganizują wspólnie Stany Zjednoczone, Kanada i Meksyk. Jego gra w Miami sprawi, że stanie się największym ambasadorem tego projektu, zyskując z tego profity i jednocześnie zwiększając popularność futbolu w USA. Wszystko to pozwala mu mieć czystą głowę i koncentrować się wyłącznie na tym, co robi najlepiej, czyli zdobywaniu goli.
LaLiga bez Benzemy, Busquetsa, Alby, a już wcześniej Pique, Casemiro czy Ramosa, o Messim i Ronaldo nie wspominając, bo to oczywiste, to znak czasów? Czy El Clásico w jakimś aspekcie straci na atrakcyjności, a temperatura tego meczu znacznie się obniży? Nie będzie wielu antagonizmów?
El Clásico nigdy nie straci na atrakcyjności. Zmieniać się będą tylko bohaterowie, wokół których budowana będzie medialna otoczka wokół niego, mająca na celu zwiększenie jego oglądalności, natomiast historyczno-polityczny kontekst i symboliczne znaczenie tej hiszpańsko-katalońskiej rywalizacji pozostaną niezmienne. W ostatnich latach mogliśmy obserwować częste zmiany w tym obszarze, by podtrzymywać ten piłkarsko-polityczny antagonizm. Przez długi czas El Clásisco opierało się na personalnej rywalizacji Cristiano Ronaldo z Lionelem Messim, po ich odejściu podjęto próbę medialnej promocji „nowego Klasyku” na podstawie rywalizacji Ansu Fatiego z Viniciusem Jr., co moim zdaniem skończyło się niepowodzeniem.
Po odejściu jednego ze snajperów będzie jeszcze trudniej…
Bez wątpienia odejście Karima Benzemy z Realu w zasadzie nie pozwoliło oprzeć go na rywalizacji Francuza z Robertem Lewandowskim. Przez krótki czas, na bazie sojuszu i dobrych relacji Florentino Péreza i Joana Laporty, których połączył wspólny interes w sprawie Superligi i umowy z CVC [luksemburskim funduszem inwestycyjnym] mieliśmy wręcz do czynienia z „anty-Klasykiem”. W marcu 2023 roku, w związku z aferą Negreiry, dobre relacje między prezesami obu klubów zostały jednak zerwane, co znalazło swoje przełożenie na El Clásico.
Zniknęły nawet nacjonalistyczne akcenty?
Tak. Kibice Barçy podczas klasyku z 19 marca 2023 roku, rozgrywanego na Camp Nou po raz pierwszy od 1992 roku, nie przystroili trybun stadionu w żadną mozaikę w barwach katalońskiej flagi i/lub samego klubu! Moim zdaniem, w ten sposób nie chcieli nadawać klasykowi symbolicznego znaczenia, z którym od zawsze był kojarzony. Nie znaczy to jednak, że tej symboliki nie było!
Jednak również miało to pewien znaczący wydźwięk?
W tym przypadku właśnie brak oprawy był tym, co miało przyciągać uwagę wszystkich. Barça postawiła na zwycięstwo sportowe nad swoim odwiecznym Rywalem, co miało być formą jego upokorzenia za postawę władz i kibiców „Królewskich” wobec afery z Negreirą. I wygrała marcowy Klasyk 2:1. Z kolei w kwietniu 2023 roku, za sprawą słów Laporty, który nazwał Real klubem frankistowskiego reżimu i filmiku wideo Realu Madryt, w którym z kolei klubem reżimowym uczyniono FC Barcelonę, polityczna twarz El Clásico, co zresztą przewidywałem w jednym z wcześniejszych wywiadów dla „Futbolowej Rebelii”, wróciła z całą mocą i wszystkimi tego konsekwencjami. Czas pokaże, co przyniosą nowe Klasyki. Z pewnością wpływ na atmosferę wokół nich będzie miał rozwój sytuacji politycznej w Katalonii, gdzie coraz częściej pojawiają się głosy o przeprowadzeniu kolejnej próby secesji.
Barça i Real wciąż kuszą najlepszych. Ilkay Gündoğan, który wygrał wszystko w City, wzmocnił drużynę Xaviego. Jude Bellingham, jeden z najlepszych graczy młodego pokolenia, ma być główną postacią Realu. To budujące?
Te dwa kluby zawsze będą przyciągać do siebie świetnych piłkarzy. Transfery Gündoğana i Bellinghama z pewnością cieszą Javiera Tebasa, prezesa La Liga. To dwaj świetni gracze, jeden bardzo doświadczony z sukcesami, drugi młody, mający wielką przyszłość przed sobą. Zobaczymy, jak przełożą się one na sportową rywalizację między Realem i Barçą w nadchodzącym sezonie. Ciekawi mnie zwłaszcza, jak będzie wyglądała współpraca Gündoğana z Lewandowskim, wszak w przeszłości grali ze sobą w Borussii Dortmund. Jeśli jednak spojrzymy na te transfery z perspektywy innych drużyn, to z pewnością wzmacniają one tzw. duopol, który nie wszystkim się podoba, a niektórych Hiszpanów wręcz zniechęca do oglądania meczów La Liga.
Czy odnosi Pan wrażenie, że w Barcelonie brakuje realizmu, a jest ciągłe „chciejstwo”? Barça znowu ma/miała problem do samego startu ligi z rejestracją piłkarzy, podobnie jak z pozbyciem się niechcianych (Lenglet, Dest, udało się z Kessiem). Do tego dochodzi sprawa Dembele, kłopoty ze sprzedażą Barça Studios Niemcom. Czy w świecie Joana Laporty chaos jest nieunikniony? Jak to świadczy o klubie? „Dziedzictwo” Bartomeu nie może być chyba zawsze wymówką?
Na kompleksową ocenę prezesury Laporty jest jeszcze za wcześnie, ale z pewnością jest to inny „Jan” niż w latach 2003-2010, co oczywiście wiąże się z nową rzeczywistością, w której przyszło mu działać. Jednak argumentem tym nie można tłumaczyć wszystkiego, co dzieje się w klubie, podobnie jak nie można w nieskończoność powoływać się na „zatrute dziedzictwo” Bartomeu, który też nie działał sam. Do wymienionych kwestii dodałbym jeszcze zamieszanie z Mateu Alemanym, który miał odejść z klubu, ale jednak w nim pozostał i ostatnie medialne doniesienia o możliwym powrocie do Barçy Neymara.
W tej sprawie zdania kibiców chyba są podzielone? Okoliczności, w jakich Neymar rozstawał się z Barceloną, pozostawiły wiele do życzenia.
Pamiętam, jak w 2017 roku w okolicach Camp Nou, kiedy Brazylijczyk odchodził do Paris Saint-Germain, rozwieszano plakaty z jego wizerunkiem i towarzyszącymi mu słowami „zdrajca”. Katalońskie media spekulują, że Neymar w bordowo-granatowych barwach miałby pomóc klubowi wizerunkowo i marketingowo w trudnym czasie, kiedy będzie rozgrywał swoje mecze na Montjuïc. Warto jednak podkreślić, że mimo tego instytucjonalnego chaosu, gra FC Barcelony wygląda bardzo dobrze, i w mojej opinii, w nadchodzącym sezonie klub ten będzie głównym kandydatem do zdobycia mistrzostwa Hiszpanii.
Czy po tym roku spędzonym przez Roberta Lewandowskiego w Barcelonie dostrzega pan w Katalonii „efekt Lewego”? Do czego to można porównać?
Tak, zdecydowanie. Robert Lewandowski cieszy się dużą popularnością i szacunkiem kibiców FC Barcelony. Doświadczyłem tego, będąc na Camp Nou na meczu Barçy z Osasuną Pampeluna, w maju tego roku. Każde jego podanie do kolegów dające im szansę na strzelenie gola, jak i jego próby trafienia, były nagradzane oklaskami. Na trybunach mnóstwo kibiców miało ubrane koszulki z jego nazwiskiem. Nawet kiedy „Lewy” nie strzelał i miał słabsze spotkania, kibice w Barcelonie podkreślali, że to światowej klasy napastnik a sama jego obecność w klubie wpływa niezwykle pozytywnie na rozwój młodych piłkarzy. Mówił o tym wielokrotnie sam Xavi. „Efekt Lewego” jest widoczny nie tylko w Katalonii, lecz również w Polsce. Świadczy o tym pokaźna liczba polskich kibiców na trybunach Camp Nou w poprzednim sezonie. Sektor, w którym siedziałem podczas meczu z Osasuną, był pełen Polaków, którzy przyjechali do Barcelony specjalnie, aby zobaczyć Lewandowskiego. Tym, co zrobiło na mnie duże wrażenie, to liczne polskie flagi na Camp Nou. I myślę, że nie miało to wyłącznie związku z tym, że mecz ten był rozgrywany 2 maja, w Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Nie porównywałbym popularności „Lewego” w Barcelonie z popularnością Messiego, czy innych piłkarzy. Lewandowski jest piłkarską marką samą w sobie i w Katalonii jest kojarzony przede wszystkim jako „pan gol” (el senyor del gol). Zdobycie przez niego trofeum Pichichi (dla najlepszego strzelca ligi), tylko potwierdziło słuszność tego określenia nadanego mu przez katalońskie media.
Na pewno będzie Panu brakowało w La Liga Espanyolu, a czy zatęskni Pan także za ekscentrycznymi występami Mateu Lahoza?
Nie będę ukrywał, że na mecze Barçy z Espanyolem zawsze bardzo czekałem i będę na nie czekał również w przyszłości. Rywalizacja tych dwóch klubów jest bowiem silnie osadzona w historii i katalońskim kontekście, co sprawia, że dużo w niej akcentów pozasportowych. Gdyby Espanyol nie spadł do drugiej ligi, w tym sezonie doszłoby do jego meczu z Barçą na stadionie olimpijskim, na którym przez pewien czas rozgrywał swoje mecze. To dodałoby dodatkowego smaczku tej rywalizacji, zwłaszcza że kibice Barçy w znanej przyśpiewce kibicowskiej wytykają Espanyolowi ten „okres wygnania” na Montjuïc…
Jak sobie zrekompensujemy brak tej rywalizacji?
Myślę, że na czas nieobecności „Papużek” w La Liga, lukę po meczach derbowych między nimi zastąpi rywalizacja FC Barcelony z Gironą FC. Drużyna z Montilivi ma świetnego trenera, dobrych piłkarzy, jak niezniszczalny Stuani czy Tsygankov i dokonała naprawdę interesujących wzmocnień (Gazzaniga, Moreira, Blind, Herrera, Couto, Martín, Dovbyk, Torre).
No właśnie, Pablo Torre, który nie dostawał wielu minut, mówiąc delikatnie, od Xaviego, będzie mógł rozwinąć skrzydła w Gironie, jak chociażby Rodrigo Riquelme w minionym sezonie. Girona ma za sobą udany okres przygotowawczy?
W trakcie meczów towarzyskich przed sezonem zespół grał znakomicie, m.in. zremisował 1:1 z SSC Napoli i pokonał 2:1 Lazio, zdobywając trofeum Costa Brava. Wszystko to sprawia, że mecze tych drużyn (katalońskie derby) tak na Montilivi, jak Montjuïc zapowiadają się naprawdę intrygująco.
A wracając do sędziego Lahoza…
Mateu Lahoz to jeden z najbardziej znanych, medialnych i kontrowersyjnych hiszpańskich sędziów. Lubił się wdawać w rozmowy z piłkarzami, których traktował nierówno, jednych z sympatią innych nie. „Obdarowywać” piłkarzy żółtymi i czerwonymi kartkami (w meczu Barçy z Espanyolem z grudnia ubiegłego roku pokazał ich łącznie aż 17, tj. 15 żółtych i 2 czerwone!) i generalnie być w centrum uwagi. Paradoksalnie, wszystkie te czynniki spowodowały, że decyzją prezesa Komitetu Technicznego Sędziów nie będzie już sędziował meczów w La Liga. Wczoraj w hiszpańskich mediach pojawiła się informacja, że Lahoz został ekspertem telewizji Movistar Plus+. Zobaczymy, jak odnajdzie się w nowej roli.
Kto według Pana zostanie mistrzem Hiszpanii w nowym sezonie?
Sądzę, że w nowym sezonie walka o tytuł mistrzowski rozstrzygnie się między FC Barceloną i Realem Madryt. Barça może obronić tytuł. Ma do tego wszystkie atuty: bramkostrzelnego Lewandowskiego, który może mieć o wiele lepszy sezon niż poprzedni, doświadczonego Gündoğana, młodych ale już ogranych i doświadczonych Ansu Fatiego, Gaviego i Pedriego, a także młode „diamenty”, które w krótkim czasie mogą zrewolucjonizować jej grę: Fermína Lópeza i Lamine Yamala. Do tego z Osasuny wrócił Ez Abde.
Warto też zwrócić uwagę na zmiany personalne, jakie zaszły chociażby w Madrycie.
Na pewno wygrać z Realem nie będzie łatwo. Bellingham, Fran García i Joselu z pewnością wniosą do tej i tak już znakomitej drużyny sporo jakości. Natomiast do wyczekiwanego przez wielu transferu Kyliana Mbappé do „Królewskich” chyba jednak teraz nie dojdzie. Co więcej, świeża informacja o poważnej kontuzji Courtoisa to z pewnością ogromny cios dla Realu. Zobaczymy, jak jego brak przełoży się na grę i wyniki klubu w nadchodzącym sezonie.
Kto może stawić czoła gigantom w walce o prymat w kraju? No i kto może zyskać miano czarnego konia, rewelacji?
W mojej opinii do rywalizacji o mistrzostwo włączą się w tym sezonie przede wszystkim Atlético Madryt i Real Betis. Jestem również ciekawy, jak w nowym sezonie będzie się prezentować Rayo Vallecano, które nie tylko straciło kilku ważnych zawodników jak Santi Comesaña, Fran García, Catena czy Camello, ale przede wszystkim wybitnego trenera Andoniego Iraolę. W maju tego roku miałem okazję być na meczu Rayo-Real Vallodolid na Estadio de Vallecas i gra Rayo mnie zachwyciła. Z trybun zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie niż z perspektywy telewizora. A wspomniany Isi Palazón to dla mnie piłkarz znakomity. Jeśli miałbym wskazać na czarnego konia tego sezonu, to postawiłbym na wspomnianą już Gironę FC. Ciekawi mnie również to, jak zaprezentują się UD Almería i UD Las Palmas.

Na początku obejrzymy mecz Sevilli z Valencią. Obie drużyny wybrnęły z potężnych kłopotów w minionym sezonie, jedna z anachronicznym pragmatykiem-strażakiem, druga z klubową legendą w roli trenera i zdolną młodzieżą, która na koniec rozgrywek się objawiła. Tym razem chyba musi być lepiej, a oba zespoły wypada darzyć sentymentem?
Z pewnością. Razem z meczem Rayo Vallecano-UD Almería to świetne zestawienie na inaugurację nowego sezonu LaLiga. Dwie dobre drużyny, które mają swoich wiernych kibiców także w Polsce. Sevilla FC opromieniona triumfem w Lidze Europy, powinna w tym sezonie walczyć o miejsce w pierwszej czwórce. Jeśli chodzi o Valencię CF, to życzyłbym sobie, aby grała tak, by w kontekście tego klubu więcej mówiono o futbolu, niż o kolejnym proteście kibiców „Nietoperzy” przeciwko jego niechcianemu właścicielowi, Peterowi Limowi.
Czy Hiszpanie poradzą sobie z rasizmem? Skandal na Mestalla, ale nie tylko tam, to bulwersująca historia, którą wielu kibiców wciąż ma w pamięci. Javier Tebas dość nieporadnie odnosił się do tej sprawy, wchodząc w potyczki słowne z Viniciusem.
Czas pokaże. To jeden z największych problemów, jakie od lat trawią hiszpański futbol. To, co wydarzyło się na Mestalla, było kolejnym przykrym rozdziałem rasistowskich ataków na czarnoskórych piłkarzy w Hiszpanii. Chciałbym zaznaczyć, że wbrew temu, co się nieraz słyszy, La Liga ma odpowiednie instrumenty, które pozwalają jej na efektywną walkę z rasizmem stadionowym, ale w rzeczywistości z nich nie korzysta. Pozostaje mieć nadzieje, że po sytuacji z Viniciusem Jr. coś się wreszcie zmieni. Mimo że w Hiszpanii, i nie tylko, pojawiało się sporo głosów, że władze La Liga zabrały się za walkę z rasizmem dopiero wtedy, gdy spotkało to piłkarza Realu Madryt, co niestety zbanalizowało ten poważny problem, wydaje się, że przełoży się to jednak na zaostrzenie walki z autorami rasistowskich ataków. Pokazało to szybkie zatrzymanie przez policję osób, które obraziły w kluczu rasistowskim Viniciusa Jr. w Madrycie i Walencji.
Filip Kubiaczyk – dr hab., historyk, historyk kultury, hispanista. Pracuje jako profesor w Instytucie Kultury Europejskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zajmuje się historią nowożytnej Hiszpanii oraz jej oddziaływaniem na współczesność, zwłaszcza relacje hiszpańsko-katalońskie. Studiował i realizował projekty badawcze w Saragossie i Barcelonie. Autor dwóch naukowych książek o hiszpańskim futbolu: więcej tutaj https://lubimyczytac.pl/autor/95669/filip-kubiaczyk
Rozmawiał Bartek Najtkowski
Zdjęcie główne pochodzi z meczu Rayo Vallecano-Real Valladolid (2:1) z 4 maja 2023 r. (archiwum Filipa Kubiaczyka).